Resident Evil Ostatni Rozdział - Recenzja 'ostatniej' odsłony. - Improbite - 5 lutego 2017

Resident Evil Ostatni Rozdział - Recenzja "ostatniej" odsłony.

Milla Jovovich powraca na srebrny ekran, jako Alice w nowym filmie z serii „Resident Evil”. Osobiście czekałem na ten film, ale po wyjściu z sali kinowej mam kilka uwag. Pewnie wielu z was po przeczytaniu tego tekstu zrozumie, dlaczego nie warto iść na tę produkcję.

Reżyserem znów został Paul W. S. Anderson, który odpowiedzialny poza tą serią jest jeszcze za takie filmy jak: „Wyścig śmierci” lub „Obcy kontra Predator”. Nie postarał się tutaj za bardzo, bo widać, że był to film robiony na siłę i jednocześnie widać było także, że liczyła się ilość pieniędzy, które przyniesie po premierze…

Zacznijmy od fabuły, której jest tutaj naprawdę mało. Powiedziałbym, że nawet prawie wcale. Jest tylko utarty schemat: „Przeżyć, zniszczyć następne hordy zombie i powstrzymać tego złego, co rozpoczął to piekło na ziemi”. Mało to innowacyjne, ale czego spodziewać się po entym filmie z serii?

Przez krótką chwilę myślałem by pochwalić twórców za fakt wstępu, który wyjaśniał historię z poprzednich części. Szkoda tylko, że jak w przypadku „Underworld: Wojny Krwi” producenci mają widza za idiotę, który bez tej wstawki nie zrozumie filmu. Trochę to bez sensu skoro i tak w miarę rozwoju „fabuły” i tak wszyscy wiedzą potem, o co chodzi w całym filmie.

W tym miejscu muszę pochwalić twórców za flashbacki, które czasem pojawiały się u głównej bohaterki tłumaczące pewne wydarzenia z przeszłości. Nie są może one na poziomie tych, które doświadczyliśmy w „Inferno” z 2016 roku, ale jednak dodają czegoś innego do całości, która i tak jest chaosem.

Podczas oglądania filmu miałem wrażenie, że twórcy przed robieniem sobie burzy mózgów, która na celu miała doprowadzić do stworzenia scenariusza poszli na jakiś maraton horrorów i wszystkie swoje pomysły spisali, a następnie wrzucili wszystko do jednego i dali do zrobienia resztę.Nie wiem, gdzie określali gatunek tego filmu, ale horrorem to on nie jest. Ten film miał trzy straszne momenty i wszystkie to jump scenki, które niestety następują chwilę po sobie, co psuje cały efekt. I tutaj koniec rzeczy, które sprawiają, że całość jest straszna.

Zdaje się, że główną filozofią reżysera było „Robimy to, co zawsze, ale tym razem więcej zombie i zabijamy jeszcze bardziej efektownie”. – Oklepane jak nie wiem, ale, od czego wtedy ekipa od efektów specjalnych? Tutaj ona popisała się najbardziej, ponieważ niektóre sceny walk naprawdę sprawiały, że ten film miał „dobre” sceny. Szkoda, że było ich prawie tak mało jak faktu, że ten film ma jakąś głębszą historię.

Przejdźmy teraz do mocniejszych stron i nie uwierzycie, ale ten film ma ich kilka, a to jednak podwyższa jego odbiór w oczach potencjalnego widza. Mianowicie są to muzyka oraz efekty specjalne, (o których pisałem wcześniej), ale i także aktorzy, którzy momentami na siłę starają się ratować całość. Jednak zacznijmy od oprawy muzycznej, która w każdej odsłonie filmów budowała klimat na około historii, co zawsze sprawiało, że słuchanie soundtracków z tej serii filmów sprawiało wrażenie, że zaraz wydarzy się coś strasznego albo dynamicznego. Ostatnim poza podsumowaniem można powiedzieć o tym jak spisują się aktorzy w swoich rolach.

Alice – Główna postać wszystkich odsłon filmowych i tutaj także narratorka. Jej obecność i sentyment do serii sprawiły, że poszedłem na ten film z sceptycznym nastawieniem, które niestety potem zepsuła reszta.

Następną postacią, o której trzeba napisać to Dr. Isaacs, który tutaj gra oczywiście tego złego, ale nie tylko tutaj, ale i także w poprzednich odsłonach. (Możecie go także kojarzyć z serialu „Gra o tron”, filmu „Lara Croft: Tomb Raider”.) Był jedną z trójki aktorów, którzy wyciskali z granych przez siebie postaci ile się dało. Ostatnią postacią, o której warto napisać to Claire Redfield (Ali Larter). Między nią, a Alice zawsze była więź, która i tym razem pozwoliła im przetrwać wyzwania i doprowadzić by dobro zwyciężyło w wielkim stylu.

Dlaczego nie powinniście iść na ten film?

Odpowiedzi, a raczej argumentów jest wiele, ale ja powiem wam tylko o tych, które sprawiły, że nigdy nie wrócę do filmowego świata „Resident Evil”. Niezależnie od tego czy następną częścią będzie faktycznie OSTATNIA cześć. (Najbardziej przerażający faktem jest otwarte zakończenie, które uderza nas w twarz twierdząc, że jednak jeszcze nie koniec.)

Pierwszym jest brak fabuły, która czasem stara się ratować, ale to jednak nie to samo, co fakt, iż byłoby lepiej gdyby była ona bardziej rozbudowana niż tylko „Idź, zabij, ocal świat”. Drugą jest fakt, że wszyscy aktorzy, którzy starali się jednak ratować ten film wiedzieli, że jest to przegrana sprawa i to odbiło się w tym, jakie były ich postaci, więc najprościej mówiąc osiągnęli coś przeciwnego do ich własnych oczekiwań.

Trzecią i ostatnią rzeczą, o której wspomnę to fakt, iż seria od zdaje się trzeciej części chyliła się już ku upadkowi, więc, po co ciągnąć coś, co już nie żyje?

Gdybym miał wystawić tej produkcji ocenę to byłoby to 3,5/10, co i tak jest wysoką, bo gdy wychodziłem z kina jedyne moje myśli, które mogły znaleźć się w mojej głowie to oddajcie mi ten czas, który straciłem. 

Improbite
5 lutego 2017 - 12:39