Cudo albo Wiedźmina 3 zrecenzowanie - Meehow - 4 czerwca 2015

Cudo, albo Wiedźmina 3 zrecenzowanie

Meehow ocenia: The Witcher 3: Wild Hunt
90

Kurz po głośnej premierze Wiedźmina 3 zdążył już opaść, ucichły też werble i fanfary. Po intensywnej i pełnej fajerwerków przygodzie, która wyjęła mi z życiorysu wiele godzin (boję się nawet sprawdzać, jak wiele), zasiadłem w końcu do pisania recenzji. Rodzime studio CD Projekt RED kazało nam czekać całe cztery lata na kontynuację najbardziej przebojowej serii w historii polskiej branży gier, ale zdecydowanie było warto cierpliwie znosić kolejne obsuwy – oto wreszcie mamy produkcję, której nawet weterani game designu z wielkimi budżetami wydawniczych gigantów mogą nam zazdrościć. I choć duma z nadwiślańskiej myśli gamingowej może nas rozpierać, to nie popadajmy w samo zachwyt – Dziki Gon niestety zabłądził w swojej drodze do ideału.

Recenzja%20Wied%u017Amin%203%3A%20Dziki%20Gon

Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza

CD Projekt RED dało się już poznać jako studio dysponujące bardzo utalentowanymi projektantami. Pierwszego Wiedźmina – mimo jego rozlicznych wad technicznych – do dzisiaj wspominam jako jedną z moich ulubionych gier, właśnie ze względu na fabułę i klimat. Wiedźmin 3: Dziki Gon to przede wszystkim zrealizowana z wielkim rozmachem opowieść, wgniatająca w fotel każdego fana twórczości Andrzeja Sapkowskiego. Liczne zgromadzone postaci uniwersum, zarówno te kanoniczne, jak i wykreowane przed RED-ów w poprzednich Wiedźminach, a także mnogość smaczków i nawiązań  do prozy, która dała temu wszystkiemu początek, to główne filary bogactwa i epickości opowiadanej historii.

Jest to jednak broń obosieczna. O ile chwali się RED-om eksport polskiego fandomu w szeroki świat, to szkoda, że nie pomyśleli o przedpremierowym zaleceniu odświeżenia sobie książkowego protoplasty. Nie mówiąc już o tym, że gdyby Wiedźmin 3 trafił w ręce gracza nieznającego w ogóle książek Sapkowskiego, to nie miałby on zupełnie pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Chociaż w grze mamy do dyspozycji solidny glosariusz, w pudełku ubogie kompendium wiedzy, a na półkach księgarń czeka „Wiedźmin. Kompendium o świecie gier”, to nikt mnie nie przekona, że jakiekolwiek, nawet najbardziej rzetelne, streszczenie jest w stanie oddać na przykład zawiłe i złożone relacje między Ciri a Geraltem. Zgłębianie łączącej ich więzi przez lekturę opowiadań i „Sagi” zapewnia wiedzę całkowicie odmieniającą wrażenia płynące z gry w Dziki Gon. W moje ocenie sesja z Wiedźminem 3 bez dość szczegółowej wiedzy o świecie przedstawionym w prozie Sapkowskiego jest w najlepszym przypadku porównywalne z całowaniem się przez szybę – brakuje w tym kluczowego komponentu.

Do powyższej kwestii trzeba dodać jeszcze problem narracji. Otóż opowieść  w Dzikim Gonie jest wyjątkowo osobista, co sprawia, że jest również niezwykle stronnicza i w zasadzie nie pojawiają się w niej żadne znaczące wybory. Mamy jasno nakreślone z perspektywy kanonicznego Geralta, kto jest zły, a kto jest dobry, z czym nawet niekoniecznie musimy się zgadzać jako gracz, ale niewiele możemy zrobić poza schowaniem swojego zdania w buty. Choć rzeczony punkt opieram o subiektywne odczucie, to już przed premierą spodziewałem się większej dowolności w odgrywaniu roli, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę fakt, że Geralt mimo wszystko stracił pamięć, a na drodze do jej odzyskania podjął wiele decyzji, które nie powinny pozostać bez wpływu na jego osobowość, a pozostały.

