Gry typu sandbox survival zawsze mnie wciągały, ale na krótko. Najdłużej wciągnął mnie Minecraft, Terraria już prawie wcale - w Terrarii byłem, przyznam się, mocno zagubiony. Starbound, mimo że na screenach przypomina mocno Terrarię, zainteresował mnie - bo, jak obiecywali twórcy, jest w nim trochę historii, fabuły i legend (lore) związanych z poszczególnymi rasami postaci.
Pierwsze na co napotykamy w grze, to właśnie tworzenie postaci. Do wyboru jest kilka ras, w tym... inteligentne roboty. Rozbawiła mnie opcja płci u robotów (patrz obrazek).
Fabuła przedstawia się następująco: twoja planeta eksplodowała, jesteś uciekinierem w statku kosmicznym na orbicie nad nieznaną planetą i musisz przeżyć.
Gra faktycznie trochę prowadzi gracza za rękę, oferując serię questów, zakończonych przywołaniem bossa, i eksplorację kolejnej planety.
Wszystkie planety, podziemia, a nawet wygląd napotykanych stworów jest generowanych proceduralnie, jednak liczba elementów z których składają się ich ciała, jest na tyle ograniczona, że szybko widzimy powtarzalność. Postanowiłem jednak przymknąć oko na tego typu niedogodności - kupując grę w systemie Early Access, czyli po prostu jeszcze niedokończoną, sam prosiłem się o kłopoty.
Druga rzecz która bardzo mi się w grze spodobała, to muzyka. Mimo, że jest to gra w stylu innych gier indie (czyli ma uproszczoną, pikselowaną grafikę), to muzyka odstaje od chip-tunesowej przeciętności - jest epicka, dobrze zorkiestrowana, pasująca do nastroju, i stara się dopasować do sytuacji na ekranie.
Na planetach napotykamy inne postaci (możemy je na razie tylko zaatakować, lub zignorować, w przyszłości będą one handlować z nami lub oferować nam questy). Zdarza się też napotkać nam jakieś opuszczone struktury, jakby pozostawione przez wymarłą cywilizację, często tam znajdziemy jakąś skrzynię ze skarbami.
Walka jest podobna do walki w Terrarii, możemy atakować z bliska (otrzymujemy na początku gry miecz), albo z odległości (możemy zrobić sobie łuk). Generalnie trzeba być ostrożnym, bieganie "na Rambo" kończy się szybką śmiercią i odtworzeniem postaci z powrotem na statku.
Każda planeta, jak obiecują twórcy będzie inna. Między planetami możemy podróżować swoim statkiem, jednak na początku gry jest to utrudnione ze względu na brak zasobów.
Zasoby i crafting są podobne do innych tego typu gier, czyli standardowo zbieramy drewno, i przerabiamy na deski, oraz zbieramy rudę metali i przerabiamy na sztabki, z których następnie możemy wyprodukować coś innego. Rzeczy do wytworzenia przy pomocy rzemiosła wybieramy z listy, nie musimy sami ich odgadywać jak w Minecrafcie. Nieco to przypomina wytwarzanie przedmiotów w grach MMORPG, np. w World Of Warcraft.
Generalnie gra mi się spodobała, jest jeszcze dużo niedociągnięć ale zapowiada się świetnie. Podoba mi się (i tu chyba się narażę maniakom sandboksów), że gra daje graczowi jakiś cel. Cel ten możemy zignorować i budować na konkretnej planecie swoje imperium, a możemy też do niego dążyć i wtedy nieunikniona jest walka z bossem.