Wreszcie jakaś świeża gra! Recenzja For Honor - Antares - 4 marca 2017

Wreszcie jakaś świeża gra! Recenzja For Honor

Antares ocenia: For Honor
80

Zastanawialiście się kiedyś, czy europejski średniowieczny rycerz wygrałby pojedynek z japońskim samurajem? Na pewno zastanawiał się nad tym ktoś w firmie Ubisoft , ponieważ w jej nowej produkcji do boju stają  wikingowie, rycerze i samurajowie.  Przy okazji okazało się, że jest to naprawdę dobra, innowacyjna gra z bardzo satysfakcjonującym systemem walki. W dobie wszechobecnych strzelanin, okazja do siekania, tłuczenia i rąbania, to coś naprawdę świeżego.

Rozgrywka w For Honor polega na pojedynkach na broń białą, w których uczestniczyć może maksymalnie 8 graczy jednocześnie. Oparto to wszystko na rozbudowanym i interesującym systemie walki. Pozwala on na wyprowadzanie i blokowanie ciosów z trzech stron: z nad głowy, oraz z prawej i lewej strony. Podczas pojedynku obaj przeciwnicy widzą, który z kierunków ataku jest obecnie u każdego z nich „aktywny”, więc cała sztuka polega na tym, by zablokować ciosy z danej strony, a następnie szybko zmienić kierunek, by odpowiedzieć sekwencją, której przeciwnik nie zdąży zablokować. Jest to jednak tylko jeden z kilku elementów systemu walki, bowiem znajdziemy tu również przełamywanie gardy i rzuty, podział na ciosy lekkie i mocne, kontry, ataki wywołujące specjalne efekty, a nawet tradycyjne kombinacje rodem z bijatyk. Każda z dwunastu klas postaci posiada unikalne właściwości (statystyki) i sekwencje dostępnych ciosów. Rycerz z morgensternem i tarczą walczy zupełnie inaczej niż samuraj z kataną, czy wiking z dwuręcznym toporemn. Warto jednak podkreślić, że mechanika nie przypomina tu tradycyjnych „chodzonych bijatyk”, bowiem sterowaniu bohaterami towarzyszy pewien bezwład, przywodzący na myśl serię Assassin’s Creed.

Oczywiście wikingowie, europejscy rycerze i samurajowie nie mogli nigdy spotkać się tak, jak robią to w For Honor.  Akcja gry toczy się w fikcyjnym świecie, w którym na skutek kataklizmu doszło do spotkania tych trzech nacji, owocującego bezustanną i nieco bezsensowną wojną. Fabuła nie jest najważniejszym aspektem gry, która nastawiona jest głównie na rozgrywkę wieloosobową przez internet, jednak należy odnotować, że gra posiada kampanię fabularną dla pojedynczego gracza. Jest ona całkiem niezła i ukończenie jej zajmuje około 7 godzin, jednak w dużej mierze jest ona po prostu okazją do wypróbowania dostępnych w grze klas postaci. Zważywszy jednak na fakt, że sterowani przez SI przeciwnicy potrafią naprawdę dobrze walczyć, nie można odmówić kampanii fabularnej odpowiedniej dawki emocji.

Esencją jest tu jednak tryb rozgrywki wieloosobowej, oferujący walkę zarówno z żywymi graczami jak i z botami. Tą drugą opcję polecałbym zwłaszcza na początek, bowiem doświadczeni gracze potrafią błyskawicznie zmasakrować każdego nowicjusza. Poza pojedynkami 1v1 i 2v2, a także trybami deathmatch i eliminacja (podział na rundy, celem jest wykończenie całej przeciwnej drużyny) w grze znalazł się także interesujący tryb dominacji. Możemy w nim spotkać walczących ze sobą szeregowych żołnierzy kierowanych przez SI, których możemy hurtowo eliminować, zdobywając dla swojej drużyny dodatkowe punkty. Przypomina to trochę gry MOBA i klimaty serii Dynasty Warriors, jednak przede wszystkim sprawia wrażenie, że uczestniczymy w większej bitwie, w której nasi bohaterowie są po prostu większymi herosami.

