Hellblade: Senua's Sacrifice (PS4) - prawdziwy indyk AAA - MateuszWieczorek - 12 września 2017

Hellblade: Senua's Sacrifice (PS4) - prawdziwy indyk AAA

Przywykło się już myśleć, że produkcje niezależne to niewinne, nieskomplikowane, proste, acz często piękne i artystycznie dopracowane tytuły, którym wciąż bardzo daleko do poziomu prezentowanego przez gry największych koncernów. W końcu czego można oczekiwać od chałupniczej pracy dwóch kolegów po godzinach w porównaniu z zespołami liczącymi kilkuset ekspertów w swoich dziedzinach. W przeważającej części jest to po prostu trafne założenie, co jakiś czas trafiają się jednak prawdziwe perełki, wywołujące u graczy najprawdziwszy zachwyt i unaoczniające potężny potencjał, drzemiący w umysłach deweloperów chcących w stu procentach zrealizować swój pierwotny plan, bez uzależnienia od wielkich pieniędzy czy widzimisię osób na górze, które często są zwyczajnie oderwane od rzeczywistości i ich podstawowym celem jest przede wszystkim zarobienie, nie zaś dostarczenie graczom tego, na co zasługują. Bogu Najwyższemu niech będą dzięki, że istnieją jeszcze takie studia, jak Ninja Theory, które ideę „gry niezależnej AAA” z teorii przeniosło w praktykę w postaci Hellblade: Senua’s Sacrifice.

Projekt ten jest o tyle ciekawy, bowiem porusza tematykę uznawaną przez bodaj wszystkie dostępne media za tabu – psychozę, zaburzenia i choroby psychiczne. Tytułowa Senua jest celtycką wojowniczką, która podejmuje przerażającą, pełną poświęceń wędrówkę do ponurej krainy Helheim w celu odnalezienia i odzyskania duszy swojego ukochanego. Celtycką wojowniczką na każdym kroku przejawiającą objawy zaawansowanej psychozy, stanowiącej de facto klucz całej narracji. Warto w tym momencie podkreślić, że twórcy podeszli do tego jakże wrażliwego tematu w sposób profesjonalny, zapraszając do konsultacji zarówno lekarzy, jak i osoby cierpiące na podobne dolegliwości, by możliwie jak najbardziej precyzyjnie przenieść objawy, efekty i skutki tego typu zaburzeń do świata wirtualnego. A jest ich dość sporo – szepty i krzyki, będące tak naprawdę wyłącznie wytworem wyobraźni protagonistki, omamy, widzenia bliskich zmarłych, obserwowanie otoczenia w odmienny sposób. Słowem, można stwierdzić, że Hellblade: Senua’s Sacrifice oferuje dwa światy przedstawione – jeden w postaci namacalnego Helheimu, drugi w formie wytworów umysłu bohaterki.

Tę z kolei wykreowała Melina Juergens, notabene pracownik Ninja Theory, która nigdy wcześniej nie miała żadnego doświadczenia aktorskiego (polecam obejrzeć dev diary na temat "wcielania" się w postać na YouTube). Biorąc pod uwagę ten fakt, rzeczona młódka poradziła sobie wyśmienicie, oddając w pełni zagubioną w odmętach swojego umysłu i przerażoną przytłaczającymi okolicznościami wojowniczkę. Jej charakterystyczna uroda w połączeniu z niezłą mimiką jak na amatora oraz całkowite poświęcenie się przygotowaniom do roli świetnie zagrały ze sobą, tym bardziej, że bardzo często na ekranie pojawia się kadr w całości wypełniony twarzą bohaterki.

Tak naprawdę, mimo szczerych chęci, ciężko przybliżyć cokolwiek na temat zarówno przedstawionej historii, jak i szczegółów dotyczących kreacji świata przedstawionego, bowiem ich doświadczenie na własnej skórze stanowi najmocniejszy punkt Hellblade: Senua’s Sacrifice. Uchylenie rąbka tajemnicy zepsułoby zatem zabawę tym graczom, którzy jeszcze nie zdecydowali się wejść w buty nordyckiej wojowniczki. Przyznać jednak trzeba, że w wielu sytuacjach trudno połapać się, o co chodziło autorom, także samo zakończenie pozostawia raczej więcej pytań, niż odpowiedzi, jednak głównym celem twórców było przedstawienie historii oczyma osoby dotkniętej psychozą, której życie niestety nie oszczędziło tragedii oraz cierpienia. Logicznym jest zatem fakt, że gracz bez tego typu zaburzeń prawdopodobnie nie wyłapie wszystkich niuansów, pewnie też ciężko będzie się mu całkowicie wczuć w sytuację bohaterki, choć zdecydowanie powinien on docenić wyeksponowanie tego typu perspektywy.

