Otrzymałem szansę na nowy początek na Gameplay.pl i zamierzam z niej skorzystać. W co gracie to cykl, który funkcjonował kiedyś na stronie NEOGO.pl, czyli na stronie internetowej powiązanej z miesięcznikiem konsolowym Neo Plus, który z wielką chęcią czytałem. Piszący dla niego ludzie zaszczepili we mnie pasję do gier i konsol wszelkiej maści, dlatego informacja o zakończeniu działalności tego czasopisma była dla mnie prawdziwym ciosem. Zamknięto także stronę, na której w co gracie pojawiało się co weekend, gdzie ludzie dzielili się zawsze wrażeniami z ogrywanych gier.
Poznałem wtedy kilku graczy i jednemu z nich zrobiłem raz kawał na portalu, na który się potem przenieśliśmy. Napisałem dla jaj bloga zatytułowanego W co gracie w weekend? i nie mogę uwierzyć, że gracze wciąż czytają moje wynurzenia dotyczące gier kilka lat później. Dzięki w co gracie poznałem i współpracowałem też z wieloma graczami, gościłem ich u siebie w cyklu a niektórzy z nich prowadzili nawet samodzielnie jego odcinki.
Dwa razy byłem też bliski porzucenia tego przedsięwzięcia, ale moi czytelnicy nigdy mi na to nie pozwolili. Niektórych z nich spotkałem osobiście, co jest naprawdę wspaniałym przeżyciem a innych mam nadzieję dopiero poznać, bo owszem, pisanie o grach jest przyjemne, ale nic nie zastąpi prawdziwej rozmowy z drugą osobą na temat naszej pasji.
Nigdy nie decydowałem o tytułach gier, o których pisali moi goście, bo najistotniejsze były dla mnie ich osobiste doświadczenia dotyczące tej formy rozrywki. W co gracie nigdy nie służyło do promocji wielkich wydawców. Była to platforma do wyrażania swojego zdania na temat dowolnych tytułów. Nie musiało być to wcale zdanie pochlebne. Grunt, żeby było prawdziwe. To zasada, która obowiązuje od pierwszego odcinka w co gracie i będzie obowiązywała w nim zawsze. Oczywiście zdarzało mi się pisać o grach, którzy lubią moi czytelnicy, ale skoro oni sprawiali mi przyjemność fanserwisem, to nie mogłem pozostać im dłużny.
Postanowiłem, że muszę napisać tych kilka słów wstępu, aby nowi czytelnicy wiedzieli czym jest w ogóle ten cykl. Ci co mnie znają i wyczekują moich kolejnych wpisów wiedzą co i jak. Zacznijmy zatem naszą cotygodniową zabawę, w której pytam Was o ogrywane gry, sam pisząc o tych, które i ja ogrywam. Dziś napiszę o trzech tytułach. Są to: Hatsune Miku Project DIVA Future Tone, Rise of the Tomb Raider oraz Golden Axe III, wchodzący w skład składanki SEGA Mega Drive Ultimate Collection.
[Wpis zawiera spoilery.]
Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2017r.)
Miku to stała bywalczyni w co gracie w weekend. Już nieraz jej wygibasy i głos przepuszczony przez syntezotor bawiły moich gości. Kilka miesięcy temu poświęciliśmy jej razem z koleżanką cały odcinek, w którym nasza dwójka oraz komentujący mogliśmy posłuchać koło trzydziestu jej piosenek. Znajdziecie je na playliście poniżej.
Natomiast dziś chciałbym przedstawić kolejny teledysk do jej utwóru z Future Tone zatytułowany Sayonara, Goodbye, który występuje w dwóch wersjach w zależnosci od wybranego poziomu trudności (pozycje nr 1 i nr 2 na poniższej playliście).
Mi udało się zaliczyć ją tylko na poziomie ekstremalnym. Najwyższy poziom okazał się niestety ponad moje skromne umiejętności manualne z padem.
Jest to kolejna piosenka tej wirtualnej gwiazdy o miłości, tęsknocie i próbie zakończenia związku z obiektem jej uczuć. Nikt nie lubi tęsknić, więc niektórzy z chęcią zakończyliby znajomość, żeby nie czuć tego trawiącego serce uczucia. Pomyślałem, że to doskonale zobrazuje moje uczucia dotyczące w co gracie w weekend. Pisanie o ulubionych grach praktycznie tydzień w tydzień przez kilka lat potrafi być męczące. Człowiek musi podporządkować wszystko pod konkretny termin. Inaczej Twoim czytelnikom zacznie odbijać a Ci bardziej zwariowani napiszą Twojego bloga zamiast Ciebie, bo i takie akcje mi się zdarzały.
Zazwyczaj bawiły mnie takie żarty, ale gdy męczy Cię migrena a Ty musisz siąść przed klawiaturą i pisac tylko po to, żeby wyrobić się w terminie, to w pewnym momencie masz ochotę rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać w Bieszczady. Co prawda wolałbym pojechać do Japonii, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Takie ektremalne sytuacje to bardzo ważne momenty życia. Możemy wtedy popełnić wielki błąd, przekreślając nasze dokonania albo się uspokoić i dalej robić to, co lubimy. Ja relaksuję się słuchając muzyki, więc muszę od czasu do czasu zobaczyć wygibasy małej wokaloidki i zawalczyć o jak najlepszą ocenę w jej kolejnych klipach. Bez muzyki bym prawdopodobnie oszalał. Jestem ciekaw czy i Wy macie jakąś ulubionę grę, do której lubicie od czasu do czasu wracać?