Grając zdobywamy mnóstwo różnorakich przedmiotów i opcji kosmetycznych, pozwalających na naprawdę rozbudowane  modyfikacje wizualne swojego wojownika. Znalazł się tu również system ekwipunku polepszającego odrobinę nasze statystyki. Działa to jednak na zasadzie „coś za coś”, więc nigdy gracz na wyższym poziomie doświadczenia wygra z żółtodziobem z racji samego sprzętu – tu liczą się umiejętności wywijania żelastwem. Jedynym minusem pojedynków wydaje się lekki chaos, który pojawia się gdy kilku graczy walczy na raz przeciwko kilku innym graczom – zważywszy na fakt, że w grze możemy strącać wrogów w przepaść, lub nadziewać ich na kolce i wrzucać w ogień, można tu czasami przypadkowo zginąć, w mało honorowej walce. Dlatego też zauważyłem, że większość graczy online ucieka ze środka mapy, szukając raczej wrogów do walki 1v1.

Gra jest znakomicie dopracowana pod względem technologicznym. Grając na PlayStation 4 nie doświadczyłem żadnych spadków animacji. Mapy (w różnych wariantach pogodowych) są rozległe, wielopoziomowe i naprawdę przepiękne. Niejednokrotnie zatrzymywałem się podziwiając krajobraz i architekturę, co kończyło się dla mnie niestety najczęściej toporem lub mieczem wbitym w plecy. Bez dwóch zdań, oprawa graficzna For Honor jest po prostu świetna. Muzyka stanowi natomiast bardzo solidne uzupełnienie do tego, co widzimy na ekranie. Nie znalazłem tu żadnych utworów, które szczególnie zapadły mi w pamięć, jednak udźwiękowienie spełnia tu po prostu swoją ilustracyjną rolę.

Dawno już nie grałem w tak świeżą grę jak For Honor. Do pełnego zachwytu nad tym tytułem zabrakło jednak dla mnie jednej rzeczy – sensownego planu rozwoju gry na przyszłość. Nie słuchajcie ludzi, którzy twierdzą, że tytuł ten powinien ukazać się w formie Free to Play. To zbyt dopracowana, wysokobudżetowa gra, by to zadziałało bez naprawdę „chamskich” mikropłatności. Boli mnie jednak to, że pudełkowa, sprzedawana w pełnej cenie gra, tak bardzo polegać będzie na przyszłych rozszerzeniach DLC oraz mikrotransakcjach rodem z F2P, które niestety się w niej znalazły. Są wprawdzie opcjonalne, ale drażnią. Dużo lepiej rozwiązał to Blizzard w swoim rewelacyjnym Overwatch – gra sprzedawana w pełnej cenie i z mikropłatnościami, ale z dożywotnio darmowym dodatkowym contentem, który przedłuży żywotność tytułu. For Honor ma duży potencjał, by właśnie w takim systemie funkcjonować.

Ten jeden zgrzyt nie zmienia jednak faktu, że nowa gra Ubisoft zapewnia solidną porcję zabawy. Siedmiogodzinna kampania dla pojedynczego gracza nie nudzi, a rozgrywki multiplayer mogę powtarzać wielokrotnie, za każdym razem mając z tego przyjemność. Rozbudowany system customizacji i codzienne zadania dające złoto i doświadczenie zachęcają do powrotów. Najważniejsze są tu jednak ciekawe klasy postaci i sam system walki, które powodują, że do For Honor wracam codziennie z przyjemnością na kilka szybkich partii. Rozbudowane pojedynki z bronią białą to naprawdę miła odmiana od kolejnych sieciowych strzelanin. Miejmy nadzieję, że wydawca będzie mieć ciekawe pomysły na rozwój tej marki, ponieważ ma naprawdę spory potencjał.

Grę recenzowałem na podstawie wersji na PlayStation 4

Antares
4 marca 2017 - 14:01