Podróż do jednego z dziewięciu nordyckich światów, będącego miejscem przebywania umarłych, niesie za sobą pewne kolokacje. Być może część graczy stwierdzi, że jest to w gruncie rzeczy kolejny symulator chodzenia, jednak rozgrywka jest na tyle przemyślana i w odpowiednich miejscach przerywana interakcją, że porównywanie do recenzowanego przeze mnie niedawno Observera jest zwyczajnie nie na miejscu. Trzon rozgrywki można podzielić na trzy elementy składowe – eksplorację, walkę oraz rozwiązywanie prostych zagadek logicznych. Pierwszy z nich nazwałem trochę na wyrost, Hellblade: Senua's Sacrifice to produkcja totalnie liniowa, jednak nawet będąc prowadzonym za przysłowiową rączkę, gracz chłonie piękne widoki, pogmatwaną narrację i zwyczajnie w tych fragmentach się nie nudzi. Co jakiś czas natrafiamy również na hologramy, przybliżające nam zawiłe meandry nordyckiej mitologii, których treści słucha się z zaciekawieniem w przypadku braku wcześniejszej wiedzy w tym zakresie.

System walki oparty jest na mechanice unikania ciosów przeciwników i wyprowadzaniu własnych ataków. Zdecydowanie nie należy do skomplikowanych, jednak w praktyce sprawuje się całkiem sprawnie, szczególnie że pojedynkujemy się ze znacznie większymi i wyglądającymi na totalnych zakapiorów demonami. Gra w odpowiedni sposób dawkuje wrażenia, stopniowo zwiększając ilość i rodzaje przeciwników do zatłuczenia w danym momencie, więc mimo że po pewnym czasie wiemy już wszystko co i jak, to moim zdaniem nie można narzekać na nudę. Dodatkowo, przy zręcznej walce wykorzystywać można swoiste spowolnienie czasu, w którym Senua rozprawia się z oponentami w mgnieniu oka. Warto wspomnieć, że na samym początku opowieści program ostrzega nas, że zbyt częste padanie na polu bitwy zakończy się permanentną śmiercią protagonistki. W praktyce jednak stanowi to wyłącznie skrzętny zabieg psychologiczny –nawet specjalne uśmiercanie naszej wojowniczki nie doprowadza do takiego stanu, zaś przeciętny gracz w trakcie trwającej około siedmiu godzin narracji polegnie ledwie kilkukrotnie.

Co jakiś czas natrafimy na zamknięte wrota, do otworzenia których Senua musi odnaleźć w otoczeniu odpowiedniego kształtu runy. Przy pierwszej tego typu sytuacji byłem zdezorientowany i zwyczajnie nie wiedziałem, czego gra ode mnie w tym momencie oczekuje, jednak koniec końców mechanika ta zrobiła na mnie naprawdę niezłe wrażenie. Jednocześnie poszukiwanie rzeczonych figur ułatwione zostało przez swego rodzaju wizualne podpowiedzi – w ich bezpośredniej okolicy pojawiają się na ekranie dziesiątki run konkretnego kształtu, wiemy zatem, że w tym miejscu musimy zacząć obserwować przestrzeń wokół siebie. Te z kolei rozmieszczone zostały dość pomysłowo, przyjmują postać zwyczajnych przedmiotów czy kilku pozornie zupełnie niezwiązanych ze sobą elementów środowiska (na przykład drzew, gałęzi i posągów), których ustawienie z odpowiedniej perspektywy daje poszukiwaną formę. Rozwiązanie bardzo sensowne, bowiem zmusza do zatrzymania się na chwilę, pogłówkowania i wykorzystania w praktyce świetnie zaprojektowanego artystycznie, jak i rzemieślniczo wykonanego otoczenia.

