Futuryzm w Call of Duty - zabił serię czy odświeżył formułę? - rssygula - 27 września 2016

Futuryzm w Call of Duty - zabił serię czy odświeżył formułę?

Seria Call of Duty jest już z nami od roku 2003. Od lat należy ona do najbardziej kasowych tytułów branży gier, a każda kolejna odsłona sprzedaje się w milionach egzemplarzy. Ludzie od zawsze powiadają, że wojna się nie zmienia, jednak ta w wydaniu Call of Duty ma różne oblicza. Jej najwięksi fani uznają, że seria niezmiennie bawi. Chwalą oni szybkie tempo rozgrywki, epicki tryb jednoosobowy i wciągający multik. I z przyjemnością co roku nabywają kolejną część, od jednego z trzech studiów, które zajmuje się serią (Infinity Ward, Treyarch i Sledgehammer Games). Niestety nad całym projektem pieczę sprawuje wydawca - Activision, które z górnego stołka wydaje rozkazy.

Call of Duty: Infinite Warfare (Infinity Ward - 2016 r. - grafika promocyjna)

Z tego też powodu każdy z deweloperów tworzy grę, która w założeniach musi realizować poszczególne coroczne wytyczne. Twórcy nie mogą więc wykorzystać swoich własnych ambicji, a drobne jej przebłyski (jak możliwość wyborów moralnych w Black Ops II) są szybciutko eliminowane w kolejnych odsłonach. Przeciwnicy serii mówią z kolei najczęściej, że marka skończyła się na nieśmiertelnym Modern Warfare. Była to odsłona przełomowa, a wiele z jej schematów seria nieudolnie kopiuje do dnia dzisiejszego, stąd też głos ten wydaje się słuszny.

Call of Duty 4: Modern Warfare (Infinity Ward - 2007 r.)

Tyle, że tak naprawdę przeciwnicy serii nie chcą zmian. Hejtują oni CODa, lecz najczęstszym argumentem przeciw niemu są realia futurystyczne. Według przeciwników serii zabiły one klimat wojny, a także przerobiły legendę w nowego Quake. Znamienne są plotki, gdzie czasami miga nam teoretyczny powrót Calla do II wojny światowej. Wtedy to gracze przestają nagle narzekać na charakterystyczne przywary serii, a zapowiadają, że chętnie kupiliby zamówienie przedpremierowe. Rzecz jasna nie chcę generalizować, lecz jest to częsty trend. Gdy tylko ujawniono realia Battlefielda 1 ludzie zaczęli bardzo się cieszyć, nie wiedząc o grze tak naprawdę nic. Czy zatem futuryzm zabił serię Call of Duty? A może jest to jednak dla niej szansa na nowe otwarcie?

Po raz pierwszy Call of Duty przeniosło się do przyszłości w Black Ops II. Była to informacja o tyle zaskakująca, że pierwsze „Ciemne Operacje” toczyły się w czasie zimnej wojny. Rzecz jasna decyzja ta wypłynęła z Activision i żaden bullshit marketingowy typu: „Od zawsze marzyliśmy o realiach X”, nie zdoła nikogo przekonać. Jak trzymała się sama produkcja?

Call of Duty: Black Ops II (Treyarch - 2012 r.)

Była naprawdę bardzo dobra. Kampania dla pojedynczego gracza zaoferowała świetną historię (z pamiętną misją w Panamie), która pozwoliła spojrzeć na ewolucję wojny i człowieka, w różnych realiach. Kierowaliśmy tutaj losami ojca i syna - w latach 80-tych wcielaliśmy się w Alexa Masona znanego z poprzedniczki, a w przyszłości roku 2025, w jego syna - Davida. Kampania zaoferowała także pewne nowości, takie jak np. dokonywanie wyborów moralnych i misje poboczne. Wydźwięk emocjonalny historii z Black Opsa II do dzisiaj porywa i należy do jednej z moich ulubionych opowieści w serii.

Czy zatem można obalić tezę o tym, że futuryzm zabił realną postać wojny? Jak najbardziej tak, gdyż wyjątek potwierdza regułę! Spójrzmy teraz na multika omawianej odsłony. Był on znakomity i do dzisiaj trzyma się dosyć żywo. Nowe futurystyczne bronie i gadżety pozwoliły na oddech świeżości po nieco nużącym już uniwersum współczesnym. Strzelanie z nowych pukawek przyspieszyło rozgrywkę, lecz jednocześnie wszystko nadal wydawało się realne. Rzecz jasna nie w sferze realizmu (bo COD niezbyt go kocha), lecz w kwestii „wczuwki” w gameplay. Nowe realia pozwoliły na lekki wiatr zmian, do tego kampania należała do jednej z najlepszych w serii. Zombie przemilczę, bo ono konserwatywnie trzymało się starszych realiów. Czy więc futuryzm był tutaj problemem? Odpowiedź zostawiam do przemyślenia.

Z kwestią przyszłości jest jeden oczywisty problem. Twórcy muszą gdybać nad jej kształtem, co może wykluć zarówno świetne pomysły, jak i głupotki. O ile w Black Ops II futuryzm cieszył, tak w Ghosts był tytułowym duchem (co za kreatywny żarcik).

Call of Duty: Ghosts (Infinity Ward - 2013 r.)

Teoretycznie akcja gry od Infinity Ward przeniosła nas w realia niedalekiej przyszłości, lecz tak naprawdę twórcy nadal zatrzymali się tutaj na etapie „modern”. Wiadomo, że większość przeciwników tej odsłony krytykowała głównie futuryzm, lecz czy tak naprawdę to on był tutaj winą? Gra po prostu sama w sobie orbitowała jakościowo w okolicach stanów średnich, a gdyby została wydana pod tytułem „Modern Warfare 4” to z pewnością byłaby cieplej odebrana. Ghosts warto więc z litości przemilczeć i przeskoczyć do kolejnego epizodu, który zaoferował nam już prawdziwe realia futurystyczne.

