Opowieść o tęsknocie za nieznanym - Montinek - 14 kwietnia 2018

Opowieść o tęsknocie za nieznanym

Zwykło się mawiać, że ciekawość jest pierwszym krokiem do piekła. Mieszkańcy miasta Orth mogą interpretować to powiedzenie całkiem dosłownie. Ich domostwa stoją bowiem na brzegu gigantycznej dziury, którą ludzkość odkryła blisko 1900 lat temu, a której zagadki nie udaje się rozwiązać po dziś dzień – pomimo ogromnej liczby ofiar w ludziach, które przyniosły niezliczone ekspedycje w jej głąb. Ponad kilometr średnicy, przypuszczalnie więcej niż dwadzieścia dwa kilometry głębokości, niewyjaśnione zjawiska, dzikie ekosystemy pełne istot nie z tego świata oraz walające się pod nogami relikty dawnej cywilizacji. Oto i Otchłań w całej swej okazałości. Główna i najcudowniejsza bohaterka anime Made in Abyss.

Nie dajcie się zwieść pozorom – może i na pierwszoplanowe postacie kreowani są dwunastoletnia dziewczynka Riko oraz cierpiący na amnezję, podobny dwunastolatkowi wyglądem i charakterem android Reg, jednak to właśnie tytułowa Otchłań gra w opowieści pierwsze skrzypce.

Już końcówka pierwszego odcinka, pięknie wyreżyserowana sekwencja, nie pozostawia co do tego żadnych wątpliwości. Gdy dzieci stają na wzgórzu, by obejrzeć wschód słońca nad Orth, kamera częstuje nas coraz szerszymi kadrami, ukazując w końcu niewiarygodną skalę Otchłani. Miasto otaczające jej wrota, jeszcze przed chwilą jawiące się nam jako wielka metropolia, w ułamek sekundy stało się wąziutkim pierścieniem kruchych budynków. W tle wybrzmiewa cudowny, prawie że mistyczny utwór, który nadaje ton całej scenie. Oto obcujemy z czymś, co nas przerasta w niewyobrażalnym wręcz stopniu. Oszczędne słowa narratora zarysowują historię tego miejsca. my jednak słuchamy zaledwie jednym uchem, zbyt przejęci aurą przedziwnej tajemnicy, która – zdaje się – nie powinna być odkryta. Na koniec razem z kamerą gwałtownie nurkujemy w ciemność Otchłani, a dotychczasowa muzyka ustępuje miejsca dynamicznemu motywowi przewodniemu anime. „Witaj przygodo!” – chciałoby się naiwnie zakrzyknąć.

W parę minut Made in Abyss pozwala nam zakosztować narkotyku, którym upojeni są wszyscy ludzie żyjący w jego świecie – tej zgubnej ciekawości, czy też jak często to opisuje narrator, tęsknoty. Tęsknoty za nieznanym, tęsknoty za nieodkrytym. Jak na narkotyk przystało, uzależnia, ale może też prowadzić do zguby. Poszukiwacze cennych reliktów mogą pożegnać się z życiem na niezliczoną ilość sposobów. Bycie upolowanym przez przedziwną faunę podziemi jest zaledwie pierwszą z brzegu, niekoniecznie najbardziej przerażającą opcją.

Jednak pomimo tego, że już w pierwszych minutach opowieści jesteśmy świadkami gościnnego występu jednej z krwiożerczych kreatur zamieszkujących niższe warstwy Otchłani, wcale nie czujemy tego całego zagrożenia. Made in Abyss doskonale maskuje swoją mroczną stronę, początkowo zapoznając nas ze swoimi sympatycznymi protagonistami i karmiąc obietnicą raczej przygody pełnej tajemnic, niźli dramatycznej walki o przetrwanie. Pomaga w tym przecudowna oprawa, z uroczymi projektami postaci i przykuwającymi wzrok tłami, kreślonymi przez byłego pracownika studia Ghibli. Czujność usypia również to, jak lekko rozpoczyna się główny wątek fabularny. Nie ma żadnego wroga, nic bohaterom nie zagraża. Zarówno Riko, jak i Reg w pewnym momencie po prostu znajdują dla siebie odpowiedni pretekst, by puścić się samopas w paszczę Otchłani – ta pierwsza w pogoni za swoją matką, ten drugi w pogoni za utraconymi wspomnieniami.

