Remake czy kontynuacja? Druga recenzja filmu Blair Witch - fsm - 17 września 2016

Remake czy kontynuacja? Druga recenzja filmu Blair Witch

Licho faktycznie nie śpi. Sebastian zdążył już opublikować swoją recenzję filmu Blair Witch, co automatycznie sprawia, że mój tekst będzie nieco wtórny. Ale przecież nikt nie broni umieszczać dubla recenzji, więc niniejszym zapraszam na swoją ocenę tego sequela-niespodzianki. Odpowiadając na pytanie z tytułu tekstu - Blair Witch to remake udający, że jest kontynuacją. Wszyscy pamiętamy ogromny sukces Blair Witch Project i odcięcie kuponu w postaci słabiutkiej Księgi cieni (jedyna dobra rzecz związana z tym filmem to całkiem solidny soundtrack, który stoi sobie na mojej półce). Jak nowe wcielenie filmowej wiedźmy odnajdzie się w tym towarzystwie?

Blair Witch Project z 1999 roku w doskonały sposób wykorzystał technikę found footage i marketing wirusowy, dając początek całemu podgatunkowi horroru. Dzieło Myricka i Sancheza zapisało się w historii kina po kres czasu. Adam Wingard i Simon Barrett - odpowiedzialni za dobrze oceniany miks horroru i czarnej komedii Następny jesteś ty i Gościa, przewspaniałą laurkę dla kina lat 80-tych - muszą z jednej strony uszanować oryginał, a z drugiej zaoferować coś na tyle ciekawego, by w dobie Paranormal Activity, Piły czy Obecności ich produkcja pokazała się w jak najlepszym świetle. Receptą jest wspomniany już sequel, który tak naprawdę jest remake'iem.

Fabuła filmu idzie po tych samych torach, co 17 lat temu. Dzieciaki idą do lasu (tym razem dlatego, bo starszą siostrą jednego z nich jest zaginiona przed laty Heather), gubią się i następuje gnój. Na szczęście dla historii i widzów, nowa ekipa jest mądrzejsza i lepiej przygotowana do starcia z nawiedzonym lasem. Mają małe, nauszne kamerki (co wyjaśnia tak dziwne w wielu produkcjach ciągłe kręcenie wszystkiego, niezależnie od sytuacji) wyposażone w GPS, mają mnóstwo latarek, drona z kamerą, krótkofalówki. Nie straszne im zło, szczególnie, że nie bardzo w nie wierzą. Ale oczywiście las i drzemiąca w nim siła wiedzą lepiej, co jest grane.

Blair Witch dostało tak piorunująco pozytywne recenzje po pierwszych festiwalowych pokazach, że momentalnie film wszedł na listę bardzo oczekiwanych przeze mnie produkcji. Obiecywano stare, dobre składniki i doskonały trzeci akt, który stawia na głowie to, co sobie o tym uniwersum wyobrażaliśmy. No i miało być strasznie straszno. Teoretycznie wszystko jest prawdą, ale w praktyce chyba moje oczekiwania były zbyt wygórowane. Akcja filmu gna do przodu, historia rozkręca się dużo szybciej niż w BWP, a do znanych już motywów na straszenie widza dochodzi kilka nowych patentów. Oczywiście większość tego to klasyczne "wyskok-strachy" (możemy w taki dziwny sposób przetłumaczyć "jump scare"?), choć jest w filmie kilka świetnych, dusznych i klaustrofobicznych sekwencji. Szczególnie w finale, który miał mnie wysadzić z butów.

No i nie wysadził. Blair Witch dobrze się ogląda, rozwinięcie uniwersum i mocy drzemiących w lesie jest bardzo udane, a zabawa czasem to strzał w dziesiątkę. Niestety mimo wszystko wszystko za bardzo przypomina oryginał. Nowości są, ale nie aż tak ekscytujące, jak powinny. Prawdziwego, rasowego przestrachu w filmie nie uświadczyłem - być może dlatego, że zwiastuny pokazują ZDECYDOWANIE zbyt wiele. Blair Witch AD 2016 to rzecz niezła, nie powinniście żałować pieniędzy wydanych na bilet, ale do zostania klasykiem filmowi Adama Wingarda nieco brakuje.

fsm
17 września 2016 - 15:48