Czasy się zmieniają, mentalność również. Inne są też technologie. Wszystko to sprawia, że odchodzimy od rozwiązań, które zwykło się określać mianem tradycyjnych, a skłaniamy się ku nowszemu. Nie inaczej jest w świecie elektronicznej rozrywki, a dokładnie: jej dystrybucji. Nie, nikt nie rozmroził mnie z lodowego bloku i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że cyfrowe wydania gier nie pojawiły się w zeszłym tygodniu. Problem w tym, że jeszcze należę do tradycjonalistów (można to wywnioskować chociażby po moich poprzednich wpisach, dotyczących kolekcjonowania i poszczególnych części składowych wydań gier), którzy ponad wszystko w grze cenią nie tylko samą rozgrywkę, ale i to, w jaki sposób pudełko z grą będzie się prezentować na półce. Czy takie podejście ma sens, kiedy wydania są coraz to uboższe, a plusy wydań digital są niepodważalne?
Gdzie to wszystko postawić?
Moja kolekcja gier jest całkiem spora. Pudełka DVD zajmują praktycznie cały regał (pięć 80-centymetrowych półek), a wydania kolekcjonerskie i figurki: dwie osobne półki i "dach" regału. Możecie powiedzieć, że mimo wszystko nie jest to bardzo dużo. Fakt, da się to jakoś pomieścić, ale jak sprawa będzie wyglądać za dwa-trzy-pięć-dziesięć lat? Obiecałem sobie, że będę kupował już tylko wydania standardowe, ponieważ takie zajmują najmniej miejsca. Średnio w ciągu roku przybywałoby jednak kilkanaście-kilkadziesiąt pudełek, co w przełożeniu na lata może sprawić, że brak miejsca prawdopodobnie zacznie wreszcie doskwierać (i niech ktoś spróbuje przekonać moją narzeczoną, że przecież te wszystkie półki z grami prezentują się bardzo ładnie...), zresztą i tak ciasno jest już teraz. Co będzie za te kilka lat? Prawdopodobnie sprawię sobie głęboki regał, który przy stosunkowo niewiele większym rozmiarze, pozwoli na ustawianie gier w dwóch rzędach (jedna za drugą), co da dwa razy więcej miejsca. Mniej 'sentymentalne'/reprezentacyjne tytuły będą musiały usunąć się w cień...
Edycje cyfrowe nie mają tego problemu. Jedyne co może nas ograniczać to... nasze własne widzimisię. Gier w kolekcji możemy mieć co nie miara, a całość zajmuje jedynie kilka ikonek na pulpicie (Steam, Origin, Uplay itp.). Problem miejsca, a właściwie jego braku, po prostu nie istnieje. Nie musimy nikogo przekonywać, że przydałby się nowy regał, że to wcale brzydko nie wygląda, że gdzieś to trzeba stawiać, a z kupowania gier się nie zrezygnuje, w końcu nie trzeba chować ukochanych gier do szafy w piwnicy/na strychu.
A dbać o to trzeba...
Przy wyżej podanej ilości gier ostrożne odkurzanie każdego pudełka z osobna, a także wszystkich półek, zajmuje mi około 8-9 godzin. Z tego względu takie generalne czyszczenie przeprowadzam zaledwie kilka razy w roku (od 2 do 4 razy). Dochodzi do tego szeroko pojęta troska o kolekcję, tzn. ostrożne obchodzenie się z grami, zagwarantowanie im odpowiedniego miejsca i warunków (tak, wilgotność powietrza i nasłonecznienie mają wpływ, choć ja akurat nie dbam o to aż tak bardzo, nie można przecież popaść w paranoję) czy niedopuszczanie do nich osób postronnych. Przydatnym rozwiązaniem kilku związanych z tym faktem problemów są specjalne folie na pudełka DVD, ale jest to dodatkowy (nieznacznie, ok. 15 złotych za 100 sztuk, ale jednak) koszt i masa roboty w przypadku pierwszego zabezpieczania w ten sposób całej kolekcji.
Kolekcji cyfrowej odkurzać nie trzeba, a dbanie ogranicza się właściwie tylko do bezpieczeństwa tejże. No właśnie, bezpieczeństwo...
A bezpieczne to?
W czasach, kiedy nikt nie słyszał jeszcze o Steamie, Originie, GOG-u, Uplayu i innych, gwarantem naszej rozgrywki były same nośniki, ewentualnie indywidualne klucze, które jednak nie były weryfikowane przez przeróżne systemy zabezpieczające, DRM-y i Bóg wie co jeszcze. Mieliśmy pudełko i ewentualnie klucz? Graliśmy. Dziś pudełko i płyta to w 95% dodatek jedynie estetyczny, a najważniejszy jest klucz, który przypisuje grę do naszego konta. Zgodnie z obowiązującym regulaminem nie jesteśmy wówczas posiadaczami gry, a jedynie usługobiorcami. Mógłbym w tym momencie opisać wiele negatywnych aspektów takiego stanu rzeczy i tym samym wykorzystać to na niekorzyść wydań digital, ale niestety w kontekście bezpieczeństwa nie da się rozdzielić edycji pudełkowych i cyfrowych: edycje cyfrowe to klucz a edycje pudełkowe to taki sam klucz, który możemy wykorzystać w dokładnie taki sam sposób + fizyczne, materialne dodatki. W przypadku jakiegoś globalnego kryzysu i końca świata (= upadek Valve i Steama) pudełka nic nam nie dadzą i będzie można nimi co najwyżej napalić w piecu. Ewentualnie możemy wykorzystać obraz płyty i odpalić grę wykorzystując nie do końca legalne metody, ale to już nie będzie to. Zdjęcie pudełka może być także dowodem dla Valve w razie nieporozumienia i próby nieuzasadnionego zbanowania naszego konta, ale to także cała masa szeroko pojętej 'zabawy'. Remis.
