Far Cry. Odkupienie - recenzja książki - Froszti - 29 maja 2019

Far Cry. Odkupienie - recenzja książki

Wiele osób słysząc „Far Cry”, będzie kojarzyć gry wydawane już od lat przez firmę Ubisoft.  W przypadku piątej części serii, która ukazała się w 2018 roku, na rynku pojawiła się również książka autorstwa Urbana Waite'a, będąca prequelem wydarzeń, zawartych w grze.

Piękna i malownicza Montana, pełna dzikich terenów, pośród których żyją przeróżne gatunki zwierzyny. Mieszkańcy hrabstwa Hope, otoczeni tym naturalnym pięknem, powinni czuć się szczęśliwi. Być może kiedyś tak było, zanim na tym obszarze nie pojawił się kościół Bram Edenu. Organizacja na czele której stoi charyzmatyczny przywódca, obiecujący zabawienie i odpuszczenie grzechów, wszystkim zagubionym duszyczkom. We współczesnym świecie pełnym pokus i grzechu, takich osób jest zdecydowanie za wiele. Spora część z nich chce stać się zbawiona, więc podąża ślepo za swoim przewodnikiem. Czy jest on jednak prawdziwym mędrcem, czy tylko wilkiem w owczej skórze? Tylko nieliczni okoliczni mieszkańcy dostrzegają niebezpieczeństwa takiego sąsiedztwa, reszta już dawno się wyprowadziła albo udaje ślepych i głuchych. Mary May właścicielka lokalnego baru, nie mogąc liczyć na pomoc mieszkańców ani stróżów prawa, postanawia wsiąść spawy w swoje ręce i odzyskać brata, który stał się zagorzałym wyznawcom nowego kościoła. Czy jedna samotna kobieta, ma szansę z dobrze zorganizowaną społecznością, w której nie ma miejsce dla tych, którzy „nie wierzą”?

Książka jest historią dwójki bohaterów: barmanki Mary May i myśliwego Willa Boyda. Oboje są w jakieś sposób powiązani ze wspomnianym kościołem, jednak każde z nich inaczej postrzega tę organizację (przynajmniej z początku). „Bramy Edenu” przez większą część powieści, stanowią enigmatyczny obiekt, rzucający cień na całe hrabstwo, mający wszędzie swoich obserwatorów i mniejszy lub większy sposób wpływający na okolicznych mieszkańców.

Tytuł ma naprawdę dość długi prób wejścia. Akcja rozkręca się bardzo mozolnie, aby osiągnąć swoje apogeum dopiero pod koniec historii. Początek (ponad 100 stron) to prezentacja bohaterów, skupienie się na ich przeszłości, która ukształtowała ich postrzeganie świata i ich obecne działania. Do tego dochodzą opisy okolicznej, pięknej dzikiej przyrody. Jest ich tutaj naprawdę sporo, a czytelnik ma okazję bliżej poznać niektóre gatunki okolicznej fauny. Czyta się to całkiem przyjemnie, jednak nie każdy będzie zachwycony takim przydługim wstępem, mogąc narzekać na nudę (szczególnie jeśli liczy się na to, że książka będzie równie dynamiczna, co gra). Dopiero gdzieś w połowie powieści, czytelnik przekracza bramy „Edenu”, dokładniej poznając strukturę kościoła i jego wyznawców, którzy niekoniecznie zawsze są tam z własnej nieprzymuszonej woli. Dokładnie w tym momencie cała akcja nabiera mocnego tempa, zapewniając aż do ostatniej strony czytelnikowi sporo wrażeń i fabularnych atrakcji.

Całość napisana jest w bardzo prosty i przystępny sposób, ewidentnie z myślą o nastoletnim odbiorcy (kłóci się z tym trochę za długi wstęp). Ma to wpływ na pewne uproszczenia fabularne i pewne „absurdy”, na które należy przymknąć oko. Jest ich na tyle mało, że można na nie bez problemu przymknąć oko i z niekłamaną przyjemnością pochłaniać koleje strony książki. Niestety w pewnym momencie czytelnika może dostrzec, że w historii brakuje pewnej „brutalności i mroku”. Mroczny kult na czele z obłąkanym przywódcą i szalonymi wyznawcami jest tutaj przedstawiony nazbyt ogólnikowo. Należy jednak pamiętać, że książka stanowi wstęp do świata gry, gdzie właśnie tam „Bramy Edenu” odgrywają istotniejszą rolę.

Książka jest pozycją niezłą, całkiem przyjemnie się czytającą nawet pomimo pewnych swoich wad. Na pewno jest ona doskonałym wstępniakiem do wspomnianej gry. Pokazanie rozległych obszarów, na których przyjdzie graczowi spędzić wiele godzin, niebezpieczeństwa matki natury, chuchające na każdym roku, czy sekta, która obserwuje wszystko w okolicy. Zastosowana forma literacka sprawia, że po tytuł mogą sięgnąć również czytelnicy, którzy niekoniecznie mają zamiar spędzić po lekturze, kolejne długi godziny z padem w ręku. Kwestia już czysto subiektywna, czy fabuła stanowiąca tutaj tylko część większej całości, będzie na tyle ciekawa, aby zaspokoić potrzeby takiego czytelnika, moim zdaniem tak.

Radosław „Froszti” Frosztęga

Froszti
29 maja 2019 - 15:41