Największe twardzielki kina akcji - Czarny Wilk - 9 listopada 2015

Największe twardzielki kina akcji

Jeśli mieliście kiedyś (nie)przyjemność zaplątać się w zakątki internetu opanowane przez tak zwane nazifeministki (i nazifeministów, bo nie brak również mężczyzn hołdujących ich opiniom), czytając ich mógł ukazać się Wam obraz świata, w którym Hollywood zostało opanowane przez wiernych patriarchatowi szowinistów i rola kobiet we wszystkich filmach sprowadzona została do obiektu seksualnego, damy w opałach i/lub narzędzia mającego zapewnić motywację głównemu, obowiązkowo męskiemu bohaterowi. Tymczasem, jak każda skrajność, jest to opinia ekstremalnie przesadzona, w rzeczywistości bowiem w filmach nie brakuje zarówno interesujących i wiarygodnych kreacji kobiecych, jak i twardzielek mających charakterologiczne cojones nie mniejsze niż Schwarzenegger i Stallone razem wzięci. Jak zdradza tytuł tego tekstu, tematem dzisiejszej „lekcji” będzie ta druga kategoria. Zapraszam do przeglądu największych żeńskich „badassów” kina akcji.

Ponieważ na topie nadal są superbohaterowie, zaczniemy od przedstawicielek tej profesji. Choć jako nieliczna nie doczekała się własnego filmu solowego, Black Widow, czyli grana przez Scarlett Johansson Natasha Romanoff, jest istotną członkinią Avengers i wielokrotnie udowodniła, że, mimo braku supermocy, jest równie wartościowym trybikiem w zespole, co Kapitan Ameryka czy Hulk. Seksowna, doskonale wyszkolona, niebezpieczna i profesjonalna, Natasha jest perfekcyjnym szpiegiem i żołnierzem o tajemniczej przeszłości i złożonym charakterze. Czego tu nie lubić? Może tylko sposobu, w jaki poprowadzono ją w Avengers 2. Słynny dialog, w którym niemożność posiadania dziecka porównano do bycia potworem, zdecydowanie nie był szczytowym osiągnięciem scenarzystów, ale osobiście wypieram go z pamięci i zamiast tego wspominam świetnie prowadzoną Natashę z Zimowego Żołnierza

Mieszanka czarnej komedii i filmu akcji przedstawiająca nieco bardziej przyziemne spojrzenie na superbohaterów, Kick-Ass, wywołała dosyć skrajne uczucia. Jednych, jak choćby i mnie, film zachwycił, innych wręcz zniesmaczył, nie mówiąc o tabunach opinii zawieszonych pomiędzy tymi skrajnościami. Niezależnie jednak od ocen samego filmu, niemal wszyscy chórkiem chwalili młodziutką Chloë Grace Moretz w roli Hit-Girl, wyjątkowo brutalnej i wulgarnej nieletniej superbohaterki. To ona swoją bezkompromisowością, językiem i interesująco przedstawioną relacją z wychowującym i trenującym ją ojcem (Nicholas Cage jako Big Daddy), zbiorem zachowań tak niepasujących do trzynastolatki, skradła tak naprawdę cały film. Przy okazji jej postać wywołała też nieco kontrowersji. Co ciekawe, obrońcom moralności tak bardzo nie przeszkadzała brutalność Hit-Girl, co jej wulgarny język. O popularności tej postaci najlepiej chyba świadczy to, że w chwili obecnej większe szanse na realizację ma poświęcony jej spin-off niż trzecia część Kick-Assa.

Quentin Tarantino wielkim reżyserem jest, a jego dwuczęściowy Kill Bill nie zestarzał się ani trochę, nadal stanowiąc wspaniały hołd oddany klasycznym filmom sztuk walki i opowieściom o zemście, wypełniony tak typową dla tego reżysera zabawą formą. Była to też, zwłaszcza część pierwsza, plejada silnych postaci kobiecych, spośród których szczególnie wyróżniały się bezwzględna przywódczyni Yakuzy O-Ren Ishii oraz główna bohaterka, grana przez Umę Thurman Panna Młoda. Zdradzona i niemalże zabita przez swego nauczyciela i dawne towarzyszki, była zabójczyni podczas czterech godzin seansu zaprezentowała determinację i umiejętności bojowe, jakich zazdrościć może jej niejeden mistrz miecza.

