Platinum SHM-CD 7 inch. version czyli filozofia Japończyków za jedyne 200 zł - Słowo na niedzielę(39). - Bartek Pacuła - 29 czerwca 2014

Platinum SHM-CD 7 inch. version, czyli filozofia Japończyków za jedyne 200 zł - Słowo na niedzielę(39).

Pamiętacie jak daaawno, dawno temu robiłem w jednym z odcinków Unboxingu pokazywałem płyty wydane przez Universal Music Japan w wersji Platinum SHM-CD? Były to bardzo drogie krążki, które charakteryzowały się wybitną (w porównaniu do innych wydań) jakością dźwięku niszcząc i dewastując swoich „kolegów”, na dodatek pokazując jak świetnie może zostać wydana płyta CD. Myślałem sobie wtedy: „Kurde, jak w ogóle można to przebić”? Co prawda zdawałem sobie sprawę, że jest to możliwe (bo i nawet u mnie w rodzinie są właściciele płyt droższych, lepiej nagranych i wydanych), ale w takim wypadku zaczynamy krążyć wokół cen tak absurdalnych, że przestaje to powoli mieć sens. Jednak ostatnio mój tata, który specjalizuje się w wynajdywaniu tego typu perełek przybiegł do mnie totalnie ucieszony z paczką odebraną od kuriera i pokazał co znajdowało się w środku. „No tak – Japończykom jak zwykle się udało”. Oj tak - i to w 100%.

Pudło zawierające trzy płyty grupy Emerson, Lake & Palmer w wydaniu7-inchowym.

Zanim przejdę jednak do omawiania prezentowanego tutaj wydania myślę, że muszę jedną rzecz na samym początku wyjaśnić. Pewnie część z Was zdziwiła się, że poprzednie płyty Platinum SHM-CD podpiąłem pod Unboxing, a pokaz najnowszego japońskiego wynalazku wydawniczego wrzucam już do cyklu Słowo na niedzielę. Postanowiłem tak zrobić, ponieważ to co chcę zaraz przedstawić jest dobrym katalizatorem, by wyzwolić dyskusję o samej filozofii wydawniczej Japończyków i zadać sobie to proste, ale kluczowe pytanie: „Czemu oni, do cholery, są w tym najlepsi”?? W końcu AŻ tak wiele nas od nich nie dzieli. A jak nie my, to przecież jest jeszcze wiele innych wydawniczych potęg na czele z Wielką Brytanią i USA. Tymczasem to właśnie nasi przyjaciele z Kraju Kwitnącej Wiśni raz za razem zaskakują pomysłami i jakością ich wykonania. Dlaczego tak się dzieje? Co wpływa na to, że to właśnie tam, daleko na Dalekim Wschodzie powstają takie cuda?

Trzy płyty grupy Emerson, Lake & Palmer w wydaniu 7-inchowym.

To co zaprezentuję może wydać się dziwne. Ale wierzcie mi – pomysł jest genialny, wykonanie jeszcze lepsze. Otóż niektóre płyty wydane jako Platinum SHM-CD zaczęły się pojawiać jako krążki wydane w wersji 7-inchowej. Co to oznacza? Otóż kupując taką płytę dostajemy duży, 7-inchowy właśnie, kartonik (nazwać to mini lp nie wypada, bo ta bestia jest wielkości singla winylowego), który jest dokładną repliką dużego, 12-inchowego kartonu z winylami. W środku otrzymujemy książeczko-ulotkę po japońsku (co akurat nie jest szczególnie istotne) oraz płytę CD, w tłoczeniu Platinum SHM-CD oczywiście, przyczepioną na czarny karton o wielkości 7-inchowego singla lp. Tyle. A przynajmniej dla osób, które przyzwyczajone do zalewu pseudo-kolekcjonerskiego badziewia (tyczy się to głównie EK gier, ale i w muzyce tego typu wydania niestety czasami są wymyślane).

