Już kilka razy zdarzyło się, że zostałem zaczepiony w jakimś miejscu publicznym przez inną osobę, by pogadać chwilkę o gierkach czy jakichś innych rzeczach wpisujących się w klimaty geek. Wszystko to za sprawą koszulki, czapki czy przypinek z odpowiednimi motywami, jakie zdobią mój strój. Ostatnio zdarzyło się nawet, że ktoś rozpoznał znaczek z Pixel Box. Oznacza to, że fanów gierek i popkultury jest całkiem sporo w komunikacji miejskiej i na ulicach Łodzi. Dobrze więc reprezentować swoje hobby. Pomagają w tym inicjatywy takie jak Pixel Box.
Moja gierkowa przestrzeń pełna jest pudełek, okładek, obrazów i jakichś bajerów z różnych edycji tytułów i prezentów dla prasy, jakie kiedyś otrzymałem. Na co dzień jest to fajne, ale od czasu do czasu bierze mnie trochę zazdrość, gdy widzę jakieś fajne przedmioty trafiające w ręce znajomych i fajnych ludzi z internetu. Dlatego zdecydowałem się poszerzyć moją kolekcję. Jako niezdecydowana osoba, która siedzi w przeróżnych tematach w stylu geek/nerd/otaku/jakieśinnesłowo zdecydowałem się na sprawdzenie Pixel Box.
Witam w kolejnej odsłonie „Kącika Kolekcjonera”. Tym razem zajmiemy się jedną z najmniej znanych konsol przenośnych, która miała okazję zadebiutować na rynku światowym. Gamate – bardziej znane jako „Super Boy” lub „Super Child Prodigy” (na Tajwanie). Jest to jeden z pierwszych sprzętów konsolowych (jeśli nie pierwszy) w całości wykonany przez Tajwańska firmę - Bit Corporation. Pomimo ambitnych założeń twórców, sprzęt nie zdobył popularności pośród graczy na świecie i szybko popadł w zapomnienie.
Retro z tygodnia na tydzień staje się coraz bardziej popularne, handlarze wręcz zacierają ręce a kolekcjonerzy z nerwów zgrzytają zębami. Na całe szczęście przemysł gier video ma na tyle bogatą historię, pełną ciekawych sprzętów. Niektóre z nim są na tyle mało popularne, że jeszcze nie dopadł ich „retro szał” a więc i ceny pozostają na rozsądnym poziomie.
Kolekcjonerzy gier wideo są w stanie zapłacić olbrzymie pieniądze za bardzo niepozorne i często zapomniane produkcje. Sprawdźcie przegląd najrzadszych i najcenniejszych gier, by przekonać się, czy gdzieś na waszym strychu lub w piwnicy, nie spoczywa warty majątek Święty Graal elektronicznej rozrywki.
Pamiętacie jak daaawno, dawno temu robiłem w jednym z odcinków Unboxingu pokazywałem płyty wydane przez Universal Music Japan w wersji Platinum SHM-CD? Były to bardzo drogie krążki, które charakteryzowały się wybitną (w porównaniu do innych wydań) jakością dźwięku niszcząc i dewastując swoich „kolegów”, na dodatek pokazując jak świetnie może zostać wydana płyta CD. Myślałem sobie wtedy: „Kurde, jak w ogóle można to przebić”? Co prawda zdawałem sobie sprawę, że jest to możliwe (bo i nawet u mnie w rodzinie są właściciele płyt droższych, lepiej nagranych i wydanych), ale w takim wypadku zaczynamy krążyć wokół cen tak absurdalnych, że przestaje to powoli mieć sens. Jednak ostatnio mój tata, który specjalizuje się w wynajdywaniu tego typu perełek przybiegł do mnie totalnie ucieszony z paczką odebraną od kuriera i pokazał co znajdowało się w środku. „No tak – Japończykom jak zwykle się udało”. Oj tak - i to w 100%.
Podczas wczorajszej konferencji studio CD Projekt RED ujawniło skład standardowej oraz kolekcjonerskiej edycji Wiedźmina 3: Dzikiego Gonu. Jako kolekcjoner z zamiłowania i wielki fan edycji kolekcjonerskich, nie mogłem odmówić sobie przyjemności skomentowania zawartości, dostępności, a także ceny obu edycji.
Myślę, że na tym forum sporo osób czyta książki. Rzadziej, częściej, z większym, bądź mniejszym zapałem. Z kolei część z nich kolekcjonuje je (tak jak płyty z grami, filmami, muzyką), bądź posiada po prostu czytniki. Są i tacy, którzy bez rozczulania pożyczają swoje rzeczy każdemu, nie bacząc na konsekwencje. Ja jednak do takich osób nie należę i nikomu moich książek nie pożyczam.
Czasy się zmieniają, mentalność również. Inne są też technologie. Wszystko to sprawia, że odchodzimy od rozwiązań, które zwykło się określać mianem tradycyjnych, a skłaniamy się ku nowszemu. Nie inaczej jest w świecie elektronicznej rozrywki, a dokładnie: jej dystrybucji. Nie, nikt nie rozmroził mnie z lodowego bloku i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że cyfrowe wydania gier nie pojawiły się w zeszłym tygodniu. Problem w tym, że jeszcze należę do tradycjonalistów (można to wywnioskować chociażby po moich poprzednich wpisach, dotyczących kolekcjonowania i poszczególnych części składowych wydań gier), którzy ponad wszystko w grze cenią nie tylko samą rozgrywkę, ale i to, w jaki sposób pudełko z grą będzie się prezentować na półce. Czy takie podejście ma sens, kiedy wydania są coraz to uboższe, a plusy wydań digital są niepodważalne?
Jako że jestem fanem nie tylko grania jako takiego, ale i (a może przede wszystkim?) kolekcjonowania gier, często staram się zasilić moją kolekcję możliwie najbardziej efektownym jej wydaniem. Rzecz jasna nie jestem (a raczej mój portfel nie jest) w stanie kupować wielu edycji kolekcjonerskich, ale wydania premierowe, limitowane, steelbooki i tym podobne już jak najbardziej. Wszystko to składa się na wykształcanie się pewnych upodobań, które następnie decydują o atrakcyjności bądź nie konkretnego wydania. Co zatem, w moim mniemaniu, stanowi o sile kolekcjonerki?