Przyjaciele - najlepszy serial komediowy w historii wszechświata - fsm - 9 kwietnia 2017

Przyjaciele - najlepszy serial komediowy w historii wszechświata

Stacja TVN7 właśnie prawie zakończyła osiemdziesiątą piątą (czy którąś tam) emisję serialu Przyjaciele. Dlaczego "prawie"? Bo ostatni odcinek (druga część finału) pojawi się na ekranach telewizorów w przedświąteczną sobotę. Czyli zostaliśmy w zawieszeniu - Ross pojechał na lotnisko powiedzieć Rachel, żeby została. Ale jakie to zawieszenie, skoro zapewne większość z Was (bo ja na pewno) widziała to już kilkakrotnie. I zobaczy jeszcze ileś tam razy. Bo Przyjaciele to fenomen i jedna z najlepszych telewizyjnych produkcji w historii zgniłej amerykańskiej, imperialistycznej popkultury, którą kocham.

Czy pamiętacie, kiedy po raz pierwszy usłyszeliście piosenkę z czołówki Friends (ciekawostka - początkowo miało to być Shiny, Happy People autorstwa R.E.M.)? Kiedy poznaliście Rachel, Monikę, Phoebe, Rossa, Chandlera i Joeya? W Polsce serial zadebiutował we wrześniu 1996 roku, dwa lata po amerykańskiej premierze, na płatnym Canal+. Jest szansa, że ja sam Przyjaciół zobaczyłem dopiero 4 lata później, już w trakcie emisji, gdy w rodzinnym domu pojawiła się "satka" i nieoceniony Canal+. I co? I chwyciło! Mimo tego, że domyślnie serial był emitowany z dubbingiem, którego nie lubię - ten na szczęście dało wyłączyć i obejrzeć wszystko z napisami.

Zawsze razem.

Później przyszedł czas na oglądanie tego samego raz jeszcze, ale już elegancko, od początku. Zapewne było to dzięki Polsatowi, ale z racji niezliczonych emisji wszystkich 10 sezonów zarówno na C+, jaki i Polsacie czy TVN7 (a w tym momencie serial pokazuje jeszcze duet Comedy Central i Comedy Central Family), wszystko zlewa się w jedną, bardzo zabawną, i pełną pozytywnych emocji całość. Ile razy widziałem wszystkie sezony? Nie wiem. Czy oglądam je choć w części, gdy są emitowane? Zawsze. Bo Przyjaciele to najlepszy sitcom. Nie najśmieszniejszy, nie najbardziej oryginalny czy najlepiej zagrany, ale i tak najlepszy.

No przecież mówię:  zawsze razem.

Gdy w 1993 roku David Crane i Marta Kauffman, przyjaciele, scenarzyści i producenci, myśleli nad kolejnym krokiem w swojej twórczej karierze - ich serial Family Album został skasowany po zaledwie 8 odcinkach - wpadli na pomysł, który zapisze się złotymi literami w historii telewizji. Szóstka przyjaciół przed 30-tką, wielkie miasto, morze możliwości i fakt, że wspólne życie z najlepszym kumplem lub kumpelą jest dla wielu ludzi ważniejsze, niż życie z własną rodziną - to był pomysł wyjściowy. Potem pojawiły się opcje tytułu: najpierw Insomnia Cafe, potem pojawiła się nazwa Friends Like Us, zmieniona później na Six of One z powodu zbieżności tytułów z innym serialem, aż stanęło po prostu na Friends. Jedna z szych stacji NBC, która zleciła nakręcenie pilota, chciała, by serial opowiadał o Generacji X, ale twórcy się z tym nie zgodzili, słusznie twierdząc, że lepszym pomysłem będzie stworzenie czegoś uniwersalnego, dla każdego typu widza.

Tu ma miejsce jakiś żart.

Kluczowy był oczywiście dobór aktorów i aktorek - Kauffman i Crane pracowali wcześniej z Davidem Schwimmerem, więc on był pewniakiem. Jennifer Aniston i Courteney Cox zostały zaproszone do czytania ról Rachel i Moniki, ale w odwróceniu. Dopiero aktorki same uznały, że lepiej będzie się zamienić i Aniston została Rachel, a Cox Moniką. Zaangażowanie Lisy Kudrow, Matthew Perry'ego i Matta LeBlanca było efektem bardzo udanych castingów. Zaiskrzyło i szóstka młodych ludzi rozpoczęła drogę do ogromnej sławy, potwornego bogactwa i uznania wśród widzów i krytyków.

