Krótsza czasem znaczy lepsza – recenzja Uncharted: Zaginione Dziedzictwo
Grałem już w Uncharted: Zaginione Dziedzictwo / wrażenia z pokazu
Podsumowanie E3 2017 – szału nie było, ale Ubisoft i Nintendo zarządzili
Call of Duty Black Ops III: Zombies Chronicles - przyjemna sentymentalna wycieczka
Grałem w Farpoint... i nowy kontroler do PS VR jest niesamowity
Prey – cudowne dziecko Bioshocka, System Shocka i Half-Life’a
Po raz kolejny PSP zostało uraczone tytułem żywcem przeniesionym ze starego dobrego PlayStation 2. Wypadałoby więc znowu pomarudzić o braku wyobraźni developerów, wyciąganiu od graczy pieniędzy itp. jednak nie tym razem. Panie i panowie, przedstawiam Wam jedną z bardziej niedocenionych gier poprzedniej generacji konsol. Pozycja, która zagubiła się w czasie po to by ratować wymierający obecnie gatunek gier przygodowych. Oto Shadow of Memories czyli niecodzienna produkcja od mistrzów z Konami.
Ostatnio zrobiło się głośno wokół długo oczekiwanej produkcji studia Ubisoft Montreal, która rozpaliła wyobraźnię graczy na E3 2012 za pomocą fenomenalnie prezentującego się zwiastuna, a teraz zdaje się wyglądać znacznie gorzej, niż wcześniej. W dyskusji na temat tego, jak pierwsze zapowiedzi gier mijają się nierzadko z prawdą, zapominamy jednak o tym, że Watch_Dogs nadal zapowiada się naprawdę interesująco. W końcu otrzymamy być może to, czego najbardziej w wysokobudżetowych produkcjach nam ostatnimi czasy brakuje – powiew świeżości.
Nie wiem jak Wy, ale ja od dziecka uwielbiałem przygody Indiany Jonesa. Charyzmatyczny bohater, mogący pochwalić się olbrzymią wiedzą z zakresu historii oraz niezwykłą wprawą posługiwania się biczem i dowcipem, jest postacią, którą naprawdę ciężko jest nie lubić. Dlatego też, od zawsze kibicowałem każdej grze, w której słynny archeolog miał się pojawić. Pomijając prymitywne i w większości przypadków średnio udane platformówki z konsol ośmiobitowych i szesnastobitowych, wystąpił on także w kultowej serii przygodówek point n’ click oraz w dwóch grach action-adventure, moim zdaniem całkiem przyzwoitych. Niestety w dobie popularności przygód obdarzonej wielkim biustem pani archeolog rodem z Wielkiej Brytanii, obie te pozycje pojawiły się na rynku raczej bez echa i zyskując popularność jedynie w kręgu fanów Indy’ego. Fakt ten denerwował mnie niezmiernie, bo niczyje inne przygody, jak właśnie tej postaci zasługują na to, by zostać przeniesione do dopracowanych gier. Staff of the Kings , noszący kryptonim Indiana Jones 2008, miał być właśnie takim tytułem, lecz wyszło z tego coś zupełnie innego, bardzo odległego od pojęcia dobrej zabawy.
Historia powstawania przenośnych przygód Księcia jest burzliwa i przypomina zamieszanie, jakie przez lata tworzyło się wokół „Duke Nukem Forever”. Warto zaznaczyć, że „Critical Mass” powstawało w naszym nadwiślańskim kraju, w bydgoskim studiu Frontline. W wyniku zawirowań prawnych i finansowych wynikłych ze strony wydawcy, gra najpierw miała w ogóle się nie ukazać, później trzymano się opcji zmienienia nazwy i usunięcia wszelkich znaków kojarzących się z serią „Duke Nukem”, aż ostatecznie, ku zaskoczeniu wszystkich, tytuł w końcu się ukazał.
Przez długie lata żyłem w błogiej nieświadomości, jak bardzo gatunek tzw. graficznych nowel, jest interesujący. Po ukończeniu wspaniałego „999” nie mogłem uwierzyć, że to koniec historii dziewiątki sympatycznych bohaterów. Będąc na swoistym fabularnym „głodzie”, zacząłem poszukiwać podobnych tytułów, sięgając kilka lat wstecz biblioteki gier przenośnej konsolki Nintendo. Tak też trafiłem na „Hotel Dusk: Room 215”, będący niesamowicie klimatycznym kryminałem, utrzymany we wspaniałej komiksowej stylistyce.