Przeglądając sobie spokojnie newsy z tegorocznego gamescomu, nie natrafiłem na nic, co by mnie specjalnie zainteresowało. Pohejtowałem trochę w myślach informację o tym, że nowy Tomb Raider ma wyjść na wyłączność Xboksa One, ale mało prawdopodobne, że nie zostanie prędzej czy później przeniesiony na pozostałe platformy. Do reszty wiadomości przejawiałem stosunek neutralny i nie miałem już żadnych oczekiwań ani nadziei, że na tej imprezie zapowiedziane zostanie coś, co wywoła we mnie chociaż najsłabsze pozytywne odczucie. Oczywiście do czasu, aż zobaczyłem teaser nowego Silent Hill. Od Hideo Kojimy. I Guillermo del Toro. Niech mnie kule biją, to chyba najlepsza wiadomość jaką usłyszałem w tym roku.
O Silent Hills, bo taki tytuł nosi ów projekt, oczywiście niewiele obecnie wiadomo. Gra została zapowiedziana za pomocą całkiem sprytnego dema, pod tytułem P.T. (teraz wiadomo, że był to skrót od Playable Teaser). Demo nie przypominała zbytnio gier z tej znanej serii, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Całość rozgrywała się z perspektywy pierwszej osoby i polegała na przeszukiwaniu opuszczonego mieszkania z latarką w ręku, próbując zorientować się o co w tym wszystkim chodzi. Gdy to się udało, ukazywał się właściwy zwiastun, prezentujący znaną wszystkim zamgloną mieścinę. Kamera następnie przesuwała się, aby wyjawić nam naszego bohatera, którym okazał się – i tutaj kolejne zaskoczenie – Norman Reedus (Święci z Bostonu, The Walking Dead). Na koniec słyszeliśmy charakterystyczny motyw muzyczny z pierwszych części serii. Muszę przyznać, że takie kombo zrobiło mi pozytywną sieczkę z mózgu.
Co wiadomo:
Gra ma chodzić na silniku Fox Engine, co nie jest żadnym zaskoczeniem, zważywszy że za wszystkim stoi ekipa Kojimy (w skład której wchodzą także osoby pracujące przy poprzednich częściach Silent Hill). Sam fakt, że projekt współtworzy Guillermo del Toro – który jest przy okazji moim ulubionym reżyserem – gwarantuje, że będzie to nowe, odmienne spojrzenie na serię i prawdopodobnie będziemy mieli do czynienia z rebootem, co raczej nikogo nie zdziwi. Warto wspomnieć, że del Toro pracował już nad stworzeniem horroru pod tytułem InSane, jednak te plany pokrzyżowało bankructwo THQ, które miało grę wydać. Reżyser jednak dał do zrozumienia, że projektu nie porzucił. Możliwe więc, że Silent Hills odziedziczy mniej lub więcej elementów anulowanej produkcji, jeśli nie jest wręcz jej reinkarnacją.
Największym zdziwieniem była chyba obecność Normana Reedusa, w roli głównego bohatera. Dzięki The Walking Dead aktor przeżywa obecnie szczyt swej popularności, chociaż współpracował już z del Toro przy drugiej części filmu Blade. Miejmy nadzieję, że to nie jedyny aktor, którego meksykański reżyser wciągnie w ten projekt (domagam się Rona Perlmana).
Nie wiadomo za to, na jakie platformy ani kiedy ukaże się gra. Jedną z nich jest na pewno PS4, jednak czy będzie to exclusive? Jako gracz przede wszystkim pecetowy, mam szczerą nadzieję że nie. Coś tak dużego jak kolejna – diabelnie ambitna w dodatku – część kultowej serii, której poprzednie odsłony pojawiły się przecież także na komputerach, nie powinno być nagle ograniczane dla jednej tylko platformy (Słyszysz to, Tomb Raider?). Na razie jestem optymistycznie nastawiony na przyszłość.
Co niepokoi:
Nad grą zaczynają pracować nowi twórcy, którzy mają swoje własne, mocno charakterystyczne style. Niewątpliwie odbije się to na klimacie i ogólnym wrażeniu płynącym z gry. Specyficzna atmosfera towarzysząca japońskim produkcjom, w zderzeniu z wizją del Toro – który przecież garściami czerpie z mitologii Cthulhu – pozwala spodziewać się gry niepowtarzalnej, ale też innej niż to, do czego przyzwyczajeni są fani serii. Jedni będą zachwyceni, inni rozczarowani. Moim zdaniem o wiele lepiej dostać świeże, wyjątkowe spojrzenie na znane dzieło, niż kogoś kto próbuje tylko naśladować poprzedników, bez żadnego wkładu własnego.
O wiele bardziej zaniepokoiło mnie wspomniane demo/zwiastun zapowiadające grę. Perspektywa pierwszej osoby, latarka i wyskakujący znikąd duch przywracają nieprzyjemne wspomnienia z grania w tragiczne Daylight i ogólnie nie widać w tym tego Silent Hill. Z drugiej strony – o to pewnie chodziło, a twórcy prawdopodobnie dołożyli wszelkich starań, aby nie zdradzić w tym demie niczego. Wierzę, że Kojima i del Toro wiedzą, jak powinien wyglądać horror i nie zaserwują nam marnego „jumpscare festu”. Wspomniany duch nie był zresztą nawet w połowie tak namolny, jak w Daylight i wyglądał naprawdę przerażająco, nawet bez wyskakiwania z ciemności prosto w twarz.
Do tej krótkiej listy obaw, mogę dorzucić jeszcze, że widoczne w owych ostatnich kilku sekundach Silent Hill wyglądało trochę zbyt... ciepło. Nie ma się jednak co nad tym rozwodzić, to w końcu tylko krótki materiał, który służy głównie jako zapowiedź i tak naprawdę nic nam nie pokazał. Nie ma więc sensu stawiać wyroków, skoro nie widzieliśmy jeszcze faktycznej rozgrywki. Tak czy inaczej, Silent Hills to dla mnie wspaniała wiadomość, nadzieja na powrót w wielkim stylu zarówno kultowej serii, jak i horrorów jako gatunku. Stoją za tym ludzie którzy wiedzą co robią i – co najważniejsze – emanują niezaprzeczalną pasją, do tego co tworzą. Z automatu staje się to najbardziej wyczekiwany przeze mnie tytuł i wiążę z nim ogromne nadzieje.