Blade Runner, jakiego nie znacie
Od Hana Solo do Ricka Deckarda. Najciekawsze role Harrisona Forda
Geniusz kreacji. Recenzja filmu "Blade Runner 2049"
Na pięć minut przed Blade Runnerem 2049 - trzy krótkie metraże wprowadzające do historii filmu
Blade Runner 2? To się dzieje!
Czy androidy śnią o Philipie K. Dicku?
Przegląd najciekawszych ról Harrisona Forda prowadzi do paradoksalnego wniosku – stworzył wiele kreacji, które stały się kultowe i przyniosły mu ogromną sławę, ale nie wykorzystał w pełni swego talentu.
Marzeniem każdego aktora jest zagrać rolę, która na stałe zapisze się w historii kina. Bywają jednak i tacy, którym ta sztuka udała się kilkakrotnie. Do takich osób z pewnością zalicza się Harrison Ford, który w przeciwieństwie do swoich kolegów z planu „Gwiezdnych Wojen” nie został po wieki wieków jedynie bohaterem gwiezdnej sagi, lecz dał się poznać widzom w kolejnych latach jako Indiana Jones, czy „Ścigany”. Ford zawsze łączył zawadiacki urok i charyzmę z pozą twardego faceta, czasem ponurego i chłodnego w obyciu. To właśnie te cechy sprawiały, że jego obecność na ekranie dodawała blasku produkcjom, w których występował. Jednocześnie krytycy jego osoby twierdzą, że stosowanie podobnego repertuaru środków wyrazu sprawiało, że Ford był często wtórny w swoich kreacjach. Ale czy rzeczywiście? A może po prostu jest to ten typ aktora, który najlepiej sprawdza się w rolach, które odpowiadają jego naturze i fizjonomii i taka, a nie inna filmografia była nieuniknioną koleją rzeczy? Jedno jest pewne – Fordowi udało się stworzyć postaci kilku naprawdę wyrazistych protagonistów. Oto subiektywne zestawienie najciekawszych z nich.
Wszyscy dobrze wiedzą o tym, że kultowy Łowca androidów jest adaptacją powieści Philipa K. Dicka pod tytułem Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?, mało kto jednak tę powieść czytał. Film na przestrzeni wielu lat doczekał się licznych poprawek i nowych wersji (debiutował w 1982, zaś ostateczna wersja została wydana w roku 2007), nie zauważyłem jednak, żeby marketingowcy – przynajmniej w naszym kraju – jakoś palili się przy tej okazji do promowania książki stojącej za obrazem… Nawet w obliczu kinowej premiery długo oczekiwanego sequela. Powieść Dicka pozostaje więc w cieniu swoich kinowych dzieci. Ogromna szkoda, bo Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?, choć drastycznie różni się od Łowcy androidów, jest dziełem absolutnie wyjątkowym. Chcecie przekonać się, dlaczego?
„Blade Runner 2049” Dennisa Villeneuve’a jest nie tylko godną kontynuacją kultowego filmu Ridleya Scotta, ale stanowi odrębne, wysmakowane wizualnie i satysfakcjonujące dramatycznie dzieło.
Pierwszy „Blade Runner” z 1982 roku to jeden z najsłynniejszych obrazów w karierze Ridleya Scotta, a także Harrisona Forda, który w tamtej przełomowej produkcji science-fiction wcielił się w tytułowego bohatera – Ricka Deckarda. „Blade Runner” sprzed trzydziestu pięciu lat zachwycał stroną formalną, która w tamtych czasach robiła wrażenie posępną atmosferą roztaczaną przez skąpane w mroku i rozświetlone futurystycznymi neonami miasto. Zachwycał też unikalną historią, dla której podstawą stała się proza Philipa K. Dicka, a która stanowiła romans klasycznego kina noir z gatunkiem science-fiction. Romans niezwykle udany, w którym Ford jako protagonista w niczym nie ustępował Humphrey’owi Bogartowi, a fabuła pozostawiała w umyśle widza pytania o naturę człowieka i rozwój cywilizacji. Nic dziwnego, że, gdy świat obiegła wieść o kontynuacji tego dzieła, jedni zareagowali ekscytacją, a inni niepewnością, czy nie czeka nas zbrukanie klasyka.
W nawiązaniu do tekstu Clayyytona o gwieździe nowego Blade Runnera, Ryanie Goslingu, zapraszam na tekst o fabularnym wprowadzeniu do filmu Denisa Villeneuve'a. Historia przedstawiona w Blade Runnerze 2049 owiana jest mgłą tajemnicy i poza informacjami przekazywanymi w zwiastunach, wielu rzeczy trzeba się domyślić. Warner Bros. i reżyser nowego filmu wyszli naprzeciw potencjalnym oczekiwaniom fanów i zaoferowali trzy krótkometrażowe filmy łączące fabułę tegorocznego filmu z klasykiem z 1982 roku.
