WGW 2017: Jak wypadły prezentowane hity? - Brucevsky - 27 października 2017

WGW 2017: Jak wypadły prezentowane hity?

Na kilka dni przed tegorocznym Warsaw Games Week przygotowałem listę obowiązkowych pozycji, które zamierzałem ograć. Plan udało się zrealizować niemal w całości. Przyszła pora, by podzielić się wrażeniami.

Dragon Ball FighterZ

Kilka pojedynków to zdecydowanie za mało, by dobrze ocenić jakąkolwiek bijatykę. Dlatego wstrzymuję się od wyrokowania, czy FighterZ będzie hitem na miarę odsłon Tenkaichi Budokai z PlayStation 2. Na pewno gra robi w bezpośrednim kontakcie znakomite pierwsze wrażenie – te animacje ciosów specjalnych, wejść postaci na arenę, combosów i wymian ciosów są jakby żywcem wyjęte z anime. Żałuję tylko, że nie mogłem w pełni delektować się oprawą audiowizualną, bo akurat na stanowiskach z DB szwankowały słuchawki i dźwięk był często urywany. Jedyne co może martwić to stosunkowo niewielka liczba postaci. Przy walkach 3 na 3 w versusie w dziesięć minut idzie sprawdzić pobieżnie większość herosów. Oby lista ataków była długa, a czas potrzebny na dobre opanowanie poszczególnych wojowników długi, bo inaczej szybko może zrobić się monotonnie i FighterZ stanie się dobre głównie jako party-game.

Ni No Kuni 2

Ależ zaszaleli autorzy tego znakomicie wyglądającego jRPG-a. W prezentowanym na WGW demku gracze mogli sprawdzić kilka różnych fragmentów produkcji, które diametralnie się od siebie różniły. Pierwsze zaskoczenie to różny styl oprawy graficznej podczas eksploracji mapy świata, a inny podczas zwiedzania konkretnych miejscówek czy w trakcie walk. Druga pozytywnie nakręcająca i prezentowana nowość to pocieszny klon Pikmina. Niby prosta zabawka, ale tak jak oryginał na konsole Nintendo wciąga niczym potężny wir wodny. Znakomicie wypadły też walki – przepiękne, dynamiczne, ale nie chaotyczne. Do dyspozycji kierowanego przeze mnie bohatera było sporo ataków i umiejętności specjalnych, wystarczyło tylko właściwie dobrać je do sytuacji na polu walki. Co warte też wzmianki, nie było łatwo, to nie jest prosta masherka, a produkcja wymagająca jednak skupienia i ostrożności. Szykuje się must-have dla fanów gatunku.

Project Cars 2/ Gran Turismo Sport VR

Miałem okazję sprawdzić tylko produkcję Polyphony Digital i…. o rany, ależ to było niezwykłe doświadczenie. W kubełkowym fotelu, z kierownicą w dłoniach i goglach na głowie stanąłem do wyścigu na torze Suzuka. Ja w Nissanie 350Z, sterowany przez sztuczną inteligencję rywal w Mercedesie SLR. Widok z kabiny bardzo w porządku, ale nie było czasu na zachwycanie się detalami, bo włączyłem pełną koncentrację, co by się nie skompromitować przed obserwatorami. Start spokojny, długa prosta i mocne dohamowanie przed zakrętem w prawo. I tutaj mózg szaleje, błędnik pyta o drogę - ciało jakby próbowało samo poczuć, że pojazd rzeczywiście hamuje, skoro wszystko to widzą oczy. Dawno już, choć przecież mam okazję ogrywać tytuły VR, mój organizm nie czuł się tak oszukany, a ja nie byłem pod tak dużym wrażeniem. Taki zestaw kierownica+fotel+gogle obecnie naprawdę potrafi odmienić wrażenia z gier wyścigowych. Wow, wow, wow.

Detroit: Become Human

Niby gdzieś już to wszystko widziałem podczas Heavy Rain, niby samą prezentowaną scenę znam z materiałów promocyjnych, a mimo to wkręciłem się w Detroit niesamowicie, zapominając o otaczającym świecie. Nie mam wątpliwości, że tytuł bronić się będzie przede wszystkim klimatem, dobrze napisanymi dialogami i całą mechaniką podejmowania wyborów. Oby tylko w Become Human było to bardziej rozbudowane niż we wspomnianym Heavy Rain, gdzie wiele decyzji nie miało większego lub żadnego znaczenia.

Star Wars: Battlefront II

Bez specjalnego entuzjazmu śledziłem zapowiedzi o Battlfroncie II. Z prezentowanym na WGW 2017 demkiem spędziłem jednak bardzo przyjemne kilkanaście minut, biorąc udział we dwóch kosmicznych strzelaninach. Nie dziwię się, że fani Gwiezdnych Wojen potrafią się zachwycać produkcją EA Dice, bo filmową atmosferę oddaje bardzo dobrze. Jest sporo zabawy w pilotowaniu statków Imperium i Rebelii i realizowaniu rozmaitych misji. Oczywiście o wiele przyjemniej i bardziej klimatycznie pewnie robi się, gdy do zabawy zasiada grupa znajomych i zaczyna działać bardziej taktycznie, ale nawet z doskoku, w tym chaosie powietrznej bitwy, czerpałem sporo frajdy. I nawet dałem radę przez chwilę polatać Sokołem Millenium.

