Sequele Terminatora w natarciu, kolejny Obcy od Neilla Blomkampa, prawdopodobny remake Pogromców Duchów, Przebudzenie Mocy w Gwiezdnych Wojnach – jeżeli liczyliście, że jakaś filmowa legenda nie padnie ofiarą nowoczesnej franczyzy, wyciskającej ostatnie soki z wyeksploatowanego materiału, od dzisiaj jesteście w błędzie.
Blade Runner, część druga. Prosty przekaz i news trochę szokujący, bo projekt był przez ostatni rok w zamrażarce Ridleya Scotta. A tu nie dość, że mamy prawie na 100% obsadzonego reżysera i główną rolę, to jeszcze pierwszy zapis fabuły. Panie i Panowie. Kolejne przygody Deckarda wyjdą prawdopodobnie spod ręki Denisa Villeneuve'a. I jest to pierwsza dobra wiadomość.
Drugą dobrą nowiną jest fakt, że scenariusz sequela napisał Hampton Fancher, który był również autorem scenariusza do oryginału. Aczkolwiek Fancher nie był w tej pracy osamotniony – Ridley Scott zaproponował również angaż Michaelowi Greenowi, który „spłodził” skrypt do Green Lantern. To nie jest zresztą pierwszy przypadek, kiedy scenarzystę o wątpliwej reputacji zatrudnia się do tak ciekawego projektu. Całkiem niedawno podobnie postąpił James Cameron (historię do czwartej części Avatara pisze Shane Salerno – Obcy kontra Predator 2) a także Alan Taylor (wspomniany Terminator Genisys to w dużej mierze robota Patrick Lussiera, autora Piekielnej Jazdy).
Wybór Villeneuve'a to na pewno ciekawy, ale także intrygujący ruch. Reżyser ma za sobą wspaniałe lata twórczości – kapitalne Pogorzelisko, klimatyczny Labirynt oraz cudownie pokręconego Wroga. Zmierzenie się w wysokim budżetem oraz oczekiwaniami fanów może być dla Kanadyjczyka czymś fascynującym i niewykluczone, że wyrośnie nam następca Scotta, albo...jego namiastka. Druga część Blade Runnera to bowiem już PRODUKT na zamówienie, a w tym przypadku o autorskie podejście niezwykle trudno. Liczę jednak, że Villeneuve będzie w stanie pracować samodzielnie, bez wtrętów ze strony panów w garniturach. Wspomniałem o „prawdopodobnym” wyborze, ale skoro Alcon Entertainment wypuszcza oficjalną notkę prasową – możemy śmiało mówić, że do dogrania zostały tylko szczegóły.
No i jest Harrison Ford jako Deckard. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Wydaje się, że po latach posuchy kariera aktora zyskuje drugi (trzeci?) oddech. Coraz więcej Hana Solo na ekranach. I bardzo dobrze. A informacje, że historia drugiej części popchnie Deckarda o kilkadziesiąt lat do przodu brzmią może jak banalny koncept, ale również intrygująco. Bo daje kolejne pole do popisu fanatykom uniwersum – czy Deckard był/jest replikantem? Przy okazji premiery takie dyskusje rozgorzeją na nowo.
Cieszyć się? Martwić? Ja cierpliwie poczekam na pierwszy klaps na planie, który ma paść w 2016 roku.