Mój filmowy rok to 43 wizyty w kinie i 14 netfliksowych premier. Jak zwykle - wszystkich zaplanowanych filmów nie udało mi się obejrzeć i na poniższej liście nie ma m.in. Tajemnic Silver Lake, Źle się dzieje w El Royale, Pierwszego człowieka, Czarnego bractwa czy też Wdów. Te tytuły mogłyby powalczyć o wyróżnienie, ale moje lenistwo wygrało. Kwalifikować się mogły tylko oficjalne polskie premiery - czy to kinowe, czy streamingowe. Tak, streamingowe też, bo w masie średniaków było kilka pereł.
Zapraszam zatem na tradycyjnie subiektywną listę najlepszych filmów roku 2018. Podział będzie taki sam, jak w przypadku podsumowania muzycznego - produkcje dobre, bardzo dobre, rewelacyjne i na końcu film(y) roku. Kolejność chronologiczna.
Fajne z tego czy innego powodu:
- Gotowi na wszystko. Exterminator - naprawdę zabawna komedia o metalowym zespole, tylko trochę za dużo oklepanego romansu;
- Wszystkie pieniądze świata - to ten film, z którego wymazano Kevina Spaceya i w ogóle mu - filmowi - to nie zaszkodziło;
- Czarna Pantera - poprawna komiksowa zabawa, która jest gorsza, niż każe się spodziewać wyrosły z niej fenomen;
- Przebudzenie dusz - pomysłowy horror, który wziął się ze sztuki teatralnej;
- W cieniu drzewa - niby islandzki komediodramat, a jakiś taki polski;
- Niezwykła podróż fakira, który utknął w szafie - absurdalnie pozytywny film, który wywoła uśmiech u największego ponuraka;
- Berek - to jedna z tych komedii, które bardzo lubię - durnowata, wulgarna i zabawna;
- Ant-Man i Osa - gorszy niż cześć 1, ale nadal fajny (a i tak wszyscy zapamiętają tylko scenę po napisach);
- The Meg - Jason Statham kontra wielki rekin, wystarczająco głupie, by się podobało;
- Kler - film tylko dobry, ale zjawisko niezwykłe na zawsze wpisane w historię rodzimej kinematografii;
- 7 uczuć - Koterski jak zawsze prawdziwy, celny i słodko-gorzki, tylko nie tak fajny, jak się spodziewałem;
- Climax - nieco męczący artystyczny manifest Gaspara Noe, ale nadal warty uwagi;
- Halloween - tak się powinno wskrzeszać stare marki, zacna robota;
- Winni - niecałe półtorej godziny gapienia się na pana obsługującego numer alarmowy zapewniło sporo wrażeń;
- Operacja Overlord - nazistowskie zombiaki na poważnie - dobra zabawa.
Produkcje bardzo dobre:
- Atak paniki - zaskakująco dobra rzecz, drapieżna, dynamiczna, zabawna, przejmująca, generująca sporo emocji, brawo;
- Rytuał - niebanalny horror z logo Netfliksa, który nie bał się dosłowności pod koniec i wyszedł na tym bardzo dobrze;
- Disaster Artist - bardzo dobry film o bardzo złym filmie - James Franco jako Tommy Wiseau to jedna z lepszych kreacji aktorskich ostatnich 12 miesięcy;
- Nić widmo - wysmakowany jak jasna cholera film o geniuszu mody z rewelacyjnym Danielem Day-Lewisem, to wystarczy;
- Wieczór gier - prawdopodobnie najzabawniejszy film roku, który na dodatek stara się jak może, by nie przypominać zwykłej komedii;
- Anihilacja - pierwszy głośny przykład filmu, który był zbyt ryzykowny dla kin, więc skończył na Netflksie - rzecz niezwykła, oryginalna, wymagająca interpretacji, z jedną z najstraszniejszych scen roku (niedźwiedź!);
- Ciche miejsce - wielce pomysłowy koncept na film, który ma zaciekawić i przestraszyć w tym samym momencie, i robi to z wielką łatwością;
