Gdy pada hasło „gra o miłości”, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na myśl przychodzi Japonia. To zrozumiałe, gdyż Azjaci stanowią nieco inny typ człowieka. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, wszak spod dłuta Capcomu – firmy założonej i prowadzonej w Kraju Kwitnącej Wiśni – wyszło tyle znamienitych produkcji, które m.in. w Europie stanowią silną pozycję i są celebrowane przez setki tysięcy graczy. Jednak nie o tym chciałem dzisiaj powiedzieć. Sponsorem tegoż tekstu jest Bientôt l'été - niezależny twór studia Tale of Tales, gdzie wcielając się w jednego z kochanków staramy się przetrwać trudne chwile rozłąki. Chwila, moment – że co?!
Przez cały, co prawda krótki, seans z grą zadawałem sobie niniejsze pytanie. Przewijało się ono niczym trauma. Do tego dochodziło także: „co ja tutaj robię?” i „nic nie kumam”. Bo tak w istocie było – oszczędna oprawa graficzna niemal w zerowym stopniu pozwalała wczuć się w rolę złaknionego miłości kochanka, który przy winie, papierosie i partyjce szachów gada do wyimaginowanego towarzysza niedoli. Chwila, moment – że co?!
Zacznijmy od początku – wyboru płci bohatera. Decyzja dosyć sztampowa: kobieta lub mężczyzna. Niemniej nie to jest w Bientôt l'été najważniejsze (stoi na drugim miejscu). Miejsce akcji zaś to plaża oraz samotny budynek w oddali. Chociaż w tym zwrocie słowo „akcja” jest lekkim nadużyciem, ponieważ o ile nie krytykuję gier za mozolnie toczącą się rozgrywkę (szczególnie „indyków”), o tle tutaj muszę to powiedzieć – gameplay nie dość, że nudny i powolny, to kompletnie bezcelowy. Mięskiem produkcji są słowa. Słowa wyłapywane na ów plaży. W późniejszym etapie gry zdobyte frazy łączymy w spójny dialog z żywym – lub nie – drugim bohaterem przy stole z rozłożonymi szachami. Tak, to w tym oddalonym o kilkadziesiąt metrów budynku toczy się prawdziwa gra.
W ten sposób przedstawia się Bientôt l'été. Niby kompletnie pozbawiona głębszego celu, a mimo to w pewnym stopniu intrygująca oraz przyciągająca wzrok. W trakcie zabawy szachami poszczególne figury to są właśnie znalezione słowa, lecz zapomnijcie o jakichkolwiek zasadach, którymi kierujemy się, gdy w realnym świecie przysiadamy do tej królewskiej gry. Pionek (przepraszam za ignorancję, ale chciałem uniknąć powtórzenia) postawiony gdziekolwiek i tak zawsze spełnia jeden cel – powoduje wypowiadanie kwestii z ust postaci. Z kolei papierosy oraz wino widziane na screenach służą niczemu innego, jak tylko zdobieniu ekranu. Możemy co prawda zapalić, czy też wypić lampkę alkoholu, aczkolwiek te czynności nie wnoszą niczego do zabawy. Prosty, klimatyczny dodatek.
Ocena widziana na samej górze to zasługa nastrojowej oprawy graficznej oraz muzyki. O ile drugi element to przede wszystkim spokojne brzdęknięcia na instrumentach strunowych, o tyle graficznie tytuł może pochwalić się bardzo dobrze zaprojektowanymi porami dnia. Jednym przyciskiem zamykamy powieki bohatera/bohaterki, a chwila ta wystarcza do kompletnej metamorfozy pogody – od słonecznego popołudnia, przez zachmurzony wieczór, kończąc na romantycznym zachodzie słońca o purpurowym niebie. Jest to filar tytułu, bez którego ciężko byłoby cokolwiek tutaj zdziałać.
Ciężko określić, czy dzieło Tale of Tales miało zmusić grającego do refleksji nad… samym sobą? W sumie, to w pewnym stopniu mnie zmusiło do myślenia. Nie jest istotne nad czym, ale nie była to głębsza rozkmina na temat sensu życia. Ot, jakieś pierdoły o który nie mogę sobie nawet przypomnieć. Cóż, nie zważając na wszelkie merytoryczne właściwości, Bientôt l'été ma w sobie intrygującą nutkę enigmatyczności, przez co widzicie taką a nie inną notę. Ale uczciwie ostrzegam – od dzieła możecie się mocno odbić. Produkcja zdecydowanie tylko dla wybranych.