Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Koniec roku za pasem. Jutro obudzimy się w 2020. Po nieco hermetycznym muzycznym podsumowaniu 2019 czas na tekst, który zapewne trafi do większej ilości odbiorców. Wszak filmy mają chyba nieco większe pole rażenia, niż konkretne gatunki muzyki. Podobnie, jak w przypadku albumów, teraz też zaproponuję Wam 10 najlepszych filmów, jakie widziałem w tym roku, ze wskazaniem jednego zwycięzcy. Dodatkowo oczywiście dorzucę garść tytułów, które mi się podobały, ale nie aż tak bardzo.
Na start 10 filmów niezłych, dobrych, ciekawych lub z innych powodów zasługujących na wyróżnienie.
Rok 2019 w muzyce kończy się jako kolejne 12 miesięcy pełne świetnych koncertów znanych zespołów i całej masy albumów, które chwytały za gardło, za serce, a czasem za to i za to naraz. Tradycyjnie przygotowuję dla Was dwa podsumowania roku - najpierw muzyczne, które właśnie macie okazję czytać, a na sam koniec roku dostarczę podsumowanie filmowe. Wszystko jest oczywiście bardzo subiektywne, obciążone preferencjami piszącego, ale wszystko zawsze staram się ładnie uzasadnić. Gdzie się dało, tam dorzucam linka do dłuższej recenzji.
W 2019 pojawiło się naprawdę dużo dobrych płyt spod znaku hałasu, gitary, bębnów, elektroniki i szeroko rozumianej alternatywy. Najlepszych albumów mam dla Was 10, z których jeden zasłużył na miano albumu roku. Ale, jak że nie umiem się ograniczać, dorzucę jeszcze szybką wyliczankę płyt, które skradły mi sporo czasu. Od niej zaczynamy:
Już za moment do kin trafi finał Gwiezdnych wojen - mowa nie tylko o zamknięciu nowej trylogii, ale o zakończeniu wszystkich ważnych wątków rozpoczętych w 1977 roku. The Rise of Skywalker ma przed sobą niezwykle trudne zadanie. Ale trzeba przyznać, że niewiele łatwiej miał film Ostatni Jedi - środkowa część trylogii wypełniona kontrowersyjnymi decyzjami. Jak film broni się po dwóch latach od premiery?
Nie będę nikogo oszukiwał, niezmiennie jestem wielkim entuzjastą Gwiezdnych wojen i dosyć łatwo mnie zadowolić. Wrażenia po premierze są zwykle bardzo pozytywne i dopiero z czasem łatwiej dostrzec wady omawianej produkcji. Tak było z Przebudzeniem Mocy, tak jest z Ostatnim Jedi. I choć nadal uważam ten film za dobry, momentami rewelacyjny, to mam wielką nadzieję, że okaże się najgorszym odcinkiem obecnej trylogii.
Rian Johnson, gdy nie zajmuje się niszczeniem Gwiezdnych wojen (ja tak nie uważam, ale jeszcze dużo czasu minie, nim niektórzy zapomną Ostatniego Jedi), robi ciekawe, autorskie kino, na które trudno się złościć. Jako autor scenariusza i reżyser Johnson stworzył właśnie swój czwarty, pomijając Star Wars, pełnometrażowy film. Tak samo, jak poprzednie produkcje, Na noże to kino gatunkowe, poruszające się w obrębie jednego wyraźnego stylu opowiadania historii. W tym wypadku mamy do czynienia z typowym "kto zabił" wzorowanym na klasycznych literackich wzorcach.
Scenariusz filmu Na noże wrzuca do jednego wora ograne motywy: śmierć bogatego seniora rodu, walka o spadek, rodzina będąca grzeczną tylko na pierwszy rzut oka, kilkoro podejrzanych, ograniczona ilość miejsc akcji i genialny detektyw szukający rozwiązania zagadki. Na szczęście gotowa produkcja z łatwością przeskakuje takie określenia jak "ograny", "nudny" czy "przewidywalny" i dostarcza rozrywki na bardzo wysokim poziomie.