Iron Man 4? Robert Downey Jr. nie ma nic przeciwko
Żelazny Człowiek 3 - recenzja spojlerowa!
Iron Man 3 doleciał do polskich kin. Recenzja filmu
Iron Man 3 – Faza Druga startuje z wykopem. Recenzja bezspoilerowa.
Sherlock Holmes: Gra Cieni - klasyczny sequel, czyli mogło być lepiej
Sherlock Holmes: Gra Cieni. Cud, miód i slow motion
Robert Downey Jr. – odtwórca roli Tony’ego Starka, głównego bohatera serii filmów na podstawie komiksowych opowieści o Iron Manie – wyznał w wieczornym paśmie informacyjnym telewizji ABC, że czuje się na siłach, aby nakręcić czwarty film o przygodach bogatego przedsiębiorcy i filantropa (dzięki, MovieWeb).
Ironmanowych recek nagromadziło się trochę, więc postanowiłem swoją napisać w trochę innym stylu, a mianowicie jadąc ze spojlerami ile wlezie i w hurtowych ilościach. Jeżeli nie oglądałeś jeszcze filmu, a zamierzasz wydać hajs na najnowszy produkt Marvela – nie czytaj kolejnych akapitów. Jeśli nie cierpisz komiksów i Iron Man Cię nie jara – zerknij z ciekawości. Jeśli widziałeś film i masz podobne zdanie lub się z nim nie zgadzasz – zachęcam do dyskusji.
Już od momentu, kiedy okazało się, że reżyserem trzeciej części będzie Shane Black wiedziałem, iż Tony Stark wróci w dobrej formie. Od autora skryptów do Zabójczej broni oraz Ostatniego skauta oczekiwałem dużej porcji zabawy oraz wyciśnięcia wszystkiego co najlepsze z bohaterów. Mojej wiary nie zachwiały nawet nasączone patosem i gromkopierdnymi tekstami zwiastuny, celujące w jakąś niby-powagę dla 13-latków, traktującą o problemach Starka ze snem. Rzeczywistość okazała się naturalnie inna. Iron Man 3 to film bardzo lajtowy, szalenie rozrywkowy, po prostu udany.
Wybuch, śmieszna odzywka, lanie się po mordzie, wybuch, śmieszna odzywka. I tak przez cały film. Czy ta formuła sprawdziła się po raz trzeci? Jasna sprawa. Przez 130 minut nie nudziłem się ani chwili, z zainteresowaniem chłonąc wszystkie elementy jednego z pierwszych dużych blockbusterów tego roku. Iron Man razem z Batmanem to moi ulubieni superbohaterowie z filmów ostatnich lat. I choć pochodzą z zupełnie różnych uniwersum, to zarówno jeden jak i drugi są gwarancją dobrej zabawy w kinie. Nowy Iron Man nie jest oczywiście idealny, więc kilka rzeczy będę musiał mu wytknąć. Jakich? Przekonajcie się sami czytając moją recenzję.
Mimo bycia samozwańczym „naczelnym komiksomaniakiem GOLa”, nie darzę Pierwszej Fazy filmów Marvela takim uwielbieniem jak wiele osób. Pierwszy Iron Man był bardzo dobry, Incredible Hulk całkiem niezły, ale już Iron Man 2 bronił się wyłącznie aktorstwem Downey’a Juniora, a Thor i Kapitan Ameryka to zwyczajne średniaki, które można było bez bólu obejrzeć i szybko o nich zapomnieć. Dopiero Avengers skopało tyłki i wywołało to piękne uczucie, które fani zwykli określać mianem nerdgazmu. Na szczęście Faza Druga szykuje się znacznie konkretniej. Thor: Dark World i Captain America: Winter Soldier, nieobarczone koniecznością przedstawiania genez bohaterów, zmierzają w kierunku ciekawszych historii, nadal nie mogę uwierzyć że doczekam się ekranizacji małego dzieła sztuki, jakim był komiks Guardians of the Galaxy, a Avengers 2… no cóż, kto jak kto, ale Whedon kredyt zaufania zdobył i jest to raczej pewniak. No i jest jeszcze mający premierę w ubiegły czwartek Iron Man 3 rozpoczynający całą Drugą Fazę. Rozpoczynający w wielkim stylu!
Druga część przygód Sherlocka Holmesa autorstwa Guya Ritchiego miała być jednym z filmów, które uratują rok 2011. Jeden z najbardziej medialnych tytułów minionych dwunastu miesięcy pojawił się wreszcie w polskich kinach i teraz każdy może ocenić ile jest wart – ja też, więc niniejszym to czynię. Od razu oznajmiam, iż Gra Cieni to film dobry, choć moim zdaniem pod kilkoma względami słabszy od poprzednika, więc w odróżnieniu od tekstów fsm i Cayacka, trochę ponarzekam i powytykam co mi się nie podobało.
Sherlock Holmes: Gra Cieni znajdował się wysoko na mojej liście oczekiwanych filmów tego roku. Więc gdy tylko jakkolwiek wygrzebałem się z lekkiego przeziębienia, pobiegłem do kina radośnie, niczym szczeniak biegnący po smakowitą kość. Danie skonsumowałem, oblizałem się i zjadłbym jeszcze. Z racji tego, że recenzję Sherlocka opublikował na weekendzie fsm, a pod większością jej treści mogę się podpisać, tym razem pozwolę sobie tylko uzupełnić o kilka spostrzeżeń.
Wybaczcie słaby rym w tytule... :) Raz od wielkiego dzwonu zdarza się w wysokobudżetowym kinie, że nakręcony za potworne pieniądze sequel jest lepszy od nakręconego za potworne pieniądze oryginału. Dzwon grzmotnął z okazji premiery nowego Sherlocka Holmesa. Dla zakochanych w "jedynce" - wizyta w kinie jest obowiązkowa. Dla mniej lub bardziej zawiedzionych "jedynką" - wizyta w kinie zalecana.
Moja skromna osoba należy raczej do tej drugiej kategorii. Pierwszy "Szerlok" był dobrze skrojonym, zabawnym, widowiskowym filmem sprawnie wykorzystującym znaną postać literacką i adekwatną epokę historyczną. Niestety czegoś mu wyraźnie w moim odczuciu zabrakło, bym mógł nazwać produkcję Guya Ritchiego filmem bardzo dobrym. Było tylko nieźle, miejscami dobrze, ale bez geniuszu, którego oczekiwałem. Jakże miłą więc niespodziankę zgotował fanom pan Ritchie przy okazji Gry Cieni...
Do końca roku już tylko dwa miesiące z hakiem, a my wciąż nie byliśmy świadkami jakichś spektakularnych premier filmowych w ostatnim czasie. Owszem, zdarzyły się produkcje dobre, a nawet bardzo dobre, ale moim zdaniem nadal brakuje w tym roku blockbustera z prawdziwego zdarzenia, który byłby przy okazji wartościowym filmem. 2011 wypada więc dość blado w porównaniu z latami poprzednimi, kiedy to rok po roku dostawaliśmy mocne, medialne hity – np. Inception (2010), Avatar (2009), The Dark Knight (2008). Przyjrzyjmy się zatem jakie nowe premiery czekają nas w nadchodzącej końcówce roku, może to właśnie któryś z tych tytułów okaże się filmem roku i zgarnie pulę Oscarów.