Akcja Przyjaciół toczy się na Manhattanie, ale wszystko było kręcone w studiu w Kalifornii. Co ważne - śmiech w tle każdego odcinka (którego tak wielu widzów nie lubi, bo uważa za sztuczny, lub dodany w postprodukcji) to prawdziwe reakcje publiczności, która była zapraszana do studia i przez 6 godzin obserwowała kręcenie 22-minutowego odcinka. I tak przez 10 lat, 24 razy w roku, w sumie 240 razy. No i dlaczego się udało?

Gunther, najlepsza postać trzeciego planu.

Dobry czas, dobry scenariusz, świetni aktorzy, autentyczność i fakt, że wielu widzów dorastało wraz z bohaterami. Dzieliło z nimi swoje problemy, smutki i nadzieje. Wielokrotnie śmiałem się do łez z durnowatych sytuacji, zdarzyło mi się wzruszyć (ręka do góry, kogo nie ścisnęło w gardle podczas oglądania zakończenia?) i zadumać. I to za każdym razem, gdy Przyjaciół oglądam. To nie jest zwykły serial. To kronika czasu, w którym powstał. Dialogi, z których spora część była improwizowana, wpadki na planie, powracające po latach żarty i odwołania do poprzednich sezonów. Niezwykła lekkość, dzięki której wszystkie 10 sezonów da się wielokrotnie oglądać z uśmiechem na ustach. No i fakt, że w historię można było wejść w dowolnym momencie i bez problemu odnaleźć się w sytuacji, bez wątpienia był ważnym czynnikiem wpływającym na sukces.

A sukces był gigantyczny. Wystarczy powiedzieć, że początkowa pensja każdego z szóstki przyjaciół, wynosząca ok. 22000 dolarów za odcinek, po drugim sezonie została wyrównana dla wszystkich aktorów do poziomu 100 tysięcy za odcinek, by zakończyć na okrągłym milionie dolarów dla każdego gwiazdora za każdy odcinek sezonu 9 i 10. Sam finał, ten właśnie przerwany podczas emocji na TVN7, oglądały w USA ponad 52 miliony ludzi. To jest czwarty najlepszy wynik w historii pomiarów w Stanach Zjednoczonych i liczba, o której obecnie można tylko pomarzyć.

Spotkanie po latach - Matthew Perry był zajęty, ale nagrał filmik

Kariery ludzi zaangażowanych w projekt, potoczyły się różnie. David Crane odpowiada obecnie za serial Episodes (którego tegoroczny piąty sezon będzie ostatnim), a Marta Kauffman dobrze się bawi tworząc Grace i Frankie dla Netflixa. Jennifer Aniston doszła do megasławy filmowej, Courteney Cox ma za pazuchą 6 lat w serialu Cougar Town i rolę w serii Krzyk (a ostatnio coś o nich cicho), Lisa Kudrow ciągle gra w filmach i serialach, choć są to role drugoplanowe i gościnne występy, Matt LeBlanc próbuje wyciągnąć z bagna nowy Top Gear i kończy zabawę we wspominanym serialu Episodes, Matthew Perry grał główną rolę w dobrze przyjętym serialu Studio 60 (który zakończono po jednym sezonie z powodu tematycznego zderzenia z tańszym w produkcji 30 Rock), a teraz kończy przygodę ze średnio przyjętym The Odd Couple. Ostatni z grupy, David Schwimmer, zarabia na byciu żyrafą Melmanem w serii Madagaskar, a ostatnio bryluje w dobrze ocenianym The People vs O.J.. Wydawałoby się więc, że tylko Aniston wygrała, ale na pewno żaden członek ekipy Przyjaciół nie może narzekać. Oczywiście temat ewentualnej presji i szkód, jakie wywołała sława, jest bardzo ciekawy, ale nie będę go tu teraz poruszał.

Nie można też zapomnieć o całej masie doskonałych gościnnych występów...

Najważniejsze jest to, że Przyjaciele powstali i są wzorcem dla wielu innych twórców. Krótkich komediowych produkcji w odcinkach pojawiło się mnóstwo, ale jestem pewien, że bez perypetii Joeya, Chandlera, Rossa, Moniki, Rachel i Phoebe, żaden z nich nie wglądałby dziś tak samo. I wiem, że ten tekst to taka przeciętna laurka. Ale miałem ochotę ją napisać, bo naprawdę, ale to naprawdę, lubię ten serial :) A Wy?

fsm
9 kwietnia 2017 - 13:43