Biegniemy do sklepu!
Jeśli zdecydujemy się na kupno wydania pudełkowego musimy albo iść do najbliższego sklepu (w przypadku mniejszych miejscowości słowo "iść" może być nie do końca adekwatne), zabrać grę z pudełka, zapłacić za nią i pomaszerować do domu. Czas tych czynności może być zupełnie różny i zależeć od wielu czynników, ale z pewnością znajdzie się wielu miłośników takiego rytuału. Możemy też zamówić grę w sklepie internetowym i czekać na kuriera, co wśród paru osób również może być uznawane za przyjemne. Drugie rozwiązanie jest szczególnie czasochłonne, więc na właściwą rozgrywkę będziemy musieli trochę poczekać.
Za edycję cyfrową płacimy (w przypadku platform cyfrowej dystrybucji musimy dodatkowo posiadać konto PayPal bądź odpowiednią kartę kredytową) i pobieramy. Wydaje się to proste, ale czy szybkie? Wszystko zależy od prędkości łącza internetowego. Może się okazać, że ktoś z niezbyt szybkim łączem szybciej zdąży wrócić z pudełkiem z grą ze sklepu, nim gra w całości pojawiłaby się na jego dysku twardym. Jeśli jednak prędkość łącza nie jest problemem, grę możemy zacząć dość szybko. Na pewno jest to lepsze rozwiązanie dla graczy z cechami leniwca.
Zapach farby drukarskiej.
Z pudełkami wiąże się jeszcze jeden rytuał: rytuał odpakowania, czytania instrukcji podczas instalacji (znak czasów: pojedyncza karta z ostrzeżeniami o epilepsji to nie instrukcja) i wdychania pachnącego nowością pudełka oraz jego zawartości. Przy digitalach jesteśmy tego pozbawieni.
A ile to kosztuje, panie?
Z cenami jest różnie. Przeważnie różnicy nie ma praktycznie żadnej (plus minus kilka złotych), nawet mimo faktu, iż producent rezygnując z wydania pudełkowego oszczędza na tłoczni, drukarni itp. Oczywiście nie jest to zasada, ponieważ bywa, że edycja cyfrowa potrafi być droższa od pudełkowej nawet o kilkadziesiąt złotych. Gdzie tu logika? Na szczęście digital jest znacznie bardziej podatny na wszelkiej maści promocje, dlatego raczej prędko pojawia się na wyprzedażach Steama i innych promocjach platform cyfrowej dystrybucji.
Co ładniejsze?
Tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Coś, co dla kolekcjonerów, i ogólnie: zwolenników pudełek, jest najważniejsze, dla zwolenników wydań cyfrowych nie ma żadnego znaczenia, a może tylko przeszkadzać. Rzecz jasna chodzi o pudełka. Nie da się ukryć, że dla osób 'wtajemniczonych' radość z posiadania konkretnych wydań gier i możliwości ich eksponowania na półce jest warta wszelkich niedogodności, takich jak konieczność zagospodarowania odpowiedniej przestrzeni, konieczności dbania i odkurzania gier z kolekcji. Zwolennicy wydań cyfrowych uśmiechną się pod nosem i pomyślą, że oni takich zmartwień nie mają. Nie mogą też niestety pojchwalić się nikomu swoją kolekcją (zrzut ekranu prezentujący listę gier na Steamie to moim zdaniem nie kolekcja, jedynie właśnie lista). Ale czy im o to chodzi?
Zbierając powyższe fakty do kupy można śmiało przyjąć, że edycje cyfrowe są rozwiązaniem bardziej przystępnym i nie powinien dziwić fakt, że stają się coraz bardziej popularne, skutecznie wypierając z rynku dystrybucję tradycyjną. Dlaczego więc pudełka wciąż mają tylu zwolenników (w tym mnie)? Może dlatego, że dla części osób "posiadanie" zaczyna się dopiero, kiedy mają do czynienia z czymś materialnym i namacalnym? A może z obawy przed utratą gier cyfrowych (pudełek i płyt jednak nikt nam nie zabierze)? Może to jednak ten kolekcjonerski bakcyl? Trudno stwierdzić jednoznacznie. Ja jednak wiem, że jeśli coraz więcej deweloperów podejmie decyzje o sprzedaży jedynie kopii cyfrowych, nie będzie innego wyboru, jak tylko przerzucenie się na digital. Do tego jednak czasu wydaje mi się, że pozostanę przy starych dobrych pudełkach. No, chyba że narzeczona wywali mnie i moje gry za drzwi...
A czy wy jesteście zwolennikami edycji cyfrowych czy pudełkowych? Dlaczego wolicie właśnie jedno z tych wydań?
<Spodobał ci się tekst? Wpisy i felietony przypadły ci do gustu? Polub growo&owo na Facebooku ^^ Znajdź mnie też na Google+>