Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi dwa lata później - fsm - 16 grudnia 2019

Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi dwa lata później

Już za moment do kin trafi finał Gwiezdnych wojen - mowa nie tylko o zamknięciu nowej trylogii, ale o zakończeniu wszystkich ważnych wątków rozpoczętych w 1977 roku. The Rise of Skywalker ma przed sobą niezwykle trudne zadanie. Ale trzeba przyznać, że niewiele łatwiej miał film Ostatni Jedi - środkowa część trylogii wypełniona kontrowersyjnymi decyzjami. Jak film broni się po dwóch latach od premiery?

Nie będę nikogo oszukiwał, niezmiennie jestem wielkim entuzjastą Gwiezdnych wojen i dosyć łatwo mnie zadowolić. Wrażenia po premierze są zwykle bardzo pozytywne i dopiero z czasem łatwiej dostrzec wady omawianej produkcji. Tak było z Przebudzeniem Mocy, tak jest z Ostatnim Jedi. I choć nadal uważam ten film za dobry, momentami rewelacyjny, to mam wielką nadzieję, że okaże się najgorszym odcinkiem obecnej trylogii.

Rian Johnson to twórca "z jajami" - zapragnął wywrócić pewne rzeczy do góry nogami i Disney mu na to pozwolił. I wyszło to dobrze. Poza tymi rzeczami, które okazały się takie sobie. Podczas pierwszego seansu Ostatniego Jedi najbardziej doskwierały mi dwie rzeczy: wątek planety-kasyno z ukrytym tam "eko-przekazem", który nijak nie wpłynął na fabułę filmu i dał nam wymuszony wątek miłosny oraz unosząca się w kosmosie Leia. Reszta rzeczy - odcięty od Mocy, zgorzkniały Luke, bezceremonialne pozbycie się Snoke'a i późniejsza walka o władzę wewnątrz Najwyższego porządku, nieoczywista relacja Rey i Kylo - była i jest super. Podobnie jak strona wizualna - obok Łotra 1 to najładniejszy film w sadze.

Obejrzałem film niedawno po dłuższej przerwie i premierowy entuzjazm się ulotnił, choć nie zmienił diametralnie mojego nastawienia do filmu. Akcja z szukaniem szyfranta w kasynie i uwalnianiem kosmicznych koni na Canto Bight nie była teraz aż taka zła. Podobnie SuperLeia (choć instynktowne użycie Mocy przez księżniczkę można było zrobić lepiej). Najbardziej doskwierał mi powolny kosmiczny pościg i idiotyczna decyzja pani admirał Holdo, która postanowiła nikomu nie zdradzić swojego planu, co wywołało jeszcze większy bałagan. Całe szczęście, że to, co w Star Wars zawsze mnie najbardziej interesowało - mistycyzm, miecze świetlne, Moc, konflikt dobra ze złem - zostało tu pokazane bardzo dobre i z fajnymi niespodziankami. Oczywiście możliwość totalnego przebudowania kanonu i odrzucenia podziału na jasną i ciemną stronę Mocy została stłumiona i najpewniej nowy film wróci na stare tory.

Spora część wątków z Ostatniego Jedi można nabrać nowego znaczenia i wagi, gdy zobaczymy, co z nimi zrobi J. J. Abrams. Epizod VIII jest najdłuższą częścią sagi i zrobił najwięcej bałaganu, który trzeba teraz jakoś poukładać. Liczę na to, że Disney pozwoli na wstawienie dużej ilości niespodzianek, które nie będą tylko fanserwisem i nostalgicznymi wstawkami nawiązującymi do przeszłości. To już było w Epizodzie VII i podobało się niektórym. Odważne nowości w omawianym filmie wypadły jeszcze gorzej - tu niezadowolonych było chyba jeszcze więcej. Epizod IX musi pogodzić wszystkich i godnie zakończyć sagę. Chciałbym móc wystawić mu "dziewięć", zaś Jedi teraz dostaje ode mnie słabe 8/10 - recenzję premierową z 2017 roku możecie przeczytać na GOLu. Więcej usłyszycie w podcaście - zapraszam!

fsm
16 grudnia 2019 - 11:59