Sekrety serii Dragon Age
Sekrety trylogii Mass Effect
„Obudź się, Komandorze”, czyli wspomnienie Teorii Indoktrynacji w serii Mass Effect
Półtorej dekady w Amn, czyli piętnaste urodziny Baldur's Gate II
8 lat na szlaku, albo Wiedźmina wspomnienie
Okiem Meehowa: Płatne mody – tak straszne, jak je malują?
Zdecydowana większość graczy pamiętających dobrze ubiegłą dekadę kojarzy lepiej lub gorzej Tibię. Niektórzy z otaczającej ją czarnej legendy i stereotypów, inni z prześmiewczych filmików na wczesnym YouTube, a reszta prawdopodobnie w którymś momencie swojego życia w nią grała. Przez kilka dobrych lat Tibia królowała obok Counter Strike’a w polskich kafejkach internetowych, salach informatycznych i domach z niezbyt szybkimi wówczas stałymi łączami. Rosnąca popularność tego minimalistycznego i czasochłonnego MMORPG-a okazała się zjawiskiem tak dużym, że w pewnym momencie nie tylko trudno było nie zasłyszeć tibijskich opowieści gdzieś w tle (w mniej lub bardziej wybrednej polszczyźnie), ale nawet pojawiły się telewizyjne reportaże na temat uzależnień i agresywnych zachowań rzekomo spowodowanych grą w Tibię. Powspominajmy zatem bezpowrotnie minioną epokę.
Kurz po głośnej premierze Wiedźmina 3 zdążył już opaść, ucichły też werble i fanfary. Po intensywnej i pełnej fajerwerków przygodzie, która wyjęła mi z życiorysu wiele godzin (boję się nawet sprawdzać, jak wiele), zasiadłem w końcu do pisania recenzji. Rodzime studio CD Projekt RED kazało nam czekać całe cztery lata na kontynuację najbardziej przebojowej serii w historii polskiej branży gier, ale zdecydowanie było warto cierpliwie znosić kolejne obsuwy – oto wreszcie mamy produkcję, której nawet weterani game designu z wielkimi budżetami wydawniczych gigantów mogą nam zazdrościć. I choć duma z nadwiślańskiej myśli gamingowej może nas rozpierać, to nie popadajmy w samo zachwyt – Dziki Gon niestety zabłądził w swojej drodze do ideału.