Chcesz kupować legalnie gry za 3zł? Idź do banku weź kartę kredytową i płacz - K. Skuza - 13 czerwca 2012

Chcesz kupować legalnie gry za 3zł? Idź do banku, weź kartę kredytową i płacz

Przeżyłem ostatnio dość nieprzyjemną sytuację w pewnym oddziale banku. Choć nazwy nie wymienię, bo ich prawnicy mnie znajdą i do końca życia nie wypłacę się za odszkodowanie/zniesławienie, opowiem wam o tym, jak chciałem zacząć legalnie kupować gry i aplikacje na iPada. Jeszcze miesiąc temu nie miałem podpiętej żadnej karty do swojego konta w iTunes, dlatego z AppStore ściągałem wyłącznie bezpłatne produkcje (głównie czyhałem na promocje). Ale po pewnym okresie czasu zaczęło mi brakować w kolekcji tytułów, które nigdy nie schodzą do poziomu „darmowości”. Wybrałem się do banku, żeby ten problem rozwiązać… a powstał nowy.

Kroki skierowałem do obsługi klienta i przedstawiłem swoje wymagania. Powiedziałem, że chciałbym płacić przez Internet za różne usługi, produkty, a nawet bilety lotnicze. Słabo znam się na takich rzeczach, wydawało mi się, że tylko karta kredytowa wchodzi w rachubę, ale zapytałem z ciekawości, czy przypadkiem nowe karty płatnicze, które obsługują chociażby zbliżeniowe transakcje, nie mają jeszcze innych, ciekawych i nowoczesnych funkcji. Negacja ponaglała negację, musi to być karta kredytowa. No dobra, to słucham i czytam, i dowiaduję się, że ona tymczasowo jest darmowa, że trzeba wykonywać regularne transakcje, że po roku używania uiszcza się już regularne opłaty, że oprocentowanie jest horrendalne, dlatego trzeba pilnować balansu konta. Plus jeszcze kilka małych gwiazdek, o których pani nie wspomniała. Cóż, musiałem się przespać z taką decyzją, bo nawet nie zostało sprecyzowane, czy i po jakim okresie używania można konto zamknąć, kartę oddać, i nie stracić na tym pieniędzy. Oczywiście pani chciała podpisać umowę już dzisiaj, kartę wysłać mi pocztą, i najlepiej jeszcze, gdybym dał jej swój numer telefonu, to ona do mnie zadzwoni i będzie mnie przekonywać dalej. Podejrzewałem, że musi wyrobić miesięczny target, ale coś wyjątkowo musiało śmierdzieć z tą kartą kredytową.

Na szczęście się wstrzymałem, stwierdziłem, że to za dużo zamieszania, nie zawsze mam czas i pamięć, żeby monitorować swoje (nawet małe) wydatki, które trzeba regularnie „prostować”, bo inaczej zamiast 3zł za grę zapłacę 10zł – bank zatroszczy się o to, żeby taka gapa jak ja traciła, a nie zyskiwała na posiadaniu takiej karty. I co? Wciąż nie wiem i nie chcę wiedzieć z czym się je karty kredytowe, ale dowiedziałem się, całkiem przypadkiem, że kartą (m.in. zbliżeniową), którą niedawno wyrobił mi bank (stara się przedawniła, nowa oczywiście za jedyne 25zł) mogę wykonywać takie transakcje! A powiedział mi to… brat. Pani w banku albo nie wiedziała (super personel), albo nie chciała mi tego zdradzić (super personel). Wiem, że bank żyje ze sprzedaży usług dla klientów,  zazwyczaj takich, które się nie opłacają, ale są niekiedy konieczne, np. pożyczki. Ale to jest, że się tak biologicznie wypowiem, przegięcie pały! Biednemu studentowi (a jakże!) wcisnąć kartę kredytową, niech podpisze umowę, a potem cierpi. Boskie myślenie! Nikt nie wpadł na to, że szybko niezadowolony konsument wróci, rzuci im umową w twarz, rozwiąże wszystko co się da i już nigdy do tego banku nie przyjdzie? Dlatego brzydzę się sprzedażą. Ale nie taką w warzywniaku, tylko taką targetowaną. Tego słowa też nienawidzę, ale musiałem przytoczyć kilka razy w tekście, bo język polski tak dziwnie ewoluuje, że nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać.

Póki co, na szczęście, Skuza : Bank, 1 : 0. Mądrzejszy Polak przed szkodą. Tym razem.

K. Skuza
13 czerwca 2012 - 11:20