Tam, gdzie zawodzą standardowe metody, tam, gdzie przeciętne służby porządkowe nie mają dostępu lub zwyczajnie się nie sprawdzają, tam pojawia się Sędzia, który w wymowny sposób rozwiązuje problem przestępczości. Z tym konceptem zapoznał nas kultowy Judge Dredd, teraz zaś studio 10tons podjęło się przeniesienia powyższej idei do świata wirtualnego w formie twin stick shootera. Z jakim skutkiem?
Na rozpoczęcie całego tekstu aż ciśnie się na usta sformułowanie „dziń dybry”, znane przede wszystkim miłośnikom kultowego serialu Allo, Allo. Ciężko stwierdzić, dlaczego twórcy zatytułowali swoją grę w taki sposób oraz stosują tę przedziwną zmianę językową niemal przy każdej sytuacji. Może to wywoływać umiarkowany uśmiech na twarzy przy pierwszym kontakcie, jednak na dłuższą metę ani nie bawi, ani nie wyróżnia tej produkcji w żaden sposób.
Na szczęście mechanika rozgrywki jest dość dopracowana i, co chyba najważniejsze, przemyślana. Kontrolując tytułowego jegomościa z perspektywy pod kątem zbliżonej do izometrycznej, twórcy stawiają przed graczem różnorodne zadania do zrealizowania – od zlikwidowania wszystkich gangusów, przez uwolnienie zakładników i uniknięcie jakichkolwiek obrażeń, po ukończenie danej planszy w określonym czasie. Wypełniając kolejne zadania, program nagradza nas gwiazdkami postępu, niezbędnymi do odblokowania kolejnych misji w opanowanym przez przestępczość Edynbyrgu. Ogólnie rzecz biorąc ma to ręce i nogi, jednak zdecydowanie nie przepadam za wielokrotnym powtarzaniem tego samego etapu, bowiem całkowicie zaburzony jest, moim zdaniem niezbędny w każdej grze, proces odczuwania realnego postępu. Niestety, JYDGE zmusza do takiego procederu od samego początku, przez co mniej cierpliwi gracze mogą doświadczyć znużenia dość szybko.
Z drugiej strony tytuł stara się robić wszystko, żeby tak się nie stało. Wszystko za sprawą naprawdę pokaźnej ilości możliwych kombinacji ekwipunku oraz specjalnych umiejętności, które jesteśmy w stanie nabywać za zgromadzone pieniądze i jednocześnie dowolnie wybierać przed rozpoczęciem każdego zadania. Jest to zdecydowanie niezbędne, żeby efektywnie zdobywać wspomniane punkty postępu – program bowiem wymaga od nas innego podejścia przy scenariuszu wystrzelania wszystkich gagatków na planszy, innego zaś przy konieczności pozostania niewykrytym. W tym pierwszym na pewno przyda się zwiększona odporność na obrażenia oraz uzbrojony dron, wspierający Syndziego przy bezpardonowej eksterminacji, w drugim zaś – niewykrywalność w cieniu czy szybsze tempo poruszania się. Dodatkowo, przy każdym ze scenariuszy pozostaje również wybór głównego oraz dodatkowego trybu prowadzenia ostrzału, choć prawdę mówiąc całą grę można przejść na podstawowym shotgunie z modułem rakietowym, których moc jest godna pochwalenia.
Ponoć całkowita ilość możliwych kombinacji sprzętu i umiejętności oscyluje w granicach miliarda (!), co teoretycznie powinno zdecydowanie wydłużyć żywotność tytułu. I pomimo faktu, że strzela się dość przyjemnie, a poziom trudności może stanowić dla mniej doświadczonych graczy prawdziwe wyzwanie, JYDGE jest zwyczajnie nijaki, pozbawiony charakteru. Rozbudowanej fabuły tu nie doświadczymy, oprawa graficzna niestety nie zachwyca (choć pochwalić trzeba możliwość destrukcji części otoczenia), zaś konieczność wielokrotnego przechodzenia pojedynczej planszy nie zachęca do dalszego obcowania z grą. Co prawda soundtrack posiada w swoim arsenale interesujące, pełne intensywnych, elektronicznych brzmień motywy muzyczne, zawsze można spróbować swoich sił w lokalnej kooperacji z kolegą siedzącym obok, a możliwość dostosowania postaci protagonisty do preferowanego stylu rozgrywki stanowi niepodważalną zaletę, to trudno jednak doszukiwać się w grze czegoś, co przyciągnie potencjalnego gracza na wiele godzin przed ekran telewizora.
Szczerze mówiąc, lepiej bawiłem się choćby przy odświeżonej trylogii Alien Breed, która pomimo swoich niedociągnięć, potrafiła zainteresować mnie nie tylko settingiem, ale także szczątkową fabułą i dość mroczną atmosferą, nawet pomimo dużo większych uproszczeń w samej mechanice rozgrywki. Tutaj niestety tego nie doświadczymy – ani przez moment nie odczułem faktu, ż wcielam się w postać totalnego kozaka, mającego argument na każdego złoczyńcę, ani również futurystycznego klimatu, który moim zdaniem powinien w choć minimalnym stopniu zostać wykreowany w celu zaintrygowania gracza, by ten miał konkretny powód do uruchomienia tytułu po raz drugi. Koniec końców stwierdzam, że w JYDGE zagrać można, tym bardziej, że ustalona cena na poziomie 63 złotych jest w stanie zachęcić do nabycia, ale jeśli pominiecie tę produkcję na swojej liście zakupowej, nie będzie to koniec świata.
Ocena: 6.0