W maju tego roku na rynku ukazała się gra, po której wiele się nie spodziewałem. Kolejna bezsensowna strzelanka, brak klimatu, spartolona marka, jak to zwykle bywa po odświeżeniach klasyków. Nic z tego! id Software dało z siebie wszystko i dało nam Dooma 4 takiego jakiego chcieliśmy. Szalonego. Mocnego. Piekielnego!
Powrót na Mars mógł więc być bolesny, jednakże okazało się, że to były tylko nasze wątpliwości. Nasz Doom Marine powrócił duchem i zasiadł za sterami nowej grafiki, która spisała się na medal.
Zacznijmy więc od fabuły. Jest dokładnie taka, jaka powinna być. Nieskomplikowana, nie sili się na ambicję i dobrze wie, że jest używana w shooterze, gdzie bardziej liczy się uśmiercanie kolejnych wrogich jednostek niż górnolotne przemyślenia dotyczące prozy życia. Ot co budzimy się w jakimś ośrodku na Marsie, a wokoło nas grasują potwory. Szybko je unieszkodliwiamy, po czym zaczyna się faktyczna rozgrywka w znanym wszystkim kombinezonie. Okazuje się, że cały ośrodek badawczy, zaopatrujący Ziemię w energię, został dostatecznie splądrowany i zniszczony przez demony, które pojawiły się z samego Piekła. Niestety to ludzie do wszystkiego doprowadzili i to oni za to odpowiedzieli. My jako jeden z niewielu ocalały staramy się najpierw przeżyć, a później zamknąć portal do Piekła, przez który przedostają się maszkary. Pomaga nam w tym Samuel Hayden, dyrektor ośrodka oraz VEGA, czyli inteligentny system. Co się stało i jak do tego doszło dowiadujemy się z zebranych notatek, hologramów wyświetlanych co jakiś czas oraz opowieści dyrektora. Zabawa to jednak w głównej mierze młucenie kolejnych fal przeciwników czym tylko się da. I to jest piękne!
Skoro już mowa o młuceniu, to warto wspomnieć, że arsenał broni jest dość pokaźny. Karabiny maszynowe, pistolety, shotguny (YAY!), wyrzutnie rakiet, a nawet i piła spalinowa to chleb powszedni Dooma. Nie zapominajmy także o kultowym BFG 9000. To chyba najmocniejsza broń jaką zna świat. Ustępuje miejsca chyba tylko bombie jądrowej. Każdy strzał jest wyjątkowo soczysty. Aż się czuje jak ołów przechodzi przez mięsiste, nieosłonięte ciało demonów. Nawet broń plazmowa (której w żadnej z gier nie jestem fanem) jest tutaj wykonana świetnie. Działko Gaussa, czy karabin plazmowy to naprawdę świetne spluwy, chociaż osobiście wolę dwururkę. To z nią spędziłem najwięcej czasu. Wszystkie wystrzały to salwa totalnej rozwałki, radości. Widzimy jak nasze czyny absolutnie niszczą wszystko na swojej drodze. A co jeżeli zabraknie nam amunicji? Są dwie opcje. Albo piła łańcuchowa, która daje więcej radości niż możecie to sobie wyobrazić, albo zabójstwo chwały rozrywające daną część monstrum. Chociażby z tego powodu warto kupić tą grę i pewnie większość z Was, dlatego ją kupiła.
Inny pozytywny argument produkcji to oczywiście demony. Przecież trzeba mieć do czego strzelać! Rodzajów kolejnych potworów jest sporo i coraz to bardziej złożone poznajemy wraz z rozwojem rozgrywki. Mnóstwo tutaj grubasów, wielkoludów oraz małych, szybkich diablików, którzy denerwują mnie najbardziej. Ołów wchodzi pięknie, a poziom trudności jest świetny. Domyślny stawia nas w pozycji zwycięzcy, jednakże w pewnych momentach braku koncentracji giniemy. Tutaj trzeba biegać, skakać i strzelać z bara, inaczej często będziemy oglądać animacje śmierci. Te z kolei są fajne, bo zależy w jaki sposób zostaniemy zabici, tak zostanie przedstawiony nasz koniec. Podczas jednej z nich można nawet zobaczyć twarz naszego protagonisty, więc … opłaca się ginąć.
Oprócz tego Doom jest przepełniony różnego rodzaju małymi szczegółami takimi jak: ukryte klasyczne poziomy, figurki do zebrania, satysfakcjonujące ulepszenia do kombinezonu oraz broni, ukryte lokacje, a także mnóstwo znanych easter eggów, czy piękne zabójstwa chwały. To one sprawiają, że w Dooma chce się jeszcze grać po zakończeniu przygody. To one wołają gracza do tego by zasiadł jeszcze raz do danej planszy i wymaksował na niej wszystko co możliwe. Jeżeli jesteście weteranami, hardcore'owcami gier FPS to również znajdziecie swoją niszę w Doomie. Będziecie ginąć nieskończoną ilość razy, ale tak jak i w przypadku Dark Souls, będziecie wracać z po więcej.
Gra posiada także tryb wieloosobowy, gdzie spędzicie dodatkowe kilka godzin na zabawie online. Oprócz tego jest snapmap, gdzie gracze tworzą własne plansze, własny lekki zarys fabularny i wysyłają nas w nieznane. Narzędzie to nie jest może bardzo zaawansowane, jednakże dość dobrze prezentuje się jako dodatek do kampanii. Pochłonie Wam ono kolejne, radośnie spędzone godziny na wybijaniu w pień demonów i zamianę ich na obłoki krwi.
Doom to shooter. Doom to moc. Doom to coś czego oczekiwaliśmy. Nie jestem ogromnym fanem tego typu gier, jednakże od samej jedynki seria ta mnie przyciągała. Demony, lekko horrorowy klimat, krwista rozwałka i nieokiełznana brutalność. Oto jaki jest Doom. Nieokiełznany. I taki niech pozostanie.