Ubolewam również nad faktem, że twórcy gry nie zdecydowali się nieco luźniej wzorować na prozie Sapkowskiego, jak miało to miejsce chociażby w pierwszej części. Pomijając już moje osobiste zdanie na temat zdolności pisarskich Andrzeja Sapkowskiego, nie udało im się poprawić chociażby grafomańskiego charakteru Ciri – i choć widać znaczną poprawę w stosunku do jej książkowego odpowiednika, to z narracyjnego punktu widzenia wciąż jest ona przedstawicielem gatunku Mary Sue, a tego typu kwiatuszki to po prostu słaby design, nie rzecz gustu czy reakcji na postać.

Ciri, choć wciąż przedstawiciela gatunku Mary Sue, nie jest nawet w połowie tak wkurzająca, jak w prozie Sapkowskiego i nawet da się ją lubić.

Na wiedźmińskim szlaku

Na osobny akapit zasługuje to, czego nieco brakowało zarówno w książkach pióra Andrzeja Sapkowskiego, jak i w poprzednich odsłonach gry – wiedźmińskiego klimatu. Nareszcie dane nam jest spędzić więcej czasu z kolegami po fachu i to nie tylko tymi ze Szkoły Wilka, ale także Kota czy Żmii. Dziki Gon znakomicie obrazuje wiedźmińską profesję i daje poczuć smak trudnej roboty, jaką jest zabijanie potworów. Geralt nie jest już wiedźminem tylko z nazwy – może się wreszcie wykazać w licznych zleceniach na chudszą i grubszą zwierzynę, sensownie korzystając przy tym ze wszystkich aspektów mutacji, którą przeszedł za młodu. No i Kaer Morhen – miło znowu wrócić na stare śmieci.

Nie sposób nie pochwalić wielkiego i tętniącego życiem świata przedstawionego. Prezentuje się on naprawdę majestatycznie i może spokojnie stawać do konkurencji z najlepszymi sandboksami w historii. Przemierzając poszczególne krainy ciągle miałem wrażenie, że coś się w nich dzieje, a otaczające mnie środowiska nie są tylko elementami dekoracyjnymi. Czasem nie sposób było się nie zatrzymać i nie popodziwiać naprawdę pięknych widoków, czy to w miastach i osadach, czy poza nimi. Bardzo ładna oprawa graficzna i znakomite projekty postaci oraz lokacji to szczególnie mocna strona Wiedźmina 3, zwłaszcza w akompaniamencie przyjemnej ścieżki dźwiękowej. Czasem tylko przegięto z turpizmem tu i ówdzie.

Absolutnym mistrzostwem są też wszelkiego rodzaju sceny przerywnikowe – te mniejsze i te większe. Mimika twarzy i ruchy postaci, praca kamery, akcja oraz wszelkiego rodzaju wodotryski miło pieszczą wzrok, budując niezwykłą atmosferę i pogłębiając immersję gracza.

Jedno jest zatem absolutnie pewne: w otwartym świecie Wiedźmina 3 trudno się nudzić i nie trzeba być zwolennikiem sandboksów, żeby świetnie się bawić przez kilkadziesiąt godzin – każdy znajdzie coś dla siebie. Znajdźki? Proszę bardzo. Mini-gry? Jest kilka. Zlecenia wiedźmińskie? U nas potworów ci dostatek, mistrzu Geralcie. Zadania poboczne? Tych również nikomu nie zabraknie i bynajmniej zaprojektowano ich na sztukę.

W Dzikim Gonie wreszcie zajmujemy się byciem wiedźminem.

Każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa

Deweloperzy CD Projekt RED stanęli na wysokości zadania i wyciągnęli odpowiednie wnioski ze swoich przeszłych potknięć. Wiedźmin 3: Dziki Gon poprawia znakomitą większość mechanicznych/technicznych błędów swoich poprzedników. Dla przykładu: nie zatrzymują nas często pojawiające się ekrany ładowania, niewidzialne ściany czy idiotycznie działające drzwi, zaś walka nareszcie nie polega na mashowaniu lewego przycisku myszy bądź stosowaniu stylu turlającego się mistrza. Szkoda tylko, że do gry przedarło się nieco baboli i to nie tylko w postaci bugów, ale chociażby niedokładnego systemu namierzania interaktywnych przedmiotów czy topornej i doprowadzającej do szewskiej pasji jazdy konno. W tym drugim przypadku zasada „lepiej byle jak jechać, niż porządnie iść” nie ma zastosowania. Liczę jednak, że REDzi nie poprzestaną w swoich popremierowych wysiłkach i będą sukcesywnie patchować swoje najnowsze dzieło.

