Problematyka chorób psychicznych wciąż jest postrzegana w szeroko pojętych mediach jako temat tabu, którego poruszenie powoduje dyskomfort i delikatną konsternację. Z takiego trendu wyłamali się w świetny sposób twórcy Hellblade: Senua’s Sacrifice, podobny efekt starali się również osiągnąć autorzy The Town of Light. W jakim stopniu można uznać, że dopięli swego?
Niestety, wyłącznie połowicznie. Mimo że koncept produkcji w czystej teorii przedstawiał się dość interesująco, produkt finalny prezentuje co najwyżej średni poziom, na który wpływają raczej dyskusyjne rozwiązania w obrębie mechaniki rozgrywki oraz linii fabularnej. Wcielamy się w postać byłej podopiecznej toskańskiego szpitala psychiatrycznego Ospedale Psichiatrico di Volterra (odwzorowanego zresztą na podstawie rzeczywistej placówki, działającej od końca XIX do drugiej połowy XX wieku), powracającej do opuszczonych, zdewastowanych już murów miejsca, będącego jej osobistym piekłem lat nastoletnich.
Produkcja porusza bowiem trudne tematy, wśród których dominują gwałt, pedofilia, przemoc fizyczna, znęcanie się psychiczne oraz eksperymenty medyczne. Nie trudno się domyśleć, że wymienione ekscesy stanowiły chleb powszedni dla przebywających w szpitalu dziewczynek oraz kobiet, o czym dowiadujemy się głównie ze znajdowanych w trakcie rozgrywki listów, artykułów prasowych oraz obrazów, rzucających nowe światło na historię niesławnej placówki. Brzmi intrygująco? Tak w istocie by było, gdyby nie zupełny brak wprowadzenia do świata przedstawionego – nie wiemy, dlaczego znaleźliśmy się w tym miejscu, czego poszukujemy, a finalnie również co stanowi rzeczywistość, a co wyłącznie wytworzoną przez umysł chorej Renee fikcję. Zdecydowanie pojawia się więcej pytań, niż odpowiedzi, choć przyznać muszę, że pod koniec byłem dużo bardziej zaangażowany i poruszony niż podczas pierwszych dwóch godzin przemierzania instytutu, które upłynęły dość nijako.
W zrozumieniu wszelkich okoliczności na pewno nie pomaga styl językowy, któremu bez wątpienia bliżej do metaforycznych głębi niżli potocznej epiki, która prawdopodobnie bardziej pasowałaby do całej idei. Moim zdaniem twórcy wybrali wyjątkowo mocne motywy na główne koła napędowe The Town of Light, jednak zagubili się nieco przy decyzjach operacyjnych. Rdzeń rozgrywki to najprostszy w świecie symulator chodzenia po okolicy, w której jednak niezwykle rzadko mamy okazję do interakcji z którymkolwiek z jej elementów – najczęściej są to drzwi, okna lub wspomniane wcześniej listy czy wycinki z gazet. Ze względu na brak nawet jakiejkolwiek namiastki mapy, sporą część z trwającej około czterech godzin historii spędzimy na ślepym błądzeniu po zakamarkach zakładu, w dodatku tempo poruszania się protagonistki woła o pomstę do nieba i mimo że pod koniec produkcji zrozumiałem tak naprawdę powód takiej decyzji, to jednak strasznie powolne przemierzanie kolejnych korytarzy zwyczajnie irytuje.
Prawdopodobnie gdybym miał możliwość podziwiania graficznego kunsztu tytułu, na powyższe wcale bym tak jednoznacznie nie narzekał. Problem polega jednak na tym, że The Town of Light w wielu miejscach przypomina raczej produkcję z roku 2007, nie zaś 2017, co uwidacznia się przede wszystkim w słabej jakości teksturach, prostej geometrii wielu przedmiotów czy w końcu zwyczajnej szaroburości kolorystyki. Nie spodziewałem się również dwuwymiarowej roślinności pod stopami bohaterki, jednak tego rodzaju „kwiatki” wcale nie zakończyły swojej popularności na budżetowych strzelankach rodem z ubiegłej dekady. Programistów zrugać należy bezwzględnie za przygotowanie techniczne, a w szczególności kiepską optymalizację. Gra na porządku dziennym wyświetla obraz poniżej trzydziestu klatek na sekundę, co powoli staje się przerażającym standardem wśród nowo publikowanych produkcji niezależnych. Pochwalić można jednak komiksowe przerywniki, jak również ręcznie przygotowane listy czy wpisy pamiętnikowe, z których dowiadujemy się nowych informacji na temat przeszłości Renee.
Więcej pozytywnych słów można skierować w stronę oprawy audio – przyjemne motywy muzyczne pojawiają się w ważnych z punktu widzenia narracji momentach, głuchą ciszę z pozoru opuszczonego zakładu potrafią przerwać niewiadomego pochodzenia krzyki i jęki, zaś głos protagonistki nie jest aż tak tragiczny w odbiorze. Mimo to udźwiękowienie bohaterki stoi na zauważalnie nierównym poziomie, część kwestii wypowiadanych jest bardzo realistycznie, z kolei innych nie da się słuchać bez silnych wspomagaczy medycznych.
Gra zdecydowanie koncentruje się na opowiedzeniu graczowi tragicznej historii włoskiego szpitala psychiatrycznego oraz wykreowaniu odpowiedniej, towarzyszącej temu procesowi atmosfery. To ostatnie nawet w pewien sposób się udaje, przede wszystkim dzięki architektonice budynków, krótkotrwałym halucynacjom oraz świadomości scen, których placówka była świadkiem. The Town of Light nie jest jednak horrorem w praktycznie żadnym aspekcie – na protagonistkę nie czyhają jakiekolwiek zagrożenia, jump scare’ów tu nie uświadczymy, nie wspominając o elementach walki o przetrwanie. Co więcej, mimo że korytarze skąpane są w mroku, wystarczy podejść do okna, by ujrzeć przepiękną, słoneczną, wiosenną aurę na włoskiej prowincji. Tytuł zdecydowanie bardziej należy rozpatrywać zatem w kategoriach obyczajowego thrillera, pełnego kontrowersyjnych motywów oraz scen (lobotomia, wspomnienia wykorzystywania seksualnego czy odurzania lekami). W tym zakresie bowiem dzieło studia LKA sprawdza się dość kompetentnie.
Koniec końców The Town of Light, za wyjątkiem poruszanych wątków, wiernego odwzorowania prawdziwej placówki sprzed stu lat oraz prezentowanych treści, nie oferuje tak naprawdę nic odkrywczego, czego wcześniej nie widzieliśmy w dziesiątkach innych symulatorów chodzenia w szpitalach psychiatrycznych i innych przerażających ośrodkach medycznych. W tym przypadku jednak chodziło o coś więcej - przede wszystkim pokazanie światu problemów, o których głośno się nie mówiło, a które drastycznie wpłynęły na życie setek jeśli nie tysięcy ludzi. Osoby zaintrygowane całym konceptem mogą wypróbować, całej reszcie polecam poczekać na większe promocje, bowiem obecna cena kształtuje się na poziomie 79 złotych.
Ocena: 6.0