W 2014 roku Sledgehammer Games zaserwowało nam smakowite Advanced Warfare, które było ich pierwszym samodzielnym Call of Duty. Ludzie ci wcześniej pomagali jedynie przy produkcji Modern Warfare 3, lecz byli to w dużej mierze weterani, którzy tworzyli zespół Visceral Games, które odpowiada za serię Dead Space. Activision poprosiło ich o pracę nad grą, która okazała się najbardziej rewolucyjną odsłoną od czasów czwórki, a to przez zmianę systemu poruszania.

Call of Duty: Advanced Warfare (Sledgehammer Games - 2014 r.)

W Advanced Warfare wprowadzono podwójne skoki i uniki w powietrzu, co jeszcze bardziej zdynamizowało rozgrywkę. Tym razem ukazano nam zupełny futuryzm roku 2054, gdzie na porządku dziennym dochodziło do starć robotów, dronów i żołnierzy w specjalnych kombinezonach (które nieco nawiązywały do stroju z Crysisa).

Tyle, że Sledgehammer stworzył wokół tego naprawdę ciekawą otoczkę fabularną (złowrogi Kevin Spacey dawał radę), a wizja przyszłości, gdzie bogata korporacja ATLAS stała się dominującym ośrodkiem „pokoju” na świecie, była przekonująco przedstawiona. Multik z kolei pozwolił na pewną rewolucję, która jednak nie przyjęła się wśród graczy (a tak kochałem ten movement). Nowy sposób poruszania sprawił, że mapki były o wiele bardziej wertykalne, a co za tym idzie, rozgrywka przeniosła się na kilka poziomów kondygnacji budynków itd. Było to świetne! Advanced Warfare było znakomitym FPSem, lecz większość fanów CODa powiedziała mu: nie! Dlaczego?

Na papierze wydaje się to dziwne, bo seria wreszcie postanowiła się mocno zmienić i obrać nowy kierunek, w dodatku bardzo grywalny. Tyle, że większość graczy wolała sprawdzone rozwiązania i z automatu skreśliła AW, widząc, jak bardzo przeskakuje w przyszłość. Według mnie jest to ocena niesprawiedliwa, a odsłona ta należy do jednych z moich ulubionych ( mimo tego, że jestem z serią od jedynki – „strzelałem” w pamiętnym Stalingradzie.)

No i wreszcie dochodzimy do ubiegłorocznego etapu futuryzmu w CODzie, czyli Black Ops III. Ta część mnie zawiodła niesamowicie, a tylko Ghosts było od niego gorsze. Na papierze realia roku 2065, gdzie ludzkość przesadziła z „zabawą” wszczepami i sztuczną inteligencją, zapowiadała się znakomicie.

Call of Duty: Black Ops III (Treyarch - 2015 r.)

Tyle, że no właśnie. Treyarch podszedł do tematu w sposób średni. Kampania okazała się po prostu nudna (niby dłuższa, ale design stricte pod kooperację był gwoździem do trumny), a multik był w zasadzie parodią serii. Skrajnie kolorowy, za szybki, a do tego obiecany klasyczny movement zaserwował nam też używanie Jetpacka i bieganie po ścianach... I tutaj dochodzimy do sedna. Futuryzm sam w sobie nie jest zły. Tyle, że o ile konkretne realia (II wojna światowa np.) potrafią podjarać gracza na sam wydźwięk ich nazwy, tak przyszłość musi zostać ciekawie wykreowana przez twórców. Ja wiem, że futuryzm jest też bezpiecznym wyjściem pod kątem geopolityki, czy czystego zysku (nikt nie zbanuje gry np. w Niemczech), ale Activision popełnia jeden wielki błąd. Electronic Arts wydaje regularnie shootery, tyle, że są to różne marki. Jest w nich spora różnorodność. Czemu Call of Duty, które posiada trzech odmiennych deweloperów nie mogłoby co trzy lata zmieniać realiów?

Z wielką przyjemnością pobiegałbym znowu po Stalingradzie, czy Normandii, po roku odwiedziłbym współczesny Afganistan, a w następnym listopadzie poskakałbym po Marsie. RÓŻNORODNOŚĆ. To słowo klucz, które zabija CODa. O ile pamiętam każdy skrypt ze starszych części, czy też mapkę z multika, tak w Black Ops III nie widziałem w tym żadnego pomysłu. I to nie wina futuryzmu. On pozwala na więcej! Wyobraźmy sobie, że za rok COD wraca do II wojny światowej. Tempo spada, dużo ciekawych fitcherów znika, wracamy do klasycznych broni! To byłoby świetne, ale też przez X odsłon. Pamiętajmy, że każdy z nas już wymiotował tymi realiami, lecz teraz mamy trend odwrotny. Electronic Arts zrozumiało, że grą na nostalgii może coś ugrać (Battlefield 1 i I wojna światowa to ciekawy ruch), tak więc zobaczymy, czy Activision będzie nam w nieskończoność serwować realia futurystyczne.

W tym roku Infinite Warfare dam na pewno szansę i zobaczymy, czy będzie to owocny romans. Mam nadzieję, że seria zaserwuje nam jeszcze kiedyś odsłonę godną Call of Duty 4: Modern Warfare. I, że nie będzie to tylko jego remaster...  

rssygula
27 września 2016 - 18:16