Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Uciekaj!
Przepis na sukces? W biznesie filmowym wygląda ot tak samo, jak w każdym innym. Zrobić coś niskim kosztem i sprzedać milionom ludzi. Niezależny horror Uciekaj!, stworzony we współpracy z wytwórnią Blumhouse (Paranormal Activity, Naznaczony, Sinister), to kolejny hit z tej filmowej stajni. Kosztujący 4,5 miliona dolarów film zarobił w samych Stanach Zjednoczonych ponad 170 milionów. Czarnoskóry Chris jest w związku z białą Rose. Przyszedł w końcu czas na poznanie jej rodziców – tym celu para wyjeżdża na urokliwą wieś, gdzie nie jest wcale tak sielsko, jak mogłoby się wydawać. Horror na tle rasistowskim od wytrawnego komika? Takie rzeczy tylko w Hollywood!
Ostatni miesiąc był wypełniony ciekawymi muzycznymi premierami. W połowie marca pojawiła się nowa płyta Depeche Mode (bardzo fajna!), chwilę później Nergal zaczął udawać Nicka Cave'a (niestety za mało czasu poświęciłem Me and That Man żeby wyrobić sobie opinię), a jeszcze mamy wyrywający z butów Emperor of Sand autorstwa grupy Mastodon i świeżutki, świetnie brzmiący, krążek Ulver. Ja jednak skupię się na ósmej płycie Incubusa, zatytułowanej po prostu 8.
Dlaczego właśnie Incubus? W liceum twórczość chłopaków stanowiła ważną część mych muzycznych horyzontów i mam z nią związanych dużo wspomnień. Z czasem entuzjazm nieco opadł, ale emocjonalny związek z Incubusem pozostał, nawet gdy wydawali płyty słabe. EPka Trust Fall z 2015 roku zwiastowała powrót do solidnej rockowo-funkowo-energetycznej formy, której ucieleśnieniem miał się stać album 8. Płyta w całej swojej okazałości dostępna jest od piątku, zdążyłem się więc z nią całkiem dobrze zakolegować.
Stacja TVN7 właśnie prawie zakończyła osiemdziesiątą piątą (czy którąś tam) emisję serialu Przyjaciele. Dlaczego "prawie"? Bo ostatni odcinek (druga część finału) pojawi się na ekranach telewizorów w przedświąteczną sobotę. Czyli zostaliśmy w zawieszeniu - Ross pojechał na lotnisko powiedzieć Rachel, żeby została. Ale jakie to zawieszenie, skoro zapewne większość z Was (bo ja na pewno) widziała to już kilkakrotnie. I zobaczy jeszcze ileś tam razy. Bo Przyjaciele to fenomen i jedna z najlepszych telewizyjnych produkcji w historii zgniłej amerykańskiej, imperialistycznej popkultury, którą kocham.
Na start tekstu zwierzę się z czegoś: z całego uniwersum Ghost in the Shell znam tylko anime Mamoru Oshiego i darzę je zasłużonym szacunkiem, ale nigdy nie urosła ona w moich oczach do statusu arcydzieła. Z tego też powodu do aktorskiej ekranizacji historii pani Major podchodziłem z emocjami na poziomie temperatury pokojowej. I chyba się opłaciło, bo - cytując kolegę - całkiem fajny ten Ghost in the Shell.
Najważniejsza rzecz, jaką trzeba wiedzieć o filmie Ruperta Sandersa, jest taka: to jest bardzo ładnie nakręcony obraz cieszący oko różnymi wizualnymi sztuczkami, do poziomu których nie dorasta fabuła i sposób jej prezentacji. Na szczęście gotowe dzieło nie jest aż tak głupie, jak można się domyślać na podstawie zwiastunów.