Assassin’s Creed Origins

Zaserwuje Wam kilka przemyśleń osoby, która do tej pory całkowicie minęła się z serią Assasin’s Creed. Nie pytajcie jak to zrobiłem, dumny z tego specjalnie nie jestem, bo przynajmniej kilka odsłon to pozycje z górnej półki. Ogólne założenia i zasady mechaniki gry znam z kilku sprawdzonych pokrótce, choćby na poprzednich WGW, prezentacji, więc w AC Origins odnalazłem się bez większych problemów. Szykuje się kolejna całkiem niezła przygoda, tym razem w klimatach starożytnego Egiptu. Mam nadzieję, że twórcy pokuszą się o ciekawą historię i różnorodne misje, wtedy północną Afrykę zwiedzało się będzie na pewno przyjemnie. Ja podczas kilkuminutowej partyjki bawiłem się więcej niż dobrze, choć wrażenie na pewno popsuły bugi tej „alpha version”. Mnie akurat nie doładowała się z połowa statku, na którym toczyła się misja. Wspinałem się więc po niewidzialnych kabinach i masztach.

Far Cry 5

Jedno z niewielu rozczarowań, które przeżyłem na WGW 2017. Far Cry 5 nie zachwycił grafiką, nie wzbudził szczególnego entuzjazmu mechaniką strzelania, a do tego nawet w ciągu tych piętnastu minut testowania potrafił zirytować paroma bugami. Gdzie była strefa trafień, czemu samochód tak dziwnie reagował na kolizje z przeszkodami, czemu przeciwnicy zachowywali się jak kretyni? Oczywiście, to nie była ostateczna wersja, ale takim demem FC5 mnie raczej zniechęciło niż zaintrygowało. Inna sprawa, że fabuły w czasie sesji nie dało się choćby dziubnąć, więc może to będzie atut, którym gra zamierza się bronić? Kto wie, kto wie.

Super Mario Odyssey

Mam skumulowane pozytywne wrażenia, bo nie dość, że sprawdziłem Super Mario Odyssey, to jeszcze po raz pierwszy miałem w dłoniach Switcha. Marian niezmiennie trzyma wysoki poziom – wygląda uroczo, zachwyca pomysłami i projektami plansz, a do tego wprost zalewa gracza miodem. Uwielbiam takie dopracowane przez autorów sterowanie, właśnie taką intuicyjność kierowania postacią i pokonywania przeszkód, jaką dało się wyczuć podczas krótkiej partyjki na WGW. Do tego zrobiłem sobie mały test i po kilku minutach grania w wersji handheldowej przesiadłem się dynamicznie na większy ekran. Szybko, wygodnie i bezboleśnie – Switch to rzeczywiście znakomita realizacja hasła „graj wszędzie”. Nie dziwię się, że ten sprzęt się tak dobrze sprzedaje.

Call of Duty: WWII i NBA 2K18 – nie zdołałem sprawdzić

Nie znalazły się na liście wyczekiwanych prezentacji, ale za to zrobiły bardzo dobre wrażenie podczas zabawy: Evil Within 2, Shadow of Mordor 2 i Transference.

Pierwsza gra trochę na nostalgicznych strunach, przypominając zabawę z Resident Evil 4. Zwiedzanie podziemi laboratorium, które akurat natrafiłem na swoim stanowisku, było bardzo klimatyczne. Przyjemnie walczyło się też z oponentami – jestem w stanie wyobrazić sobie EW2 jako idealny tytuł na jesienne wieczory. Równie przyjemnie było wymordować kilkudziesięciu orków w Shadow of Warrior 2. Nadal nie przestaje robić na mnie wrażenia zastosowana mechanika prowadzenia walk z tymi wszystkimi unikami i parowaniami. Z kolei Transference potwierdziło, że horrory i thrillery doskonale sprawdzają się w wirtualnej rzeczywistości. Ważne jednak, by obok jump scare’ów i ogólnego klimatu, miały też potrafiącą zaciekawić historię i w miarę sensowne zagadki. Produkcja Ubisoft chyba te atuty będzie posiadać.

Jak więc widzicie, z Warsaw Games Week 2017 wróciłem bogatszy o sporo doświadczeń, a już na pewno zadowolony. Ależ mamy dobry czas dla graczy, gdy tyle hitów wokół – tych już wydanych i tych dopiero nadchodzących. Widzimy się mam nadzieję za rok, by sprawdzić kolejne smakołyki. A jeśli szukacie bardziej tradycyjnej relacji z WGW – znajdziecie ją w Gralingradzie.

Brucevsky
27 października 2017 - 18:22