Z Woodkidem zaprzyjaźniłem się już lata temu - tworzy on muzykę w zasadzie niespotykaną, nietuzinkową, lecz zarazem przyjemną i wpadającą w ucho. Nie można mówić o nieprzystępności jego utworów, ponieważ są na tyle zmyślnie napisane i wykonane, że bardzo łatwo trafiają do słuchaczy. Potencjał utworów Woodkida zdaje się potwierdzać chociażby Ubisoft, wykorzystując już nie tylko Iron, ale również i The Golden Age w zwiastunach do różnych części Assassin’s Creed. Lecz dlaczego nagle sobie o tym wszystkim przypomniałem? Wiadomość z ostatniej chwili: nowa wersja Iron. I tak, jest fenomenalna.
Jeżeli nie miałeś jeszcze okazji do poznania Iron, warto najpierw odsłuchać tej oryginalnej wersji. Szczątkowy wokal i instrumentalny refren stanowi o jego ogromnej sile; trudno powiedzieć, jak ta piosenka dokładnie działa, ale nie da się jej odmówić niesamowitego uroku. Iron bardzo mocno wpływa na wyobraźnię, a dodając do tego bardzo artystyczny teledysk, otrzymujemy jedną z najciekawszych piosenek ostatnich lat.
Jeżeli jednak grzmiące waltornie, trąby i bębny nie są tak bliskie sercu, jak pianino i skrzypce, Woodkid prezentuje również wersję akustyczną: wykonaną nie z gitarą, która jest najczęściej kojarzona z takimi aranżacjami, a z kwintetem smyczkowym. Nagle nie jest już tak podniośle - jest smutno i przygnębiająco, za to więcej sceny poświęca się wokalowi. To Iron traktuję już jednak jako ciekawostkę, bo jak dla mnie znacznie lepiej w takiej wersji wypada I Love You - Iron niestety brakuje tu trochę mocy.
Dzisiaj, po latach od premiery płyty, utworu, teledysku i wersji akustycznej, nadszedł moment na kolejną aranżację na żywo - tym razem z chórem. Nadaje on całej piosence jeszcze innego wydźwięku, z którym nie jestem jeszcze do końca oswojony. Pięknie pokazuje również, że stare utwory mogą ewoluować z artystą, że nie muszą pozostawać w tej samej formie, aż się o nich nie zapomni.
Z Iron wiąże się jeszcze jedna, ciekawa sprawa - najnowsze wykonanie pokazuje, że nawet stare i znane wszystkim utwory można zaprezentować w świeży, interesujący sposób. Woodkid materiał na nowy album z pewnością ma, zresztą - czasem nawet zdarza się na koncertach zaśpiewać czy Volcano czy Go, których przecież na The Golden Age nie ma. Mimo posiadania i tworzenia nowych kompozycji, stara się unowocześniać swoje piosenki, aby nie zanudzić stałych słuchaczy. Pełny koncert będzie dostępny 6 kwietnia i wtedy też okaże się, czy dotyczy to wszystkich piosenek, czy tylko tej najbardziej popularnej, choć nie wydaje mi się, aby odpuszczono ciekawe aranżacje na rzecz tych, które już wszyscy znamy. W tym wypadku nie pojawiło się uczucie "znowu mam słuchać tego samego", ponieważ te wersje mocno się od siebie różnią. Pewnie i nie dałoby się tego robić w nieskończoność, jednak - póki co, przynajmniej - wcale nie cierpimy na przesyt różnych wykonań Iron. I bardzo dobrze.
Miał być tekst o Nocnym Recepcjoniście albo o pięciu teledyskach, których nie da się wyłączyć - nowe Iron zrobiło na mnie jednak na tyle duże wrażenie, że nastąpiła mała zmiana planów. I choć może być tak, że mój entuzjazm opadnie nawet jeszcze dziś, to i tak do Woodkida regularnie wracam. Warto dzielić się dobrą muzyką.