Ekstrema mają to do siebie, że skrajne poglądy często wywołują równie skrajne reakcje po drugiej stronie bieguna. I tak, odpowiedzią na regularne pojękiwania nazifeministek o wieczne marginalizowanie postaci kobiecych w filmach okazało się być równie absurdalne narzekanie na... zbyt dobrze nakreśloną i ciekawą postać kobiecą w najnowszym Mad Maxie, przez którą to rzekomo tytułowy bohater wypadł blado i w efekcie tego cały film był gorszy. Na szczęście, jak to zwykle bywa, najwięcej ujadała malutka grupa ekstremistów i w żaden sposób nie zaszkodziło to Fury Road, które całkiem zasłużenie stało się jednym z największych hitów 2015 roku. Nie da się natomiast ukryć, że Imperator Furiosa, w którą wcieliła się Charlize Theron, faktycznie skradła film głównemu bohaterowi i to jej wyczyny, a nie Maxa, wspomina się po seansie. Nie tylko wykazała się jako lepsza wojowniczka, ale też cechowało ją znacznie więcej zwyczajnej ludzkiej poczciwości niż przez większość filmu niespecjalnie zainteresowanego pomaganiem komukolwiek prócz samego siebie Maxowi.

Ekranizacje gier komputerowych to grząski grunt – rzadko kiedy takie filmy na siebie zarabiają, jeszcze rzadziej prezentują sobą cokolwiek więcej niż tylko ciekawostkę dla największych fanów. Ale jedną egranizację udało się przekuć w żyjącą własnym życiem, liczącą całkiem sporo produkcji franczyzę – Resident Evil. Dziecko Paula W. S. Andersona, który od lat zajmuje się reżyserowaniem kolejnych odsłon tego cyklu, swój sukces zawdzięcza przede wszystkim tematyce żywych trupów i z roku na rok coraz bardziej nierealnym zwrotom fabularnym, ale swoją cegiełkę do sukcesu dołożyła też Milla Jovovich, która wciela się w Alice, główną bohaterkę całego cyklu. Początkowo niepamiętająca własnej przeszłości agentka pracująca dla Umbrella Corporation (czyli głównych antagonistów w tym uniwersum), z czasem wystąpiła przeciw swym pracodawcom, dorobiła się supermocy telekinetycznych, a nawet armii klonów samej siebie. A wszystko to w ramach aktywnego zwalczania plagi zombie.

Zazwyczaj bohaterów i bohaterki kina akcji poznajemy, gdy już są zaprawionymi w bojach wymiataczami. Nieczęsto zdarza się, że możemy obserwować, jak hartuje się stal. Okazję taką mieliśmy w przypadku Sarah Connor z cyklu Terminator. Na początku oryginalnego filmu Sarah była całkowicie normalną kelnerką, prowadzącą zwyczajne życie. Gdy zaczęła być ścigana przez morderczą maszynę, początkowo zachowywała się jak typowa dama w opałach. W miarę rozwoju akcji jednak stopniowo doroślała i nabierała samodzielności, by w końcu własnoręcznie doprowadzić do zmiażdżenia swego oprawcy pod prasą hydrauliczną. W drugim filmie Connor jest już pełnoprawnym żołnierzem, doskonale wyszkolonym i ogarniętym wręcz obsesją na punkcie chronienia własnego syna. Nie ma nawet skrupułów, gdy w grę wchodzi zabicie niewinnego człowieka, byle tylko zapobiec apokalipsie. Prawdziwa wojowniczka, która przetarła szlaki dla pełnoprawnych heroin w kinematografii.

Ósma najlepsza bohaterka amerykańskiego kina według Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Piąta najbardziej cool bohaterka popkultury według Entertainment Weekly. Dziewiąta najlepsza postać kina według Empire. Ellen Louise Ripley, w którą od zawsze wciela się Sigourney Weaver, to zdecydowanie jedna z najważniejszych postaci kinematografii. W swoim debiucie w Obcym: Ósmym Pasażerze Nostromo większość czasu pełniła głównie funkcję zwierzyny łownej dla tytułowego Xenomorfa i jej przetrwanie starcia z naturalnym zabójcą było w równie dużej mierze kwestią szczęścia, co umiejętności. W kolejnych dwóch filmach stała się ona prawdziwym ekspertem w starciu z obcymi, choć wciąż zachowała tyle cech ludzkich, by być znacznie wiarygodniejszą postacią od większości spotykanych w tego typu filmach, zaś w czwartym filmie... cóż, nie była to „nasza” Ripley, ale bycia twardzielką odmówić jej nie sposób.

Jak widać, w kinie nie brakuje wyrazistych postaci kobiecych, także w, wydawałoby się, że najbardziej zdominowanych przez mężczyzn, filmach akcji. A może nie zgadzacie się z tym i sądzicie, że nawet stado jaskółek wiosny nie czyni? Albo sądzicie, że pominąłem jakiś istotny przykład? Zachęcam do dyskusji.

Czarny Wilk
9 listopada 2015 - 10:21