Żelazny Człowiek 3 - recenzja spojlerowa! - eJay - 12 maja 2013

Żelazny Człowiek 3 - recenzja spojlerowa!

Ironmanowych recek nagromadziło się trochę, więc postanowiłem swoją napisać w trochę innym stylu, a mianowicie jadąc ze spojlerami ile wlezie i w hurtowych ilościach. Jeżeli nie oglądałeś jeszcze filmu, a zamierzasz wydać hajs na najnowszy produkt Marvela – nie czytaj kolejnych akapitów. Jeśli nie cierpisz komiksów i Iron Man Cię nie jara – zerknij z ciekawości. Jeśli widziałeś film i masz podobne zdanie lub się z nim nie zgadzasz – zachęcam do dyskusji.

Już od momentu, kiedy okazało się, że reżyserem trzeciej części będzie Shane Black wiedziałem, iż Tony Stark wróci w dobrej formie. Od autora skryptów do Zabójczej broni oraz Ostatniego skauta oczekiwałem dużej porcji zabawy oraz wyciśnięcia wszystkiego co najlepsze z bohaterów. Mojej wiary nie zachwiały nawet nasączone patosem i gromkopierdnymi tekstami zwiastuny, celujące w jakąś niby-powagę dla 13-latków, traktującą o problemach Starka ze snem. Rzeczywistość okazała się naturalnie inna. Iron Man 3 to film bardzo lajtowy, szalenie rozrywkowy, po prostu udany.

W scenariuszu Black upchnął to, co najlepsze w kinie superbohaterskim – humor, cięte dialogi, efektowną akcję i kilka zaskakujących zwrotów fabularnych. Przyznam się bez bicia, wiksa związana z Mandarynem (przeciwnikiem Starka) jest doprawdy pierwszorzędna. Na widok takich zagrywek japa sama zaczyna się uśmiechać. A zaskoczeń jest o wiele więcej. Pepper mającą swoje 5 minut w zbroi, czy otwarcie filmu w rytmie I'm blue zespołu Eiffel 65 kupuję bez mrugnięcia okiem. Przyszedłem do kina, aby się rozerwać i Black zagwarantował mi to z nawiązką.

Wracając do Mandaryna – jest on w zasadzie wyznacznikiem tego jak film jedzie po bandzie z oczekiwaniami fanów. Kiedy wydaje się, że Iron Man 3 będzie zdecydowanie bardziej poważny i stonowany od swoich poprzedników, w ciągu kilkunastu sekund Black luzuje klimat jakimś tekstem lub slapstickiem (tych na szczęście jest mało). Nawet tak ograny temat jak problemy z zaśnięciem, fobie, stany lękowe Tony'ego Starka sprowadzono do żartów sytuacyjnych. Przykładem tego jest choćby środkowa część fabuły, która rzuca Starka do okutego chłodem redneckowego zadupia. Wydawać się może, że tu zaczyna się „dark tone” tej historii. Nic z tego. Kapitalne sceny dialogowe z dzieciakiem (zwłaszcza pożegnanie!) przywołują skojarzenia z typowym buddy-movie lat 80. Tym bardziej, iż Starkowi pomaga również niezmordowany Rhodes w zbroi War...a nie, Iron Patriot ;)

Aktorsko film trzyma się dzielnie. Downey Jr wiadomo – to urodzony Tony Stark i nie widzę w tym momencie realnego zastępstwa na kolejne odsłony. Wysokie noty otrzymują również antagoniści w postaci Kingsleya i Pearce'a (aczkolwiek, ten ma kiepski wstęp, ale dalej jest tylko lepiej). Trochę za mało jest Dona Cheadle w wersji bez zbroi, ale to tylko drobny minus.

Inne wady? Film szybko się rozkręca, na początku jest bardzo chaotyczny i trochę antyklimatyczny. Black chciał ugryźć wszystkie wątki w pierwszym kwadransie i wyszedł mu montażowy misz-masz, który trudno ogarnąć. Przedobrzono także z Extremis i jego efektami (ziajanie ogniem jak smok – WTF), ale należy mieć na uwadze, że w tym samym świecie mamy również faceta, który przemienia się w zieloną kupę mięcha.

Trochę szkoda, że fabuła ignoruje ekipę Avengers. Skoro mamy już SHIELD, wypadałoby, aby do chaty Starka wpadł na drinka jakiś Kapitan Ameryka lub Nick Fury. Brak choćby jednej takiej sceny rzuca się w oczy, a samo gadanie o Nowym Jorku może się znudzić. No i epilog, jak rozumiem to miało być pożegnanie Tony'ego. Ale dlaczego główny problem tej postaci rozwiązano w tak banalny i pozbawiony dramaturgii sposób?

I to w sumie tyle narzekania. Jak były jeszcze jakieś "ale", to nie miały one jakiegoś wpływu na przyjemność z oglądania ostatniej odsłony. Iron Man 3 jest bardzo dobrym filmem rozrywkowym, posiadającym w zanadrzu kilka niestandardowych rozwiązań w temacie superbohaterstwa. Black zdaje się tym tytułem kontynuować próbę odpowiedzi na pytanie, ile warty jest Stark bez tej całej technicznej otoczki? I czy wreszcie stać go na stabilne życie u boku ukochanej? Dodając do tego wysokich lotów humor i efektowne sceny akcji otrzymujemy jeden z przyjemniejszych blockbusterów ostatnich kilkunastu miesięcy. Mi oglądało się go lepiej niż Avengers i ostatniego Batmana (który po 2 seansie wydał mi się klapą, ale to temat na inny wpis).

3 ciekawostki dla ciekawych:

1. Stan Lee ma tu najgorsze cameo ze wszystkich filmów Marvela
2. 3D jest cienkie jak barszcz, ale nie ma w Polsce innej wersji ;/
3. Audi ładnie posmarowało twórcom.


OCENA 8/10

eJay
12 maja 2013 - 09:21