Wiedźmiński styl walki nigdy nie prezentował się tak dobrze, jak w trzeciej części gry: nareszcie musimy wykazać się nie tylko opanowaniem poszczególnych ruchów i technik, ale także refleksem, taktyką oraz odpowiednim przygotowaniem. Nawet na normalnym poziomie trudności dostaniemy baty od standardowych przeciwników, jeśli nie będziemy wiedzieli, jak się za danego adwersarza zabrać, natomiast przy odpowiednim rozegraniu sprawy, walka może okazać się banalnie prosta. Co więcej, dzięki braku skalowania leveli, spragnieni wrażeń mają szansę podejmować się np. zleceń na znacznie potężniejsze od Geralta potwory (a także krwawo masakrować znacznie słabszych wrogów). Zabrakło mi jedynie większej ilości finisherów w stylu pierwszego Wiedźmaka dla dodania starciom pikanterii.

Bardzo przypadł mi do gustu nowy system rozwoju postaci, sensownie rozwiązujący fabularny problem z progresją w umiejętnościach Geralta, który przecież jest mistrzem miecza. Otóż dane jest nam dobierać sobie bonusy i ulepszenia w kilku dziedzinach (np. szermierka czy magia) oraz dodatkowo wzmacniać je mutagenami. Niczego nie uczymy pana Gerwanta, a jedynie czynimy go jeszcze bardziej zabójczym łowcą potworów. Ponadto decydujemy, z których premii chcemy w danej chwili korzystać, a także mamy możliwość ponownego rozdania zdobytych punktów umiejętności.

Rzemiosło i alchemia również przeszły trafne modyfikacje. Szczególnie na wzmiankę zasługuje warzenie eliksirów czy olejów – od teraz wystarczy raz przygotować dany specyfik, a ten będzie się samoistnie „uzupełniał” przy każdym odpoczynku. Nie trzeba zatem skąpić wiedźmińskich wspomagaczy, kiedy ruszamy w bój, tylko załatwiać sprawę, jak Vesemir przykazał.

Jak nie przepadam za sandboksami, tak Wiedźmin 3: Dziki Gon wgniata w fotel swoim otwartym światem.

Coś się kończy, coś się zaczyna

Wiedźmin 3: Dziki Gon to obowiązkowa pozycja dla każdego fana twórczości Andrzeja Sapkowskiego i studia CD Projekt RED, choć zdecydowanie zalecam porządne odświeżenie sobie prozy przed rozpoczęciem gry, aby czerpać z rozgrywki maksimum przyjemności. Trzeci Wiedźmin niewątpliwie otarł się o perfekcję i gdyby nie wspomniane wyżej potknięcia, bez chwili wahania wystawiłbym grze dziesiątkę. Nie zrozumcie mnie jednak źle, bowiem mamy do czynienia z kawałem znakomitej produkcji na absolutnie najwyższym, światowym poziomie, z której możemy być dumni jako Polacy. Ubiegłoroczny przebój, Dragon Age: Inkwizycja, może moim zdaniem trzeciemu Wiedźmakowi co najwyżej buty czyścić, a przed nami jeszcze przecież dwa duże dodatki i REDKit…


Plusy:

  • Znakomity klimat wiedźmiński.
  • Świetna oprawa audiowizualna.
  • Zapierające dech w piersiach cutsceny.
  • Dynamiczny system walki.
  • Poprawione błędy poprzedników.
  • Przejrzysta i łatwa do opanowania mechanika.
  • Liczne odwołania do poprzednich gier i prozy.
  • Wiele pojawiających się postaci z uniwersum.
  • Świetny humor i najlepszy pijacki quest w historii serii.
  • Ogromny, żyjący i wypełniony zawartością świat.

Minusy:

  • Szwankujący system namierzania przedmiotów i inne pomniejsze niedoróbki.
  • Brak launchera, który automatycznie patchowałby grę.
  • Jazda konno, będąca ważnym elementem eksploracji, niestety kuleje.
  • Wybory z poprzednich gier nie mają większego znaczenia.
  • Dość stronnicza historia, nie dająca większego pola do wyboru.
  • Zakończenia, mimo swojej epickości, pozostawiają niedosyt informacji.
  • Lambert z Eskelem wciąż nie naprawili schodów na górnym dziedzińcu Kaer Morhen. ;-)
Meehow
4 czerwca 2015 - 11:53