Filmowo-serialowe podsumowanie roku 2021 - najlepsze rzeczy, które widziałem
Muzyczne podsumowanie roku 2021 - najlepsze albumy!
Abradab + Coma = Kashell. Recenzja debiutanckiej płyty
Wszystko, co ostatnio obejrzałem - minirecenzje filmów i seriali
Limp Bizkit wraca po 10 latach. Recenzja albumu Limp Bizkit Still Sucks
Recenzja albumu Sleep Token - This Place Will Become Your Tomb. MNIAM!
Netflix obiecał w 2021 roku zasypać widzów nowymi filmami. Premier jest faktycznie dużo (ale czy więcej, niż np rok temu?), choć tych firmowanych przez światowej sławy aktorów i aktorki jakby nieco mniej. Najnowsza netfliksowa propozycja - film Pasażer nr 4 - należy do kategorii "pewnie trafiłaby do kin" i podąża ścieżką wytyczoną kilka miesięcy temu przez Niebo o północy George'a Clooneya.
To ostatnie stwierdzenie oznacza dwie rzeczy: oba filmy są powolnymi, spokojnymi dramatami sci-fi i oba nie są tak dobre, jakbym sobie tego życzył. Ale seansu nie żałuję, bo Stowaway (to oryginalny tytuł) sporo rzeczy robi dobrze.
Miłość i potwory (cudownie prostolinijny tytuł) jest od kwietnia promowany jako oryginalny film Netfliksa, ale w rzeczywistości zdążył zadebiutować w amerykańskich kinach jeszcze w 2020 roku i zdobyć garść pozytywnych reakcji. Dodatkowo obraz ten został doceniony przez specjalistów od efektów wizualnych i otrzymał nominację do Oscara. Tak, to jest coś więcej niż "łe, kolejny film Netfliksa".
Być może przemawia przeze mnie głód wielkiej kinowej przygody, ale sporo czasu minęło od kiedy widziałem równie udany, wyluzowany, dobrze napisany i wykonany film przygodowy. Taki dla widza niemal w każdym wieku. Miłość i potwory dotknęły mnie w odpowiedni nerw i po zakończeniu seansu byłem bardzo zadowolony.
O kondycji filmowego uniwersum DC napisano już dziesiątki tysięcy znaków. Nie będę więc powtarzał kolejnej wariacji hasła "źle się za to zabrali i nic z tego nie wyszło". Natomiast pojedyncze filmy dziejące się w tym świecie mają swoją siłę przebicia i potrafią zadowolić zarówno widzów, jak i krytyków. Takim filmem była pierwsza część Wonder Woman, która dziś - po premierze długo oczekiwanej kontynuacji - wygląda trochę jak wypadek przy pracy.
Potrafię filmom superbohaterskim dużo wybaczyć. I WW84 też trochę wybaczam, bo to nie jest zły film. Dostarcza rozrywki, bywa ładny i zabawny, ale spadku jakości nie da się nie zauważyć, a gdy zacznie się analizować sens scenariusza i pewnych decyzji twórców, robi się trochę smutno. Why, Patty, why?