Ubisoft wziął sobie do serca uwagi graczy po umiarkowanym przyjęciu pierwszej części Watch Dogs. Dwójka jest znacznie ciekawsza i mocno akcentuje swobodę rozgrywki. Co ciekawe, przy okazji twórcom gry udało się wykreować chyba najwierniejszy obraz współczesnego, przesyconego technologią świata, jaki kiedykolwiek powstał w grach wideo.
To niepopularna opinia, ale mi się Watch Dogs całkiem podobało. Wynikało to zapewne z faktu, że z założenia nie wierzyłem w wygląd grafiki rodem z przedpremierowych materiałów wideo. Ta branża zbyt wiele razy widziała konsolowe gry prezentowane podczas targów na pecetach rodem z NASA, dlatego w przypadku gry Ubisoftu nastawiałem się przede wszystkim na ciekawe patenty w rozgrywce. I faktycznie tak było. Nie przeszkadzał mi nawet nieco drętwy protagonista Aiden Pierce, ponieważ lubię motyw samotnego wymierzania sprawiedliwości, a moim ulubionym superbohaterem jest Punisher. Z resztą hakowanie w Watch Dogs było na tyle przyjemne, że po prostu inne rzeczy miały mniejsze znaczenie. Liczyłem więc, że dwójka zostanie przygotowana w myśl zasady “więcej i lepiej” i tak faktycznie się stało.
Hakerzy jak hipsterzy
Akcja Watch Dogs 2 toczy się w słonecznym San Francisco, a głównym bohaterem jest czarny dwudziestoczterolatek Marcus Holloway, który dołącza do kolektywu haktywistów DedSec, by walczyć ze złą korporacją Blume. Firma ta jest twórcą systemu ctOS, służącego do totalnej inwigilacji mieszkańców miasta. Ekipa hakerów składa się z bardzo barwnych postaci, które łatwo polubić. Ich celem pośrednim w walce z Blume jest zdobycie jak największej liczby followersów w mediach społecznościowych - w rozgrywce przekłada się to na poziomy doświadczenia naszego bohatera. Gra nie stara się jednak w żadnym momencie być poważna - wystarczy spojrzeć na głównego antagonistę, hipstera z brodą i koczkiem na głowie, który biega i uprawia jogę. Przez to wszystko czasami trochę trudno wczuć się w opowiadaną historię. Składa się ona bowiem raczej z luźno powiązanych ze sobą wątków, z hakerskim kolektywem w tle.
Gra nadrabia jednak wszechobecnym humorem i nawiązaniami do popkultury. Uśmiałem się, gdy zobaczyłem, że siedziba DedSec mieści się na tyłach sklepu z grami planszowymi, w którym mogłem posłuchać o epickich rzutach dwudziestościenną kostką. Jeśli lubicie gry wideo, gadżety, seriale itd. to grając w Watch Dogs 2 poczujecie się jak w domu. Najważniejsza jest jednak właściwa rozgrywka, a ta została mocno dopracowana w stosunku do poprzedniej odsłony serii.
Róbta co chceta
Rozgrywka jest mocno nastawiona na swobodę. Wspomniana już formuła oddzielonych misji to tylko jeden z aspektów. Przede wszystkim infiltrując każdą lokację możemy dotrzeć do celu na różne sposoby. Strzelanina bądź przekradanie się i cicha eliminacja to nic nowego w grach. “Skakanie” pomiędzy kamerami ochrony i wyłączanie wrogów przy pomocy shakowanych urządzeń elektronicznych zostało wprowadzone w części poprzedniej. Ale zastawianie na wrogów pułapek przy pomocy zdalnie sterowanego samochodzika lub drona to już jednak coś świeżego. Podobnie jak fakt, że sprzęt ten tworzymy sobie sami w siedzibie DedSec przy pomocy drukarki 3D.
Zdolności wykorzystania tego wszystkiego poszerzamy za pomocą wspomnianych już followersów oraz znajdziek ukrytych w mieście. Ich zbieraniu towarzyszą ciekawe zagadki środowiskowe, w których musimy np. hakować podnośniki i wózki widłowe. Co ciekawe, poza pojedynczymi sztukami ubrań dla naszego bohatera, których akurat nie znajdziemy w licznych sklepach, wspomniane już moduły do rozwoju postaci to jedyne znajdźki w Watch Dogs 2. Cieszy fakt, że Ubisoft nie poszedł w kierunku typowego Ubigame.
Świat jak nasz prawdziwy
Oprawa graficzna jest dobra. Daleko tu do poziomu szumnych zapowiedzi jedynki, ale miasto wygląda ładnie, a słoneczne klimaty cieszą oko. Jeszcze lepiej wypada fenomenalna elektroniczna muzyka oraz dobrze dobrany soundtrack do posłuchania w radiu. Najważniejsze jest jednak to jak dobrze gra przedstawia wielkomiejską rzeczywistość. Przechodnie nie odrywają wzroku od smartfonów. Nadbrzeże i parki pełne są biegaczy. W trakcie rozgrywki możemy nawet wyskoczyć do wirtualnego odpowiednika Starbucksa na kawę w tekturowym kubku.
Warto także podsłuchiwać rozmowy. W pierwszej części Watch Dogs mieliśmy dostęp do prywatnych danych mieszkańców Chicago i podobnie jest tutaj. Obserwując żyjący, wirtualny świat nie mogłem wyjść z podziwu dla faktu, że twórcom poprzez różne, drobne detale i niuanse udało się odtworzyć naszą rzeczywistość nawet lepiej niż Rockstarowi w Grand Theft Auto V. Nie mamy tu wprawdzie takich detali jak zaawansowana fizyka klapek, czy paliwo wylewające się z przestrzelonych baków samochodów - tu GTA wygrywa - ale nowa gra Ubisoftu bardzo sprawnie pokazuje naszą uzależnioną od gadżetów codzienność.
Seria obrała dobry kierunek
Watch Dogs 2 to naprawdę solidna gra. Być może trochę zbyt luźno podchodzi do fabuły, ale nadrabia za to niemałą frajdą płynącą z właściwej rozgrywki. Na minus zaliczyć mogę tak naprawdę wyłącznie problemy z połączeniami online przy próbach korzystania z sieciowych trybów. Twórcy są jednak świadomi tych problemów i pracują nad stosowną aktualizacją. Po nowej grze Ubisoftu widać jednak, że wydawca wziął sobie do serca uwagi względem poprzedniczki i postanowił wykorzystać jej atuty. Jestem ciekaw co dalej będzie z tą serią, ponieważ postęp poczyniony od 2014 roku jest naprawdę zauważalny.
Grę recenzowałem na podstawie wersji na PlayStation 4