Obsadzenie w roli protagonistów dwunastolatków to genialna decyzja. Gdy w końcu dochodzi do zderzenia się ich dziecięcej naiwności z przerażającą rzeczywistością, widz czuje się, jakby ktoś wylał mu na głowę kubeł zimnej wody – kontrast jest po prostu przytłaczający. Made in Abyss nie jest opowieścią dla ludzi o słabych nerwach, choć daje to po sobie poznać tylko w wybranych momentach. Wiedzcie jednak, że gdy przychodzi co do czego, anime potrafi być bardzo dosadne w przedstawianiu bólu i cierpienia. Rzekłbym, że wręcz naturalistyczne – tam, gdzie inni powiedzieliby „tak nie wypada”, Made in Abyss z perwersyjną przyjemnością nachyla się nad cielesnością swoich bohaterów.

Współistnienie obok siebie piękna i grozy to istotny element całej animacji. W jednej chwili przez długie kilka minut oglądamy, jak bohaterowie beztrosko łowią ryby, przygotowują posiłek, cieszą się swoim towarzystwem i podziwiają nieziemskie krajobrazy kolejnych warstw Abyssu, by niespełna kilka sekund później ich życie wisiało na włosku w starciu z jedną z zamieszkujących ten świat bestii. Podobnie ścieżka dźwiękowa* (autorstwa – o dziwo – Australijczyka, Kevina Penkina) potrafi częstować nas muzyką z dwóch różnych biegunów: raz będą to kojące uszy, instrumentalne aranżacje, innym razem pełna niepokojących dźwięków elektronika.

Otchłań potrafi być zarówno cudowna, jak i przerażająca, ale przede wszystkim jest tajemnicza. Ciągle podsyca ciekawość widza, niekoniecznie rozpala ją do postaci ogromnego płomienia, ale nigdy nie pozwala jej zgasnąć. Nawet, jeśli obiektywnie rzecz biorąc historia nie spieszy się z wyjaśnianiem, dlaczego właściwie wszystko w tym świecie wygląda, jak wygląda, ciężko poczuć się zaniedbanym. To dlatego, że ekspozycja jest poprowadzona wręcz wzorcowo. Narrator, poza wspomnianą sekwencją z początku animacji, nie dzieli się z nami żadnymi faktami, a raczej oferuje swoje przemyślenia na temat ludzkiej natury, ciągle wracając do tematu „tęsknoty za nieznanym”. Wszystkiego, co naprawdę istotne, dowiadujemy się od bohaterów, a także uważnie śledząc to, co robią. Scenariusz z reguły dobrze uzasadnia każdy moment ekspozycji: raz dzieciaki wynoszą ukradkiem naukowe opracowania z biblioteki, żeby w środku nocy, z dala od nadzoru dorosłych, przestudiować schemat dotychczas odkrytych partii podziemi, zanim dwójka protagonistów wyruszy w swoją karkołomną podróż; kiedy indziej Riko, której fascynacja Otchłanią zaprocentowała sporą wiedzą na jej temat, tłumaczy Regowi, w jaki sposób powinni się zabrać do unieszkodliwienia kreatury broniącej jeziorka z pitną wodą. Nieobecne jest to paskudne wrażenie, że postacie poruszają jakiś temat wyłącznie w celu oświecenia widza – tak jakbyśmy siedzieli w pierwszym rzędzie na wykładzie. Nie, tutaj czujemy się raczej jak podczas słuchania czyjejś rozmowy z boku.