Jednej bowiem rzeczy tej grze nie można odmówić. Na „zwykłym” PlayStation 4 wygląda naprawdę świetnie, prawdopodobnie jest to najlepiej prezentująca się produkcja niezależna w historii, przewyższająca oprawą wiele tytułów o nieporównywalnie większych budżetach. Dzięki liniowości twórcy byli w stanie w najdrobniejszych szczegółach dopieścić odwiedzane lokacje, zarówno szarobure podziemia, jak i leśne ostępy czy słoneczne, piaszczyste plaże, postać protagonistki to majstersztyk, zaś na palcach jednej ręki policzę momenty, w których program zwolnił poniżej standardowych trzydziestu klatek na sekundę. Oczy cieszą również wszelkiej maści efekty, od ciemności i ognia, będących istotnymi elementami narracji, przez genialne efekty cząsteczkowe deszczu, jak i z pozoru błahych i zwyczajnie pomijanych przez wielu graczy smaczków, pokroju morskich fal. Do wyłącznych niedoskonałości należy przenikanie kamery w sytuacji, gdy zbliżymy ją zbyt blisko jakiejś przypadkowej ściany. Poza tym, wzorowo.

Na szczególne pochwały zasługuje moim zdaniem także sfera audio. Ciągle nam towarzyszące w podróży wyimaginowane głosy (polecam grać z dobrymi słuchawkami na uszach!), docierające do nas w różnym natężeniu i z każdego możliwego kierunku nie tylko pomagają w immersji, ale w dużym stopniu stanowią cenne podpowiedzi w walce. Pojedynkując się z całą zgrają demonów, Senua docelowo jest skupiona tylko na jednym przeciwniku, kiedy jednak drugi wyprowadza atak za naszymi plecami, dostajemy przysłowiowy cynk o tym fakcie, tak by w odpowiednim momencie dokonać uniku. Powiązanie zatem psychotycznych objawów protagonistki z rozgrywką należy ocenić wyłącznie pozytywnie – nie pojawiły się w grze tylko dla zasady. Z kolei wszyscy aktorzy biorący udział przy projekcie poprawnie wypełnili swoje zadanie, łącznie z narratorką, której melancholijny, delikatny głos prowadzi nas przez kolejne miejsca. Dla osób nieposługujących się językiem angielskim w stopniu dostatecznym dobra wiadomość, dostępna jest poprawnie przygotowana, polska lokalizacja kinowa. Jedyne tak naprawdę zastrzeżenie kieruję do nietypowej rozbieżności w samym udźwiękowieniu – protagonistkę słychać dużo ciszej od pozostałych postaci, co zmuszało mnie do ciągłej zmiany głośności, by w ogóle usłyszeć jej kwestie, a z drugiej strony nie stracić słuchu przy monologu opowiadającej historię.

Hellblade: Senua’s Sacrifice oferuje niepowtarzalne wrażenia, których do tej pory trudno było szukać pośród gier wszelakich. Po ukończeniu całości warto obejrzeć mini film dokumentalny dostępny z menu głównego, przedstawiający kulisy powstawania produkcji. Dzięki niemu bowiem prawdziwie docenimy starania studia Ninja Theory w celu przybliżenia tematyki szeroko pojętych zaburzeń psychicznych szerszemu gronu odbiorców. Cena trzydziestu euro jest moim zdaniem adekwatna zarówno do jakości produktu, jak i długości historii tytułowej bohaterki. Wiele kwestii może być niezrozumiałych, narracja dla wielu graczy pozostanie pomieszaniem z poplątaniem w nordyckich realiach nawet po jej zakończeniu, a mechanika rozgrywki, będąca tu tak naprawdę smakowitym dodatkiem, nie przypadnie do gustu tym, którzy potrzebują świeżych rozwiązań co dwie godziny. Siedząc jednak w temacie gier niezależnych od ładnych kilku lat stwierdzam, że tak dopracowany, a jednocześnie unikatowy projekt nie pojawił się na rynku od dawna. Polecam z całego serca.

Ocena: 9.0

MateuszWieczorek
12 września 2017 - 01:59