Iron Man 3 doleciał do polskich kin. Recenzja filmu - Buja - 11 maja 2013

Iron Man 3 doleciał do polskich kin. Recenzja filmu

Wybuch, śmieszna odzywka, lanie się po mordzie, wybuch, śmieszna odzywka. I tak przez cały film. Czy ta formuła sprawdziła się po raz trzeci? Jasna sprawa. Przez 130 minut nie nudziłem się ani chwili, z zainteresowaniem chłonąc wszystkie elementy jednego z pierwszych dużych blockbusterów tego roku. Iron Man razem z Batmanem to moi ulubieni superbohaterowie z filmów ostatnich lat. I choć pochodzą z zupełnie różnych uniwersum, to zarówno jeden jak i drugi są gwarancją dobrej zabawy w kinie. Nowy Iron Man nie jest oczywiście idealny, więc kilka rzeczy będę musiał mu wytknąć. Jakich? Przekonajcie się sami czytając moją recenzję.

Po co w poprzednim akapicie wspominałem o Batmanie? Otóż jak każdy szanujący się kinomaniak wie, trzy najnowsze filmy o Mrocznym Rycerzu z Gotham to reżyserskie dzieło jednej osoby – Cristophera Nolana. Tymczasem każda z trzech części przygód Iron Mana to robota innego reżysera, a jeśli doliczymy do tego The Avengers, to mamy do czynienia z czterema różnymi twórcami. Czy to dobrze dla serii? Myślę, że tak. Na pewno trzecia odsłona jest lepsza od poprzedniej, o ile nie nawet najlepsza ze wszystkich. Szkoda tylko, że scenariuszowi można zarzucić kilka wad i nieprzemyślanych rozwiązań.

Zdaję sobie sprawę z tego, że IM3 to bajeczka dla dużych chłopców, zresztą opierająca się na komiksach, a rozwiązania technologiczne z filmu mocno trącą science-fiction. Mimo tego lubię, kiedy w takich filmach wszystko ma jakiś sens, to jest da się wyjaśnić zjawiska technologiczne, które nie łamią praw fizyki. A co mamy tutaj? Kombinezon, który idealnie pasuje i na przypakowanego Roberta Downey Juniora, i na drobniutką Gwyneth Paltrow. Co prawda aktorzy mają dokładnie tyle samo wzrostu, no ale proszę Was – przecież z panny Pepper zbroja po prostu by się zsunęła. Ten sam kombinezon potrafi zresztą rozłożyć się na części i w częściach przelecieć setki mil. Każda z nich musiałaby mieć jakiś silnik i baterię czy zbiornik paliwa, a przecież każdy z uniformów zasilany jest jednym ogniwem łukowym (to to charakterystyczne niebieskie światełko na klacie Iron Mana). Coś tu nie gra, prawda? Kolejny absurd to ludzie, którzy pod wpływem przedawkowania chemicznej substancji rozgrzewają się do 6000 stopni Celsjusza i wybuchają. Cholera, przecież nie ma przemian energetycznych, które bez żadnego źródła z zewnątrz doprowadziłyby ciało człowieka do takiej temperatury. Nie trzeba mieć nobla z fizyki, żeby o tym wiedzieć.

Słabym punktem scenariusza jest moim zdaniem motyw działania głównego antagonisty i wroga Iron Mana. Podobnie jak w części drugiej, znowu mamy do czynienia z zemstą. No właśnie, znowu. Tony Stark potrafi być irytujący i zaleźć za skórę, ale scenarzyści mogliby wymyślić w końcu coś nowego.

Podobało mi się natomiast zgłębienie postaci Tony’ego i pokazanie jego bardziej ludzkiej twarzy. To już nie jest tylko cwaniaczek, który świeci białymi zębami na lewo i prawo, rzucając przy tym rozbrajającymi one-linerami. Trzecia część przygód Iron Mana pokazuje zmiany, jakie zachodzą w charakterze milionera-majsterkowicza. Wiarygodnie i dobrze jest przedstawiona trauma, z jaką Tony walczy od czasu wydarzeń z The Avengers. Jego ataki paniki i stany lękowe sprawiają, że widz zaczyna współczuć. Może to tylko tani chwyt, ale mnie ruszył.

Film jest efekciarski, choć jeszcze daleko mu do produkcji lubiącego przesadę Michaela „Eksplozji” Baya. Trzeci wymiar jest w tym filmie bardzo nienachalny, a co za tym idzie – niepotrzebny. Kina zarobią jednak więcej, więc trzeba było go wcisnąć na siłę. Kręcąc filmy akcji studia od jakiegoś czasu rywalizują ze sobą w dziedzinie najbardziej efektownych scen z niszczeniem śmigłowców. W drugiej odsłonie Niezniszczalnych Jason Statham zabił helikopter motorem. Daniel Craig w Skyfall zabija helikopter willą. W nowym Iron Manie helikopter zostaje zabity FORTEPIANEM i to jest ZAJEBISTE. Aż mnie korci, żeby zobaczyć jak rozwinie się ten trend. Co będzie następne? Łódź podwodna w roli pocisku woda-powietrze?

Na pochwałę zasługuje także aktorstwo Bena Kingsleya w roli Mandaryna. To po prostu chodzący talent i sceny z jego udziałem są mistrzowskie. Robert Downey Jr to także klasa sama w sobie. Jego mimika, mowa ciała i teksty sprawiały, że ludzie obecni w sali kinowej co jakiś czas wybuchali gromkim śmiechem. W sumie to bawiłem się lepiej niż na niejednej komedii. Duży plus wędruje również na konto dzieciaka, który na jakiś czas stał się pomagierem Tony’ego.

Czy warto wybrać się na Iron Mana 3 do kina? Grzechem byłoby nie pójść. Uważam, że jest to najlepsza ze wszystkich części, nie można narzekać na nudę i śmiechu jest co nie miara. A niedoróbki scenariusza można wybaczyć, jeżeli spojrzymy na ten film jak na bajkę dla dużych chłopców. 

Ciekawostka: Za rolę w The Avengers Robert Downey Jr zgarnął 50 mln $, ponieważ przy podpisywaniu kontraktu na pierwszego Iron Mana jego agenci wynegocjowali, że jako wynagrodzenie będzie otrzymywał procent od zarobków każdego filmu z Iron Manem, w którym wystąpi. Pozostali odwtórcy ról superbohaterów zgarnęli kwoty od 2 do 4 milionów dolarów na osobę.

Moja ocena: 8/10 z małym minusem

Subskrybuj mnie na fejsbuku!

Buja
11 maja 2013 - 17:24