Recenzja filmu Miłość i potwory - zabawa i styl - fsm - 19 kwietnia 2021

Recenzja filmu Miłość i potwory - zabawa i styl

Miłość i potwory (cudownie prostolinijny tytuł) jest od kwietnia promowany jako oryginalny film Netfliksa, ale w rzeczywistości zdążył zadebiutować w amerykańskich kinach jeszcze w 2020 roku i zdobyć garść pozytywnych reakcji. Dodatkowo obraz ten został doceniony przez specjalistów od efektów wizualnych i otrzymał nominację do Oscara. Tak, to jest coś więcej niż "łe, kolejny film Netfliksa".

Być może przemawia przeze mnie głód wielkiej kinowej przygody, ale sporo czasu minęło od kiedy widziałem równie udany, wyluzowany, dobrze napisany i wykonany film przygodowy. Taki dla widza niemal w każdym wieku. Miłość i potwory dotknęły mnie w odpowiedni nerw i po zakończeniu seansu byłem bardzo zadowolony.

Produkcja w reżyserii Michaela Matthewsa w udany sposób łączy klimat Fallouta (po końcu świata ludzie żyją w schronach) i The Last of Us (natura zarasta wszystko i atakuje odważnych wędrowców noszących koszule i kusze), dodając sporo luzu, humoru i prostej, ale satysfakcjonującej historii o dojrzewaniu.

Joel (znany z Więźnia labiryntu Dylan O'Brian) to sympatyczny fajtłapa, który we własnym schronie zajmuje ostatnie miejsce na liście męskości i waleczności. Ale nic dziwnego, bo gdy zaatakowały potwory (wszystko jest wyjaśnione prostą animacją na samym początku filmu) stracił dużo więcej, niż tylko możliwość przeżycia pierwszego razu z Aimee (Jessica Henwick z Iron Fista). Ale minęło siedem lat, świat jest inny i Joel też chce być inny. Chcę wyjść ze schronu, odnaleźć kolonię, w której mieszka "jego" dziewczyna, i na nowo ją w sobie rozkochać. Więc wychodzi, wbrew rozsądkowi i radom współmieszkańców.

Widzowie dodają klasyczny fabularny szkielet o młodym facecie, który musi dojrzeć i zrozumieć to i owo, a przy okazji przeżyć sporo przygód, w których niemal traci życie. Droga przez dzikie USA jest dobrze nakręcona, ma solidne tempo, gościnne występy, rewelacyjnie zaprojektowane, pełne osobowości potwory, akcję, rozsądnie dawkowane elementy komediowe i niezwykłą filmową lekkość, jaką miał co drugi hicior z lat 80-tych. Joel się stara, my mu kibicujemy i pewne oczywiste zagrywki (jak coś się pojawi w dialogu w pierwszym akcie opowieści, to wróci później w ważnej scenie) wcale nie przeszkadzają czerpać masy frajdy z oglądania.

Miłość i potwory to współczesne przygodowe kino pełna gębą, z nieźle napisanymi bohaterami, przemyślanym światem, bardzo porządną strona techniczną (film brzmi i wygląda super) i wystarczająca dawką dobrej rozrywki, by wybaczyć ewentualne grzeszki. W sam raz na weekendowy seans z piwem. 7,5/10

fsm
19 kwietnia 2021 - 09:16