Zdarza mi się przeglądać różne strony dotyczące gier, często nawet tych, w które sam nie gram z jakiegoś powodu. Czasami też dostaję od znajomych jakieś ciekawe tematy do rozpatrzenia, bowiem wiedzą, że takie „kąski” bardzo chętnie przeglądam a potem, choćby na łamach tego serwisu, komentuję. Tym razem na stół trafia zagadnienie, co do którego przez ostatnie parę miesięcy narosło wiele niedomówień, szczególnie takich, co do których ma się wrażenie, że podobne nawet nie powinny kiedykolwiek zaistnieć. Świat gier pełen jest różnych odbiorców, młodszych czy starszych, głupszych bądź mądrzejszych, a przez to też rodzą się różne teorie, które potem, dzięki dobrze znanej podatności sieci na różne głupoty (w tym plotki), rozprzestrzeniają się i utrwalają w głowach internautów jako prawda, bo przecież „w sieci kłamstw być nie może” (sic!). Pomówmy więc o ostatniej modzie, jaką jest idea Early Access.
Mogę się mylić, ale według mnie to platforma Steam była tym bodźcem, który społeczeństwo pchnął w erę wczesnego dostępu do niedokończonej gry. Twórcy oczywiście wcześniej podobne praktyki stosowali, jednak ich skala była znacznie okrojona w stosunku do obecnej mody, którą tak naprawdę większość gier obecnie żyje i dzięki której ma w ogóle szansę na dalszy rozwój. Sprawa bowiem wydaje się arcyprosta – twórca gry zgłasza się ze swoją napoczętą grą w odpowiednie miejsce (pominę tutaj wszelkie techniczne zagadnienia, bo one nie odgrywają tutaj żadnej roli), Steam wszystko według własnych reguł sprawdza i, jeśli tylko wszystko się zgadza, gra wystawiana jest w formie dostępu wczesnego. Gracze, najczęściej korzystając przy tym ze znacznej obniżki ceny w stosunku do planowanej kwoty jaką trzeba będzie za produkt finalny zapłacić, nabywają grę, co do której jasno określone jest, że jest to produkt niedokończony, niekompletny, którego charakter może ulec znacznej zmianie w toku prac developerskich. Logicznym więc jest, że jeśli kupujemy grę opatrzoną logiem Early Access musimy liczyć się z tym, że to, co dostaniemy, to karton, w którym znajdują się pierwsze części puzzli, a których braki mają być sukcesywnie uzupełniane przez producenta. Nasze pieniądze mają być wsparciem dla tych wydawców, którzy nie są w stanie sfinansować całego projektu z góry. Opcja ta często okazuje się być jedyną szansą na to, żeby jakąś grę w ogóle dokończyć.
Często bywa jednak tak, że ludzie w sieci lubią sobie pewne rzeczy dopowiadać i tworzyć własne teorie, co do których wymagają potem bezwzględnego zastosowania od innych uczestników tego całego „walnego zgromadzenia” internetowego. Natrafiłem ostatnio na temat założony na forum gry DayZ Standalone. Tak, znowu DayZ, gdyż nie ma obecnie chyba lepszej gry, która wyeksploatowałaby mocniej zagadnienie wczesnego dostępu, jak twórczość Rocketa i jego ekipy. Warto też napomnieć, że ów temat nie jest jedynym, jaki się na forum tej produkcji pojawia, i nie jest też jedynym, jaki pojawia się w tematach gier z serii Early Access w ogóle. Ujmując rzecz najprościej jak tylko potrafię, mogę powiedzieć, że chodzi o to, iż pojawiają się gracze, którzy mają coś do zarzucenia twórcom w związku z „wymogiem” bycia testerem ich niedokończonych gier. W podanym wyżej fragmencie możecie zobaczyć:
Really? This is almost unbelievable. Most companies don't charge people for helping them Beta test... let alone paying money for what standalone currently is. I really don't see a justification for this other than cashing in on the title now, […]
Cóż, sprawa wymaga głębszego komentarza. Nie mogę pojąć, jakim cudem na świecie przetrwali jeszcze ludzie, którzy nie potrafią nawet czytać ze zrozumieniem. Otóż łapiąc się gry, która aż emanuje od siebie etykietką „Early Access”, powinniśmy od razu liczyć się z tym, że to tak naprawdę nie jest gra, tylko pewna faza projektu developerskiego, w którym my, za pewną opłatą, mamy prawo uczestniczyć. W związku z tym, że faza ta rządzi się swoimi prawami, musimy przyjąć do wiadomości, że gra będzie pełna błędów, nie przedstawia najprawdopodobniej pełnego produktu (w odniesieniu do opisywanej często przez twórcę wizji), a wiele funkcjonalności pojawić się może za rok lub nawet wcale (bo wydawca ostrzega często, że plany mogą się zmienić).
