Gdy pada hasło „gra o miłości”, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na myśl przychodzi Japonia. To zrozumiałe, gdyż Azjaci stanowią nieco inny typ człowieka. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, wszak spod dłuta Capcomu – firmy założonej i prowadzonej w Kraju Kwitnącej Wiśni – wyszło tyle znamienitych produkcji, które m.in. w Europie stanowią silną pozycję i są celebrowane przez setki tysięcy graczy. Jednak nie o tym chciałem dzisiaj powiedzieć. Sponsorem tegoż tekstu jest Bientôt l'été - niezależny twór studia Tale of Tales, gdzie wcielając się w jednego z kochanków staramy się przetrwać trudne chwile rozłąki. Chwila, moment – że co?!
Znaczna część tytułów ze sceny indie to produkcje małe, w dużej mierze nieznane i chyba niepchające się na łamy największych branżowych portali oraz czasopism. Patrząc z perspektywy polskiego fana tego typu gier, można stwierdzić, iż „indyki” to tylko zabawa dla nowobogackich. Przede wszystkim z powodu ceny – spora część produkcji wychodzi z ramienia Valve na Steamie, a jak wiadomo, przelicznik euro-złoty to nie przekładnik 1:1. W takich wypadkach spora rzesza społeczności daruje sobie dzieła niezależne i woli dorzucić kilkadziesiąt złotówek do zakupu konkretnego blockbustera na 10-20 godzin przyjemności. Błąd.
Rock of Ages pokazało, że można zrobić dobrą grę, gdzie tocząca się kula robi za pierwszoplanową postać. Nie potrzeba było futurystycznych militariów, rosyjskich żołnierzy, czarnych charakterów oraz ogromnego budżetu na motion-capture i miliardy wybuchów. Element4l doskonale hołduje takiej definicji produkcji niezależnej – deweloperzy spisali się na medal!
Smętne teorie spiskowe dotyczące zagrożeń matki ziemi słyszeliśmy nie raz. Dziura ozonowa, ocieplenie się klimatu, topnienie lodowców na Grenlandii – tematy ciągle aktualne i powracające niczym bumerang, jeśli trzeba wytłumaczyć jakąś niezwykłą anomalię pogodową. Ale co, jeśli apokalipsa nastąpi za wcale nie tak długi okres? Czy potencjalni podróżnicy w czasie wrócą i ostrzegą nas o katastrofie? Ba, spróbują nawet nie dopuścić do jej wywołania. Coś czuję, że jeszcze dobrych kilkadziesiąt lat minie, a my nie spotkamy się z takim zjawiskiem. Okazuje się, że według Daedalic Entertainment zdarzy się to relatywnie niedługo.
To, że nowe Halo powstaje, można było wywnioskować już dawno temu. Nie ma bowiem Xboksa, na którym nie ukazałaby się choćby jedna odsłona tej wiekowej dosyć serii. Sama marka wyewoluowała do najwyższej możliwej rangi w Stanach Zjednoczonych, co nie powinno zbytnio dziwić, gdyż tam Master Chief jest wielbiony najbardziej.
Co prawda na konferencji Microsftu nie uświadczyliśmy psa-zwiadowcy z Call of Duty: Ghosts, o których głośno było podczas pierwszej prezentacji konsoli Xbox One, ale za to pojawił się inny przedstawiciel gatunku wojennych FPS-ów – Battlefield 4.
Jesteśmy tuż po zakończeniu konferencji Microsoftu na tegorocznych targach E3. Jak zapowiedziano na majowej prezentacji Xboksa One, więcej gier pojawiło się dopiero teraz. Czy warto wydać 499 dolarów (to samo dotyczy euro)/429 funtów na nową maszynę MS? Po zobaczeniu zwiastuna Quantum Break – z pewnością!
Activision nie czeka na oficjalne rozpoczęcie targów E3 2013 i przedstawia Call of Duty: Ghosts nieco wcześniej. Co prawda urywek możliwości nowego-starego silnika mogliśmy podziwiać już na konferencji Microsoftu, gdzie po raz pierwszy przedstawiono kontrowersyjny model nowego Xboksa.
W poprzednim artykule z serii „10 najbardziej…” Imperialista przedstawił Wam w pełni subiektywne TOP 10, które z różnych powodów nie zostały zauważone przez wiecznie wygłodniałą brać. Dziś z kolei, chciałbym przedstawić Wam nieco szerzej 10 tytułów, które także z wszelakich względów były zbyt przychylnie potraktowane zarówno przez graczy, jak i dziennikarzy. Sami zresztą wiecie, że nasza branża jest na tyle nieprzewidywalna, aby w wielomilionowych nakładach przyjąć dzieło z pozoru kompletnie niemające jakiegokolwiek potencjału, z kiepską grafiką i powielaniem tych samych schematów od wielu lat. Tak, już wiecie, którego kandydata chcę wywołać do tablicy.