Pozwólcie mi, że opowiem wam historię pewnej księżniczki starożytnego Egiptu. Nazywali ją Ahmanet. Miała być jedyną królową, której władza miała nie znać ograniczeń. Los chciał inaczej, więc sprzymierzyła się z ciemnymi mocami.
Akcja filmu rozpoczyna się, kiedy grupa ekipy budowlanych odnajduje masowy grobowiec krzyżowców z II krucjaty, którzy według historii najechali kiedyś Egipt. Nick Morton (Tom Cruise) jest zwiadowcą w wojsku, którego głównym i jedynym zajęciem jest bycie szabrownikiem, chociaż on określa to zupełnie inaczej. Jest osobą, która chroni cenne artefakty historyczne. Jego zadaniem jest odnalezienie tajemniczego miasta Haram, które według wielu legend skrywa wielkie bogactwo.
Nasz główny protagonista w towarzystwie swojego przyjaciela i brata w boju Chris’a Vail’a (Jake Johnson) znajduje wioskę, gdzie w teorii powinien odnaleźć, to czego poszukiwał. Okazało się, że odkryli oni na egipski grobowiec. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Egipt i piramidy są tysiące kilometrów od nich. Wtedy poznajemy drugą ważną dla filmu postać. Ambitną Panią archeolog, która, kiedy tylko dowiedziała się co takiego odkryli, chciała niezwłocznie dowiedzieć się jaki sekret przeszłości mają przed sobą.
Nie jest to zwyczajne miejsce pochówku, a raczej więzienie. Nie mają oni pojęcia, w jak wielkim niebezpieczeństwie stawiają oni całą ludzkość. W tym momencie film zaczął się rozkręcać i miałem wrażenie, że mam przed sobą coś dobrego, ale i także nowego. Coś, co sprawi, że nie dostanę schematycznego filmu przygodowego.
Fabuła wydawała się, że to następna cześć “Mission Impossible”. Jedyna różnica jest tylko taka, że mamy więcej archeologii i starożytnej magii. Słabe prawda? Czy tylko mi się wydaje, że Tom Cruise nadaje się tylko do jednego typu roli w swojej karierze? Gry aktorskiej to nie ma. Centrum wszystkiego jest on. Korzystał z jakiejkolwiek chwili, by to pokazać, chociaż cały film miał być o antagonistce Ahmanet. Gdzieś chyba ktoś zapomniał, o kim jest cała ta produkcja. Chociaż dobrze, że nie był on w tym wypadku producentem, to byłoby jeszcze gorzej.
Ten film jest pełen efektów specjalnych, które dziś można znaleźć w wielu innych produkcjach. Tutaj jednak w miarę rozwoju akcji jest ich coraz więcej. To tylko pokazuje, że twórcy nie mieli swojego własnego pomysłu. Zamiast tego brali ze wszystkiego i po prostu wrzucili do swojej produkcji.Momentami były przebłyski tego, że może jednak jest to coś lepszego, ale niestety, tylko na nich się skończyło.
W miarę rozwoju filmu całość zdawała się mieć coraz mniej sensu niż na samym początku. Czy producenci zgubili gdzieś po drodze scenariusz? Z tego, co widziałem na ekranie, to go nie ma. Filmu nie ratuje nawet fakt, że reżyserem jest Alex Kurtzman. Ma na swoim koncie takie filmy jak “Wyspa”, “Trasformers”, czy "Legenda Zorro. Szkoda, że tutaj naprawdę się nie popisał, a mógł naprawdę spróbować ratować tę produkcję.
Jeśli ten film miał spowodować, by mumia powróciła na ekrany kin, to jednak coś naprawdę poszło nie w tym kierunku, gdzie powinno. Ten film oraz jego następne odsłony nie będą tak dobre, jak trylogia, której pierwszą część mogliśmy oglądać od 1999 roku na srebrnym ekranie, to nie wróżę tej serii pozytywnej krytyki w przyszłości.
Ciężko jest wystawić temu filmowi ocenę, ponieważ znalezienie czegoś pozytywnego jest bliskie niemożliwemu. Ta produkcja miała potencjał, bo mogło być to naprawdę coś dobrego. Jak zawsze zaczynam ze skalą 5/10, ale po dwóch godzinach, które przesiedziałem na sali, to nie widzę powodów, by ta skala szła w górę. Najbardziej adekwatną będzie 1/10. Chociaż szkoda, bo naprawdę wiązałem z tym filmem wielkie nadzieje.