Być może to wyłącznie moja obserwacja, ale to, że główni bohaterowie są dziećmi w dziwny sposób wpłynęło na mój odbiór wielu z informacji o świecie Made in Abyss. Otchłań emanuje aurą czegoś mistycznego i już wyjściowo czasem ciężko stwierdzić, które z oferowanych nam wyjaśnień mają charakter faktów, a które plotek, czy też krążących w gronie poszukiwaczy reliktów legend… A co dopiero, gdy wyjaśnienia te wypowiadane są przez niepewne, piskliwe głosiki dzieci. Weźmy choćby wspomnianą scenę analizowania wykradzionych książek – młodzi siedzą skuleni na kocach, w otoczeniu latarek, jak podczas jakiegoś przyjęcia z nocowaniem u kolegi. Czytają o różnych niebezpieczeństwach i przedziwnych zjawiskach, jakich doświadczają ludzie podróżujący po niższych warstwach Otchłani. Towarzyszy im przy tym dziecięca ekscytacja – mimo że wiele z tych rzeczy brzmi wprost przerażająco. Scena ma taką wymowę, jak gdyby opowiadali sobie straszne legendy i bajki, choć logika niby podpowiada, że przecież na ziemi leżą naukowe opracowania. W ogóle nie czuć wagi tej informacji. Gdy o czymś wiedziałem, ale to bagatelizowałem, paradoksalnie czułem się mocniej poturbowany przez brutalne sceny Made in Abyss, niż gdyby po prostu wzięło mnie to z zaskoczenia.

Zachwyt, ciekawość, tajemnica, szok, zaskoczenie. Staram się zaoferować Wam tutaj destylat wrażeń, jakie oferuje to anime – żeby jednak mikstura była kompletna, należy dodać jeszcze jeden element: niepokój. Jak to niepokój, rzadko kiedy wysuwa się na pierwszy plan, ale w wielu scenach czujemy, jak wszystko jest nim subtelnie podszyte. W moim przypadku to specyficzne uczucie wykiełkowało na gruncie przekonania, że bohaterowie w swojej podróży tak naprawdę już nigdy nie spotkają się z „normalnym” światem. Otchłań oczywiście z definicji jest tak daleka od codzienności, jak tylko można być, lecz wydawałoby się, że przynajmniej przemierzający ją ludzie będą stanowili jakąś ostoję normalności. Tymczasem Made in Abyss szybko udowadnia, że nie warto mieć nadziei. Podziemny świat zmienia i wykrzywia wszystko, łącznie z ludźmi – najwytrawniejsi i najzdolniejsi poszukiwacze reliktów, schodzący do najniższych poznanych warstw, na powierzchni być może i są traktowani jak bohaterowie... Ale na podstawie tego, co możemy zaobserwować razem z Riko i Regiem, ciężko nie odnieść wrażenia, że każdy jeden z nich jest w jakiś sposób spaczony, jakby gdzieś po drodze zatracili odrobinę człowieczeństwa. Cytując za pewnym niemieckim nihilistą: „jeśli zbyt długo spoglądasz w otchłań, otchłań spogląda w ciebie”. Pasuje aż za dobrze.

Celowo starałem się zawrzeć w tekście jak najmniej szczegółów – jestem bowiem zdania, że Made in Abyss to jedno z tych anime, które należy oglądać „na czysto”, nie bardzo wiedząc, jakie prawidła rządzą światem przedstawionym; nie mając pojęcia, jakie postaci spotkamy; nie przeczuwając, co się zaraz wydarzy. Historia jest świetnie przygotowana na takiego nieogarniętego widza. Niby pająk tylko czeka, żeby pochwycić go w swoją sieć i omotać tak, jak jej wygodnie.

Warto zatracić się w tej Otchłani.

* Soundtrack jest po prostu GENIALNY, karmiłem się nim przez cały czas pisania tego tekstu i już wiem, że na stałe trafi do mojej playlisty. Szkoda tylko, że oficjalny album na Spotify jest niedostępny w wielu regionach, w tym również i w naszym kraju. Pozostaje słuchać nagrań na YouTube (klik!) i modlić się, żeby nie dosięgnął ich żaden copyright strike.

Ilustracje pożyczone ze stron:

animationmagazine.net
anime-evo.net
kotaku.com
kaorinusantara.or.id
theconartistsblog.com

Montinek
14 kwietnia 2018 - 20:20