Co słychać w świecie Call of Duty? W zeszłym tygodniu zakończyła się zamknięta beta sieciowego trybu rywalizacyjnego Black Ops 4, do tego wreszcie ograłem dodatek United Front do WWII (DLC 3), stąd podzielę się wrażeniami z obu pól walki, z perspektywy olbrzymiego fana serii.
Zacznijmy do tegorocznego dziecka Treyarch, które w pełnej wersji zadebiutuje już 12 października. Podtytuł Black Ops pobudza wyobraźnię każdego fana serii, gdyż wszystkie poprzednie gry nim firmowane były gwarancją jakości. Po ograniu bety niestety nie mogę tego powiedzieć, wszystko zależy, jak podjęte zmiany zostaną przedstawione w finalnej wersji.
Bo Black Ops 4 próbuję być grą taktyczną i zupełnie mu to nie wychodzi! Zmieniono wiele rzeczy w podstawowych założeniach Call of Duty, niestety nieumiejętnie.
Po pierwsze - tempo rozgrywki jest inne względem poprzedniczek, co jest decyzją w pełni zrozumiałą, niestety wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Zmieniono feeling poruszania - nasza postać biega wolniej, nie ma plecaków odrzutowych, bohaterowie stąpają twardo po ziemi, tempo jest ślamazarne, które przypomina najbardziej to z Ghosts od Infinity Ward. Z tego też powodu Black Ops 4 nawet w krótkiej sesji potrafił mnie nudzić. Czas do kontaktu z wrogiem był długi, tyle dobrze, że same wymiany ognia są tak umiejętnie zaprojektowane, feeling strzelania jest świetny i nakręca do grania. Gorzej, że zmiany w systemie zdrowia wypadają na minus. W skrócie - mamy 150 punktów życia (czyli o 1/3 nasza postać jest wytrzymalsza względem Black Ops 3), do tego otrzymujemy nielimitowane strzykawki, by się leczyć. W teorii bardzo ciekawy pomysł, gorzej z realizacją. Wyobraźcie sobie taką sytuację, strzelacie w przeciwnika, tyle ile zawsze, zabieracie mu tylko 2/3 życia, on zdąży się odwrócić, do tego podbiega inny wróg, strzela w was i giniecie. Nie zmieniono obrażeń zadawanych od broni, przez co widziałem jedynie chaos, mimo mniejszego tempa rozgrywki. Samo używanie strzykawek zmienia natomiast niewiele, postać używa ich w sekundę, co rozpoczyna proces odnawiania życia.
Skoro już jesteśmy przy kierowanych przez nas żołnierzach, kolejna dziwna decyzja. Pamiętacie specjalistów z Black Ops 3? Dla mnie był to jedynie ciekawy smaczek, tutaj natomiast zrobiono z niego core gry, nieco na modłę Overwatcha. A to jeden gracz pokieruje postacią z miotaczem płomieni, a drugi z oznaczaniem wrogów itd. Brzmi wspaniale, taktycznie? Być może, na COD Championship, czyli w rywalizacji e-sportowej. W zwykłej rozgrywce wprowadza to natomiast totalny chaos. Nawet średni gracz błyskawicznie zdobędzie dostęp do umiejętności specjalisty, w zasadzie tylko biegając po mapie. W drużynie natomiast nie ma limitu danego typu postaci, stąd wszystko to sprowadza się większej losowości pola bitewnego. Nie lepiej ma się sprawa z mapami. W becie było ich kilka, nie pamiętam już za dużo z nich. Klasycznie stawiały na budowę trójliniową, jak to w Call of Duty (główna ścieżka, dwie poboczne flanki), ale nie charakteryzowały się one niczym wyróżniającym. Może poza dziwnym designem na niektórych z nich, który dawał do myślenia, czy pierwotnie nie miała to być część DLC do trójki. Stąd, że niektóre z lokacji są ewidentnie wielopoziomowe, aż prosi się o przebiegnięcie po ścianie, czy użycie jetpacka, by wejść lekko wyżej. Dochodzi do takich kuriozów, że w niektórych miejscach, gdzie nawet w WWII człowiek spokojnie się wespnie, tu napotyka sztuczną ścianę.
