Spóźniona, krótka, subiektywna do bólu - to moja recenzja Cyberpunka 2077. Gry, na którą czekałem przez lata, jednej z dwóch zakupionych przed premierą (drugą był remaster Homeworld, jeśli kogoś to interesuje), gry mającej niemalże zbawić świat videogamingu. W grudniu wybuchła bomba, a ja schowany w swoim pokoiku niespiesznie - kilkumiesięczna córeczka skutecznie odciąga od komputera - poznawałem historię mojego V. Zajęło mi to 80 dni, co z kolei dało 42 godziny czasu w grze. Były potknięcia, ale w ogólnym rozrachunku podobało mi się. Ogromnie!
Ostatni artykuł o CYBERPUNK 2077 pisałem w styczniu tego roku, kiedy świat obiegła informacja, że gra zostanie przesunięta po raz pierwszy. Wtedy nikt z nas nie wiedział, iż zrobią to ponownie i ostatecznie dopiero pojawi się 10 grudnia.
Kolejny miesiąc się kończy, a ja mam tym razem więcej do napisania niż zakładał oryginalnie plan na marzec. Dziś kończy się kwiecień, a ja piszę podsumowanie miesiąca, ale tym razem z materiałem za dwa, ponieważ wcześniej przespałem.
Jestem fanem gier CD PROJEKT RED od momentu wyjścia pierwszych przygód zabójcy potworów z Rivii w 2007 roku. Z zaciekawieniem obserwuję, jak rozwija się ich nowe dziecko, znane nam wszystkim jako CYBERPUNK 2077, którego premiera miała się odbyć w kwietniu tego roku.
Jakiś czas temu pisałem wam na temat wojny, którą wypowiedział ojciec Wiedźmina firmie CD PROJEKT RED żądając od nich niebotycznej kwoty 60 milionów orenów. Wczoraj zdziwiłem się widząc na swojej ścianie w serwisie Facebook, że Andrzej Sapkowski dochodzi do porozumienia z warszawską firmą.
Zbliża się koniec 2018 roku, więc nadszedł czas bym napisał kilka słów o swoich popkulturowych wojnach. Było kilka zwycięstw, ale i również niestety parę porażek. Czytając podsumowanie Czarnego Wilka uświadomiłem sobie, że o wielu rzeczach zapomniałem.
Jednak kiedyś nie było to tak widoczne, a my byliśmy innymi graczami. Chociaż nie jest to jedyna rzecz, która kiedyś była odmienna, a czynników tej inności na pewno było mniej niż teraz.
Dla wielu Assassin’s Creed: Origins nadało nowy kierunek serii o skrytobójcach. Jednak w wypadu Odyssey Ubisoft pomyślał inaczej, ale czy wyszło mu to na dobre? W poniższym tekście postaram się odpowiedzieć na to pytanie, ale również opowiedzieć trochę więcej niż poprzednio o nowym rozdziale historii skrytobójców, których przygody śledzimy już od ponad dekady.
Był taki moment, kiedy myślałem, że bitwa między CD PROJEKT RED, a ojcem sagi o najsłynniejszym zabójcy potworów z Rivii dobiegła końca. Szkoda, że dziś temat ten zostaje odkopany.
Od czterech lat uczę się grać na giełdzie, używając do tego celu symulatora dokładnie odzwierciedlającego wartości polskich spółek i większość niuansów tej zabawy. Przez ten czas poznałem podstawową teorię stojącą za tą formą inwestowania, potestowałem też różne techniki gry, ostatecznie swoją strategię opierając wiedzy o rynku gier komputerowych. Daleko mi do profesjonalisty i wciąż traktuję to jako rozrywkę, ale nawet odniosłem pewne sukcesy, podwajając swój początkowy (aż szkoda że tylko wirtualny) kapitał.
Wnioski, jakie wyciągnąłem z tej czteroletniej zabawy? Giełda papierów wartościowych jest dziwna, dzika i nieprzewidywalna. Co postaram się udowodnić Wam na przykładach dwóch dobrze znanych większości graczy spółek, które okazały się podstawą mojego sukcesu – CD Projekt RED (Wiedźmin 3, Cyberpunk 2077) oraz CI Games (Sniper: Ghost Warrior 3, Lords of the Fallen).