Na start krótka chronologia, którą Villeneuve zdradził podczas Comic-Conu w San Diego.
2019 - czas akcji Łowcy androidów
2023 - w życie wchodzi "prohibicja" dotycząca istnienia replikantów
2025 - Wallace Corporation pomaga zakończyć panujący na świecie głód
2030 - Niander Wallace, szef korporacji, pomaga oddalić prawo zakazujące tworzenia replikantów
2049 - czas akcji Blade Runnera 2049
Sequele Terminatora w natarciu, kolejny Obcy od Neilla Blomkampa, prawdopodobny remake Pogromców Duchów, Przebudzenie Mocy w Gwiezdnych Wojnach – jeżeli liczyliście, że jakaś filmowa legenda nie padnie ofiarą nowoczesnej franczyzy, wyciskającej ostatnie soki z wyeksploatowanego materiału, od dzisiaj jesteście w błędzie.
Blade Runner, część druga. Prosty przekaz i news trochę szokujący, bo projekt był przez ostatni rok w zamrażarce Ridleya Scotta. A tu nie dość, że mamy prawie na 100% obsadzonego reżysera i główną rolę, to jeszcze pierwszy zapis fabuły. Panie i Panowie. Kolejne przygody Deckarda wyjdą prawdopodobnie spod ręki Denisa Villeneuve'a. I jest to pierwsza dobra wiadomość.
Na rok 2014 wstępnie zaplanowana jest kontynuacja arcydzieła kina sci-fi jakim jest słynny Łowca androidów. Film z początku niedoceniany, później okrzyknięty jako jedno z najważniejszych dzieł Ridleya Scotta. Podobnie sprawa miała się z pisarzem, który stworzył podstawę literacką pod to dzieło filmowe. Philip K. Dick przez lata ignorowany, dopiero pod koniec życia wyszedł z dziupli problemów finansowych i braku popularności. Można by powiedzieć, że to zaskakujące, bo przecież był najciekawszym pisarzem science-fiction w całych Stanach Zjednoczonych, nie wspominając o tym, że jednym z najbardziej płodnych (45 powieści i 121 opowiadań!). Co zabawne, on sam bywał bardziej intrygujący niż jego powieści…
Moja przygoda z cyberpunkiem zaczęła się tak naprawdę wraz z Ghost in The Shell, na które to natrafiłem śledząc kącik Anime w Secret Service. Później też na łamach Animegaido czy Kawaii. Wizja świata niedalekiej przyszłości była tak klarowna i plastyczna, że przyjąłem ją od razu w takiej postaci, jakiej była. Trudno było w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku w Polsce o mangę i anime. Praktycznie z każdego wyjazdu za granicę przywoziłem ile tylko się dało komiksów i wszelkich innych wydawnictw, nie tylko mangowych. Wtedy też nie po raz pierwszy usłyszałem o Williamie Gibsonie, którego Neuromancer wylądował bardzo wysoko na mojej liście oczekiwanych książek. Jeszcze nie wiedziałem, jak wiele cyberpunka w wielu odmianach przyjdzie mi wchłonąć w następnych latach.
Dlaczego nikt mi nie powiedział wcześniej, że audiobooki mogą być dziełem sztuki? Do diabła ciężkiego, dlaczego dopiero teraz dorwałem się do Blade Runnera od Audioteki? Niech mi ktoś to wytłumaczy, dlaczego ściany na Facebooku i Twitterze po premierze tego dzieła nie zaroiły się od pochwał, poleceń kupna i tym podobnych?
Wtedy już wcześniej mógłbym się przekonać do audiobooków.
Książka Player One Ernesta Cline’a (wyd. 2012 Amber), jest pozycją obowiązkową dla każdego gracza, a w szczególności gracza który lubi klasyczne gry z lat 80-tych. Książka wyszła w oryginale w 2011 roku, zaś zupełnie niedawno ukazała się w Polsce. Warto po nią sięgnąć, bo takie książki rzadko są przekładane na język polski.
Podcast numer dwadzieścia trzy. Wracamy do tradycyjnej gadki o failach i wazelinach. Tym razem trochę o modach do ArmA II, nadchodzącym Skyrim i gamescomie. Tematem nagrania jest Deus Ex: Bunt Ludzkości, ale tak naprawdę porządnie nadgryziemy ten tytuł na podcaście dopiero wtedy, kiedy wszyscy będą mieli okazję go ukończyć. Na razie garść pierwszych, nieco chaotycznych wrażeń w sosie cyberpunkowym. Oczywiście wraca kącik kulturalny, w którym na tapetę bierzemy trzy filmowe niusy, przy czym przy jednym z nich dostajemy zbiorowej głupawki.