Rozśmieszyła mnie natomiast sytuacja z pływaniem, którego wprowadzenie w Black Ops 3 miało duży sens. Tutaj, bez możliwości użycia jetpacka w celu wyskoczenia szybkiego z wody, jesteśmy kaczkami do wystrzelania. Tym bardziej, że system odradzania jest fatalny. Mapy są nieduże, tempo ślamazarne, stąd najczęściej respimy się na plecach sojuszników. Z racji wolniejszej rozgrywki flankowanie straciło nieco sensu, często obie strony stoją naprzeciw siebie i strzelają bez ładu i składu. Jeśli idzie o balans, nie jest lepiej. Większość pojedynków kończyła się dużą różnicą punktową, choćby w zwykłym Team Deathmatchu, na poziomie 20 punktów. Na etapie bety WWII jarałem się, że zwykle była to kwestia 2/3, podobnie z Infinite Warfare, czy Black Ops 3. Co się popsuło po drodze?
Jeśli idzie o tryby, w becie otrzymaliśmy ich kilka, większość była totalnym standardem i sprawdzała się dobrze. Treyarch zaserwował nam także zupełną nowość - tryb Napadu. Dwie strony rywalizują tu o torbę pełną pieniędzy, a potem jak w Capture the Flag, muszą dostarczyć ją do bazy. Do tego dochodzi aspekt z Counter Strike'a – przed każdą rundą kupujemy kamizelki, bronie itd. za dokonania w meczu. I znów - tryb ciekawy, ale w praktyce większość pojedynków kończyła się zdominowaniem do zera drugiej ze stron, ze względu na brak zgranej drużyny. Czy na tym ma polegać Call of Duty? Z wariantów drużynowych w ubiegłorocznym WWII dodano tryb Wojny, który okazał się świetny, nie rzutował on jednak na całym tytule. Black Ops 4 ma wszystko by być doskonałą grą e-sportową, lecz na razie nie potrafi bawić graczy bez zgranych teamów. Zobaczymy, jak wypadnie wersja finalna.
Można mieć jednak obawy. Charlie Intel, czyli najbardziej rzetelne źródło na temat serii, podało, że Treyarch i tak zmieniło już bardzo dużo, gdyż pierwotnie gra miała być czystym Overwatchem, do tego decyzja o usunięciu kampanii była podyktowana jej niską jakością i tematem podróży w czasie, który miał nie spodobać się fanom. We wrześniu dostaniemy betę Blackout, czyli Battle Royale w wydaniu CODa, zobaczymy, czy to chociaż będzie w pełni udane. Rzecz jasna zostaje jeszcze wariant Zombie, ale o niego jestem spokojny. Czekam na wersję finalną i mam nadzieję, że w multiku zostanie mnóstwo rzeczy zmienionych, nie jestem jednak do końca tego pewny - większość rzeczy na które narzekam to fundamentalne filary koncepcji Black Ops 4. Do tego dochodzi brak „ducha” - biegamy gdzieś tam sobie, kolorowymi postaciami, w jakiejś tam przyszłości. Kampania zawsze go nadawała, zwłaszcza futurystycznym częściom, którym pozwalała na legitymizację otoczki itd. O ile w Advanced Warfare, czy Infinite Warfare, była one świetna, tak w Black Ops 3 tryb single był fatalnie zaprojektowany (mimo ciekawej opowieści, która jednak była zbyt przeintelektualizowana), a multik był totalnie amilitarny - cukierkowaty. Tu jest podobnie, a żeby jednak nie było tak smutno, powiem nieco o DLC 3 do WWII. Ono, jak poprzednie, jest świetne!
