Obywatele Stanów Zjednoczonych korzystający z PlayStation Network dostali dziś nowy regulamin, którego akceptacja tradycyjnie jest wymagana, aby dalej korzystać z usługi. Zmiany mają związek z przeniesieniem PSN do nowej sieci o nazwie Sony Entertainment Network, zbierającej w jednym miejscu wszystkie usługi sieciowe japońskiego koncernu. Echem odbił się jeden z punktów regulaminu, zawarty w Sekcji 15 - akceptując przepisy PSN użytkownicy zgadzają się, by nie pozywać Sony do sądu w sprawach dotyczących tej sieciowej usługi. Wszelkie spory można załatwiać wyłącznie drogą pozasądową. Czy jednak należy mówić tu o skandalu?
Sprawa na pierwszy rzut oka wydaje się być czystym absurdem. Żeby móc korzystać z PSN, użytkownik pozbawia się możliwości dociekania swych praw w sądzie? Nic bardziej niedorzecznego, choć w gruncie rzeczy tak właśnie jest. Co lepsze - jeśli nie zgadzamy się nowymi regulacjami, możemy napisać list (taki tradycyjny, żadnych e-maili) w ciągu 30 dni od akceptacji przepisów. Czyli: aby nie zgodzić się z regulaminem, musimy najpierw zaakceptować go elektronicznie, a potem odrzucić fizycznie.
W ten sposób w świetle nowych regulacji jedyną dozwoloną formą sporu z Sony jest pozasądowy arbitraż, w dodatku wykluczone są pozwy zbiorowe (chyba, że grupa oskarżająca została utworzona przed 20 sierpnia 2011). W sądzie roztrzygać można będzie jedynie drobne sprawy.
Na sprawę można patrzeć z różnych perspektyw, również oceniając nowe zmiany z punktu widzenia ich twórców. Najciekawszym jest fakt wprowadzenia tego przepisu jedynie w USA, gdzie wszyscy potrafią pozwać za wszystko. Lista absurdalnych oskarżeń sądowych stworzonych przez Amerykanów obfituje w pomysły, na które mało kto by wpadł - jak np. rodzina pozywająca reżysera i wytwórnię za to, że film "Urodzeni Mordercy" zainspirował rabusiów do napadu na ich dom. Być może zabezpieczanie się przed takimi aktami głupoty jest rozsądnym posunięciem.
Pod uwagę należy wziąć również darmowość PSN. Kupno konsoli a korzystanie z tej sieciowej usługi to dwie różne rzeczy regulowane oddzielnymi umowami, choć niektórzy mylnie traktują to jako jedną umowę wiązaną. Dla mnie absurdem byłoby właśnie, gdybym podarował coś komuś za darmo, a obdarowana osoba podałaby mnie do sądu za np. niedostateczną jakość prezentu. Ostatecznie nikt nikogo nie zmusza do korzystania z PSN - na tym polega wolny rynek, że mamy prawo wyboru podmiotu świadczącego nam usługę. W czasach gier multiplatformowych raczej nikt nie powinien mieć z tym problemu.
Nie korzystam z PSN i nie opowiadam się po żadnej ze stron, choć uważam, że taniej sensacji szukają ci, którzy tę sprawę już opisują korzystając z form ekspresji bardziej znanych z brukowców, niż serwisów o grach.