Do tego należy wyjąć z przytoczonej przeze mnie wypowiedzi zwrot (odczytane między wierszami) „zmuszać do kupna niegotowego produktu”. Umówmy się. Wczesny dostęp ma oddziaływać na ludzi. Wielu z nas łapie się na tym, że nie potrafiłoby przeczekać całego procesu tworzenia gry i dobrać się do niej dopiero wtedy, gdy osiągnie swój stan finalny, stan produktu gotowego. Stąd też taka możliwość. Pojawia się popyt, jest więc i podaż. Tworzący gry byliby wręcz głupi, gdyby nie skorzystali z takiej okazji. Dobrze opatrzona warunkami „umowa” między developerem a graczami-testerami pozwala temu pierwszemu często robić to, co mu się podoba, i jak tylko się podoba. Kupując grę gotową wiemy, na co się piszemy. Mamy opis gry i spodziewamy się, że wszystko z tej rozpiski pojawi się w tym, co kupimy. Tutaj jest inaczej. To jak wielka niewiadoma. Podobnie jest z crowdfundingiem. Niektóre projekty mogą się w ogóle przecież nie rozpocząć! Niektóre padną w fazie produkcji, niektóre niedługo po rzekomej finalizacji.
WARNING: THIS GAME IS EARLY ACCESS ALPHA. PLEASE DO NOT PURCHASE IT UNLESS YOU WANT TO ACTIVELY SUPPORT DEVELOPMENT OF THE GAME AND ARE PREPARED TO HANDLE WITH SERIOUS ISSUES AND POSSIBLE INTERRUPTIONS OF GAME FUNCTIONING. ~Steam Early Access
Umówmy się też – Early Access nie jest po to, żeby gracze byli testerami. Jasne, jakaś część poczuje się do swojego niepisanego „obowiązku” i zgłoszą każdą odkrytą wadę developerowi, a przy okazji wezmą też czynny udział w dyskusji dotyczącej kierunku, jaki gra powinna obrać w swojej najbliższej przyszłości. Większość jednak dobiera się do sygnowanego alfą/betą produktu i chce w to po prostu grać, chce z tego korzystać. A twórca… Cóż, ma z tego kasę. Może zbadać rynek, ocenić jego gotowość na taki produkt. Oczywiście może też odkryć nową drogę, którą może podążyć, jednak nie wierzmy w to, że nie przeprowadza on testów we własnym zakresie. Często to, co w rzekomej fazie testowania trafia w ręce graczy, każdy update, patch, pomimo tego, że gra jest w fazie alfy/bety, i tak jest już solidnie przetestowany.
Jestem przekonany, że cały ten bajzel powstaje tylko po to, żeby wcześniej ściągnąć kasę z graczy. Jeśli autor wie, że zbliża się do dna swojego portfela zawierającego budżet na grę, a przy tym widzi, że przed nim jeszcze wiele pracy, która pochłonie masę godzin, musi sięgnąć do kieszeni odbiorców. W ten sposób gra już zarabia, a grą w pewnym sensie nawet wcale nie jest. Mógłbym to przyrównać choćby do kupowania mieszkania zanim jeszcze w ogóle rozpoczęto budowę bloku i zanim w ogóle przygotowano plan. Nawet nie znamy jego rozkładu, nie wiemy, czy pasowałby nam w swojej ostatecznej formie. To trochę bez sensu. To jak kupić sobie garnitur wcześniej go w ogóle nie przymierzając. Najpierw musimy go dostać, potem przymierzyć, następnie ocenić, czy w ogóle leży na nas dobrze, a dopiero potem zapłacić. Przynajmniej wiemy, że płacimy za coś, co już istnieje, za coś, co reprezentuje sobą już jakąś użyteczność – garnitur mamy, możemy go założyć, nie musimy teraz na niego czekać X ilość dni (bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy gra z Early Access w ogóle wyjdzie). A przy tym co do garnituru, który zamawiamy dla siebie, wiemy, że pobrano nasze rozmiary. A we wczesnym dostępie? To, że kupujemy RPGa postapokaliptycznego nie oznacza, że nie wyjdzie z tego FPS.
Nie mówię, że nie ma projektów, które naprawdę potrzebują funduszy na to, żeby być dokończonymi. Mam jednak nieodparte wrażenie, że DayZ (i nie tylko) jest grą, co do której ktoś na wysokim stołku musiał się wkurzyć, że jej produkcja tak bardzo się przeciąga, a zysków nie przynosi, więc kopem wrzucono ją w Early Access. I teraz już przynosi kasę, a tak twórca musiałby czekać jeszcze masę czasu. To często pośpiech generuje takie sytuacje. "Potrzebna jest kasa, wrzućmy niegotową grę do sieci, niech ludzie już płacą, a my pozbędziemy się z siebie presji, bo przecież już nie musimy się nawet specjalnie śpieszyć, żeby dostarczyć graczom coś gotowego i przemyślanego, bo płacą nam i bez tego."
A Wy jakie macie na ten temat zdanie? Faktycznie chodzi o testowanie i pomoc, czy to po prostu kolejny sposób, jeszcze prostszy, na czerpanie zysków?