- Wyspa psów - każdy film Wesa Andersona jest dobry, a każdy animowany film Wesa Andersona jest bardzo dobry;
- Deadpool 2 - nie tak świeży, jak jedynka, ale nadal świetny - Wade Wilson pokazuje środkowy palec wszystkim, a wszyscy się cieszą;
- Zimna wojna - piękne, wysmakowane kino znad Wisły, które robi raban za granicami kraju i bardzo mnie to cieszy;
- Stowarzyszenie miłośników literatury i placka z kartoflanych obierek - ciepłe, historyczne, zabawne i o miłości - jedna z przyjemniejszych tegorocznych premier na Netfliksie;
- Mission: Impossible - Fallout - Tom Cruise jako Ethan Hunt już od dłuższego czasu nie schodzi poniżej pewnego poziomu, nie inaczej jest tym razem;
- Apostoł - folk-horror, kultyści, zawiesista atmosfera i trochę przemocy to prawdziwie wybuchowy koktajl;
- Ballada o Busterze Scruggsie - 6 historii sklejonych w jeden film - jedne lepsze (Tom Waits!), inne gorsze (ta ostatnia), ale i tak świetna zabawa firmowana nazwiskiem braci Coen.
Rzeczy ocierające się o geniusz:
Trzy billboardy za Ebbing, Missouri
To był jeden z pierwszych filmów, jakie obejrzałem w tym roku i od razu poprzeczka została ustawiona niezwykle wysoko. Nie bez powodów Trzy Billboardy zebrały sporo nagród i jeszcze więcej nominacji. Opowieść o matce szukającej sprawiedliwości za śmierć córki polana "czarnokomediowym" sosem to rzecz absolutnie rewelacyjna i spokojnie mogąca znaleźć się jako reprezentatywny przykład zaraz obok definicji słowa "film".
Dziedzictwo. Hereditary
Horror jednym z najlepszych filmów roku? A jak! Debiutanckie dzieło Ariego Astera to film pomału osaczający widza, wciągający go coraz głębiej w swój pokręcony świat, duszący i niewygodny. Niby prawdziwego strachu w tej opowieści o rodzinnej tragedii i radzeniu sobie z nią jest niewiele, ale te pojedyncze sceny rozsiane po całym filmie i ten mocarny finał robią niesamowite wrażenie. No i na dokładkę jest genialna Toni Colette.
Spider-Man: Uniwersum
Zachwyty zaczęły się tuż po premierze pierwszego zwiastuna. Jak to wygląda! Jak to brzmi! Jakie to dynamiczne i komiksowe! Film w swojej całej okazałości jest jedną z najlepszych kinowych wersji komiksu w historii. Odpowiednia dawka humoru i powagi, wciągająca historia, genialna strona wizualna oraz potężny ładunek frajdy zagwarantowały orgom satysfakcji. Idź, nawet jeśli nie jesteś fanem Pajączka.
Film(y) roku:
Avengers: Wojna bez granic
Komiksowy film totalny, początek końca jednego z najbardziej udanych komercyjnych produktów współczesnej kinematografii. Trzecia część Avengers spełniła wszystkie pokładane w niej nadzieje, dostarczyła ogromnego ładunku nerdowskich emocji, zapewniła niespotykany poziom radochy przez niemal 2,5 godziny seansu i sprawiła, że na Endgame czekam jak na żaden inny film w dziejach. Owacje na stojąco i 10 wirtualnych Oscarów w kategorii "czysta rozrywka".
Roma
Drugi film roku, ten, który przemówi bardziej do widzów niezainteresowanych laserami i wybuchami. Alfonso Cuaron stworzył dzieło skrojone pod nagrody i zachwyty, ale nie czuć w tym żadnego cynizmu. Roma jest tak autentyczna, piękna i przejmująca, że naprawdę trudno się nie zachwycić. Netflix rozbił tym filmem bank i mam nadzieję, że znajdzie to odzwierciedlenie w postaci kilku statuetek.
fsm30 grudnia 2018 - 12:20