Bardzo lubię uniwersum Harry'ego Pottera i gdy przyszła pora by się z nim pożegnać dwukrotnie (pierwszy raz w wersji książkowej i 4 lata później po premierze drugich Insygniów Śmierci w kinie), było mi nawet trochę smutno. Ciekawy świat, niezła historia i postacie, które mnie obchodziły - oto składniki sukcesu dobrze wykorzystane przez J.K. Rowling i grupę utalentowanych filmowców. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć to próba wskrzeszenia tej magii, pomysł na rozbudowanie uniwersum i perspektywa wielu milionów dolarów zysku. Udało się?
Trochę tak i trochę nie. Głównymi odpowiedzialnymi na efekt końcowy są reżyser David Yates i debiutująca w roli scenarzystki sama pani Rowling. Yates odpowiada za te zdecydowanie bezpieczniejsze i słabsze odcinki filmowej sagi o Potterze (za wyjątkiem części ostatniej, która naprawdę mi się podobała), zaś Rowling jest lepszą powieściopisarką niż scenarzystką. Dlatego też efekt końcowy, mimo przejawów magii naprawdę wysokiej próby, pozostawia nieco do życzenia.
Fantastyczne zwierzęta można uznać za coś w rodzaju prequela do siedmioksięgu, choć tak naprawdę nim nie są. Newt Scamander to badacz magicznych stworów, ich obrońca i wielki miłośnik. Tytuł filmu to jednocześnie tytuł jego książki, którą napisze i która stanie się podręcznikiem dla młodych czarodziejów uczęszczających do Hogwartu. Zanim to nastąpi, poznajemy Newta, gdy schodzi z pokładu statku w nowojorskim porcie. Jest rok 1926, a na terenie metropolii pan badacz chce kupić rzadki okaz do swojej kolekcji. Splot okoliczności pechowych, filmowych i komediowych sprawia, że przepastna walizka, w której mieszkają zwierzęta, trafia w fajtłapowate ręce Jacoba Kowalskiego, a jej mieszkańcy uciekają. To oczywiście alarmuje lokalny odpowiednik brytyjskiego Ministerstwa Magii, szczególnie, że ostatnio na terenie Nowego Jorku dzieją się rzeczy tajemnicze i niebezpieczne. Dokładamy do tego doniesienia o mrocznym czarodzieju Gellercie Grindelwaldzie i jego poczynaniach w Europie, a dostaniemy kompletny obraz sytuacji.
Film Davida Yatesa w teorii posiada wszystko, co może uczynić z niego wielki hit dobrze oceniany zarówno przez widzów, jak i krytyków. Dzieje się w ukształtowanym uniwersum pełnym magii, do pracy zatrudniono znanych i zdolnych aktorów, autorka książek napisała nową historię, a budżet pozwolił wyczarować solidny spektakl. Jeśli jednak oczekujecie "Ale", to już je Wam oferuję. Ale zabrakło natchnienia, by to połączyć w coś naprawdę niezwykłego. Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć to film bardzo bezpieczny, oczywisty i z mocno średnim scenariuszem. Ale to jednocześnie film z kilkoma świetnymi sekwencjami, uroczymi stworami i pełen sympatycznego ciepła. Czyli: udał się, ale się nie udał.
Największą wadą tej produkcji jest scenariusz, którego jest zbyt mało, by zapewnić dobre tempo przez ponad 2 godziny seansu. W efekcie główny wątek jest rozlazły, momentami film się strasznie ciągnie, by potem przyspieszyć i zaoferować trochę tego, czego wszyscy oczekiwali - magii. Oczywiście całość jest taka dlatego, że jest to wstęp do większej opowieści - wszak cała seria już została zapowiedziana i będzie miała aż 5 odcinków. Mam wrażenie, że można to było rozwiązać lepiej. W obecnej formie Fantastyczne zwierzęta to... No cóż, fantastyczne zwierzęta i doklejona mroczna historia o mrocznej sile i mrocznych ludziach. Projekty kreatur, ich zachowanie, zwyczaje i umiejętności, są bardzo mocną stroną tego filmu, ale niestety zbyt słabo łączą się z ogólną fabułą. Zaś straszne straszności dziejące się gdzieś obok nie angażują aż tak, jak powinny. Być może to przez nijakość postaci - Newt Scamander w interpretacji Eddiego Redmayne'a ma szansę się wyrobić (nie rozwinął skrzydeł w pełni), Colin Farrell jest dobry, ale jest go za mało, a historia najciekawszego z nich wszystkich Kowalskiego (solidny Dan Fogler) być może nie będzie kontynuowana. Czas pokaże.
Oczywiście efekty są niezłe (ale miejscami wydają się nieco przeterminowane), scenografia pełna rozmachu, zdjęcia są ładne, muzyka Jamesa Newtona Howarda buduje atmosferę (choć do dzieła Johna Williamsa jej daleko), a przerzucenie akcji za ocean odświeża uniwersum i daje fajną perspektywę względem Londynu, Hogwartu i całej reszty. Problem w tym, że film zrobił za mało, by naprawdę zachwycić. Jest niesamowicie poprawny, a mógłby zrobić dużo więcej - wszak nie jest to zupełnie nowa marka i nie trzeba się bać o wyniki finansowe. Czy druga część naprawi błędy - przekonamy się za dwa lata.
PS Więcej o filmie (i o książce Harry Potter i Przeklęte Dziecko) w nowym podcaście Hammerzeit za kilka dni.
PS2 Bousowy filmik (jeden z dwóch), bardzo zabawny i nie do końca związany z filmem :)