Porównanie wszystkich sposobów wydania Platinum SHM-CD
Dlaczego tak bardzo się tym jaram? Kto zna się choć trochę na historii muzyki wie, jak wyglądało przejęcie tronu przez srebrny dysk. I jakim kosztem się to stało. W okolicach 1985 roku, gdy pierwsze albumy wychodziły na kompakcie (w tym legendarne Brothers in Arms od Dire Straits) nikt nie przejmował się sposobem ich wydania. Ani jakością dźwięku, który na CD był prezentowany. Tego typu rzeczy były dla dinozaurów, którzy nie chcieli sobie odpuścić nieporęcznych, szybko się degradujących i niszczejących winyli. Od pewnego czasu mamy renesans winyli, ale z drugiej strony dba się też o sposób wydawania CD. I to opiewane przeze mnie Platinum SHM-CD w wersji 7-ichnowej jest ukoronowaniem wydawnictwa kompaktu. Wreszcie okładki albumów są porządne i duże, a płyty z dumą mogą być prezentowane na półce bez żadnego zażenowania i wstydu. Na dodatek, dzięki referencyjnemu tłoczeniu, dźwięk uzyskany na tej płycie jest znakomity. Daleko mu, oczywiście, od winyli, ale popatrzcie ile mniej z takim CD, mówiąc wprost, pieprzenia. Nie ma tu mowy o mechanicznych uszkodzeniach, o degradowaniu się nośnika, nie mamy problemów z ustawianiem gramofonu i wkładki, a także zyskujemy wygodę w obsłudze. Nawet jeśli ktoś preferuje wersje plikowe powinien zainteresować się tym wydawnictwem. Ripy z niego również brzmią sto razy lepiej niż ripy z czegokolwiek innego i są dla nich absolutnie bezlitosne. Jedynymi wadami są: cena (200 zł piechotą nie chodzi) oraz ten czarny kartonik imitujący singiel winylowy. Chociaż sam pomysł na to jest godny pochwały, to jakość wykonania pozostawia jednak odrobinę do życzenia. Wierzę jednak, że to dlatego, że płyty od grupy Emerson, Lake & Palmer poszły na pierwszy ogień i w następnych tego typu wydaniach będzie to zwyczajnie lepsze.

No dobra, Japończycy znów rozwalili system. Ale dlaczego, ponawiam pytanie zadane na początku, właśnie oni? Wydaje mi się, że kluczowa jest tutaj ich dbałość o szczegóły. U nas na większość tych rzeczy nikt nie zwróciłby uwagi. Jaki papier użyć na obi? Jak zrobić pudełko? Jakich materiałów użyć? Jak je skleić? Jak wytłoczyć tę płytę? Itp., itd. Jestem w 100% przekonany, że większość naszych rodzimych wydawców nie wie, że można zadbać o tyle rzeczy. I nie mówię nawet o jakimkolwiek poziomie ich wykonania, ale o samą ideę, że można TYLE różnych aspektów przemyśleć! Tymczasem naród japoński, który przywykł do dbania o detale (spójrzcie sobie np. na ceremonię picia herbaty chociażby) czuje się tutaj jak ryba w wodzie. I wie, że aby osiągnąć w czymś referencje trzeba zadbać o wszystko i każdy aspekt maksymalnie dopieścić.

„Zwykłe” płyty Platinum SHM-CD (teraz w żartach mówię, że te są mega biedne i słabe) kosztują, wraz z przesyłką, ponad 200 zł. Wersje 7-inchowe są jeszcze odrobinę droższe (ale nie tyle ile można się było spodziewać), więc zakup takiego krążka jest już sporym wydatkiem. Jednak jeśli ktoś ceni sobie jakość, to trudno mi będzie wskazać coś lepszego (na tym jeszcze „rozsądnym” poziomie cenowym). A przynajmniej dopóki  Japończycy nie wymyślą czegoś nowego. Bo to, że wpadną na coś jeszcze lepszego jestem pewien. Pytanie tylko kiedy.

Mój fanpage na FB Music to the People

Poprzednie wpisy z serii Słowo na niedzielę:

Johnny Cash – Cash. Autobiografia – recenzja książki

Relacja z warszawskiego koncertu Yes

Bartek Pacuła
29 czerwca 2014 - 22:18