DLC 3 o podtytule United Front (czy jest też ktoś na sali, kto miło skojarzył to z dodatkiem do Call of Duty 1, United Offensive?) oferuje nam trzy mapki do klasycznej rozgrywki sieciowej, jedną do trybu Wojna oraz nową przygodę z Zombie. Zacznijmy od tych pierwszych - Stalingrad, Monte Cassino oraz Market Garden. Dla osób, które po nazwach tych ikonicznych lokacji z II wojny światowej nastawiają się na ich dokładne odwzorowanie, mam radę - nie róbcie tego. To świetne mapki, ale ich nazwy to tylko pretekst do dobrej zabawy. Zacznijmy od Stalingradu. Lokacja zimowa, bardzo kontaktowa walka, świetne flanki, do tego w centralnym punkcie satysakcjonujące wymiany ognia na krótkim, średnim i długim dystansie, budowa miejscówki pozwala na dużo z racji wielu beczek, korytarzy. Jeśli idzie o balans, mecze kończyły się wyrównanie, zarówno w Team Deathmatchu, jak i Dominacji. Na poziomie wizualnym miłe skojarzenie z Call of Duty 1/2, świetna lokacja!
Kolejna mapka - Monte Cassino również jest bardzo udana. Mamy tu sieć kilku budynków, z możliwością flankowania po bocznych uliczkach, bądź boku klifu. Standard, ale bardzo skillowy, gdyż poniekąd mapka jest wielopoziomowa, z racji wielu schodów, co wymaga nieustannej uwagi i sprytnej walki. Balans podobnie jak na Stalingradzie - w dwóch ogrywanych trybach był świetny. Lokacja na wielki plus.
Jeśli idzie o ostatnią nową mapkę do klasycznych meczów sieciowych Market Garden to mapka nocna, na której akcja toczy głównie się w budynku oraz niewielkich ogrodach go otaczających. W zasadzie wszystko co napisałem dobrego o lokacjach powyżej nadaje się i tutaj - dobra trójliniowa konstrukcja, świetny balans, ciekawy design wizualny. Grało mi się tutaj źle tylko raz - wynikało to jednak z trybu Umocniony Punkt, którego szczerze nienawidzę.
To jednak nie koniec atrakcji dla WWII, które dostarcza United Front. Dostaliśmy też kolejną mapkę do Wojny, czyli taktycznego trybu, wymagającego współpracy, wzorowanego na stareńkim Enemy Territory. Tym razem możemy przenieść się do Operacji Supercharge, czyli II bitwy pod Al-Alamein, a która to była punktem zwrotnym walk w Afryce Północnej. Gdy zaczynamy Aliantami najpierw musimy przejąć zrzuty, następnie wysadzić cele, ostatecznie zawieszać flagi. Gdy gramy Siłami Osi, będziemy oczywiście w realizacji tych zadań przeszkadzać. Balans mapy jest bardzo dobry, po obu stronach w paru meczach dochodziło do wyrównanych starć, podobnie zresztą jak w DLC 1/2. Ciągle zachodzę w głowę, dlaczego lokacje z trybu Wojna w podstawce były takie nijakie, gdzie w dodatkach są naprawdę świetne i myślę, że na split-screenie ze znajomym chętnie do nich powrócę.
Na koniec – nowa przygoda Zombie. I muszę przyznać, że naprawia ona błędy poprzednich lokacji z nieumarłymi z WWII. Sledgehammer miał duży problem z balansem poziomu trudności, poprzednie lokacje były zwyczajnie mówiąc zbyt łatwe, męczyły tym, że ciężko było na nich zginąć. Tym razem - dostajemy trzy rozdziały, ze sporym poziomem trudności. Przykładowo w pierwszym musimy przetrwać dziesięć fal, co w zwyczajowym WWII jest przełatwe, tu natomiast stanowi wyzwanie, gdyż lokacja jest niewielka i w każdej kolejnej fali pojawiają się specjalni wrogowie. Brawo!
Czas więc na krótkie podsumowanie. Beta Black Ops 4 bardzo mnie zawiodła, do premiery jednak wierzę, że będzie lepiej, mimo tak wielu problemów u podstaw gry, a których to na pewno Treyarch nie usunie. Na razie ich najnowsza produkcja jest tytułem dla nikogo, próbując być produktem dla wszystkich.
Z kolei najnowsze DLC do WWII to świetna sprawa, którą warto nadrobić jeżeli tylko nie graliście. W każdym z zaprezentowanych nowych aspektów, dodatek wypada świetnie!
PS Wszystkie screeny wykonałem własnoręcznie na Xbox One. Za bezpłatny dostęp do bety Black Ops 4 oraz dodatku United Front do WWII serdecznie dziękuję firmie Activision.