Jestem bardzo ciekawski. To chyba dlatego nie potrafię rzucić tasiemca pt. w co gracie, którego wyhodowałem parę lat temu i ciągle pytam w nim o to, w co grają inni gracze. I wiecie co? Odpowiedź jest prawie zawsze inna.
Rise of the Tomb Raider (PS4, Crystal Dynamics, 2016r.)
Miałem w tym miejscu pisać o dodatku do ostatniego Uncharted pt. Zaginione Dziedzictwo, ale kolega pozyczył mi tą grę tylko na dwa tygdonie, ale chyba za bardzo się pośpieszyłem, bo zrobiłem w niej wszystko co było w niej do zrobienia w raptem dwa dni i teraz zamiast o niej pisać mam w końcu możliwość delektowania się ostatnimi przygodami Lary Croft.
Z rebootem z 2013r. mam trcohę na pieńku, bo pamiętam obietnice ludzi z Crystal Dynamics przed przemierą ich gry, że ma to być tytuł przypominający swoją mechaniką gry z serii Castlevania lub Metroid Prime. Tymczasem była to gra, która wyrzuciła wszystko to z czego kiedyś słynął Tomb Raider a jego model rozgrywki stał się podobny do tego, co widzieliśmy w serii Uncharted, ale o tym twórcy zapomnieli powiedzieć, reklamując ten tytuł.
Choć spotkał mnie w niej błąd, przez który nie udało mi się skompletować wszystkich znajdziek i byłem oburzony jej ułatwieniami w stosuku do poprzednich części cyklu, to w dalszym ciągu uważam ją za bardzo udaną pozycję, która wniosła sporo swieżośći do przygód jednej z najbardziej znanych postaci kobiecych w grach wideo.
W przypadku jej kontynuacji nie miałem już tak wygórowanych oczekiwań. Pewnie dlatego ta syberjska historia z miejsca mnie kupiła. Wszystko to co stanowiło szkielet zabawy w reboocie jest też i w jego kontynuacji, więc ktoś kto zaakceptował nowe oblicze Lary poczuje się tutaj jak w domu.
Historia w grze opowiada o próbie udowodnienia całemu środowisku naukowemu, że ojciec głównej bohaterki nie oszalał i źródło nieśmiertelności, którego szukał naprawdę istnieje. W tym celu młoda pani archeolog wyrusza na Syberię w poszukiwaniu proroka, którego ściga Trójca dowodzona przej jakiegoś psychopatę, który lubi oślepiać swoich podwładnych, gdy coś nie idzie po jego myśli. W tej części mamy oczywiście do czynienia z polowaniami na zwierzęta (choć czasem to Lara jest przedmiotem polowania i musimy walczyć o jej przetrwanie), zwiedzaniem jaskiń, zbieraniem różnego rodzaju dokumentów pomagających nam w zrozumienu tego, co się dzieje, a także surowców do rozwijania broni oraz ekwipunku. To standard dla kogoś, kto grał w reboot.
Do gustu przypadły mi za to stroje dla protagonistki, które nie tylko różnią się wyglądem, ale mają jeszcze jakieś dodatkowe funkcje (np. niegroźne zwierzęta są mniej płochliwe na nasz widok, strzaly do łuku lub amunicja do broni potrafi się nie zużyć itd.).
Zwiedzanie grobowców przynosi teraz większe korzyści w postaci jakichś rzadkich przemdiotów lub umiejętności. W Rise of the Tomb Raider są także misje poboczne oraz wyzwania. Kapitalnym pomysłem jest to, że Lara potrafi szlifować biegłość w językach obcych, które pomagają ją w tłumaczeniu zapisków na monolitach spotykanych w grze. Ostatnio widziałem coś podobnego wieki temu w Final Fantasy X, w którym mogliśmy nauczyc się języka al bhediańskiego, co umozliwiało nam dotarcie do killu sekretów i zrozumienia dialogów niektórych postaci występujących w tym jrpgu.
Jedno jest pewne, w weekend nie ukonczę tej przygodówki skąpanej w śniegu, ale na pewno poświęcę jej sporo czasu. Bardzo możliwe, że oddam tą grę koledze tylko po to, aby do niej wrócić w przyszłym roku.
SEGA Mega Drive Ultimate Collection (PS3, Backbone Entertainment, 2009r.)
O ile Golden Axe i Golden Axe II nie przypadły mi do gustu tak bardzo jak seria Streets of Rage, którą opisywałem we wczesniejszych odcinkach w co gracie, tak już ostatnia część chodzonej bijatyki utrzymanej w konwencji fantasy to jest prawdziwa petarda.
Jestem tak dziwnym człowiekiem, że mając NESa i SNESa Mini gram w Golden Axe III z Segi Mega Drive i nie mogę się oderwać. Nie warto rozwodzić się nad fabułą tej produkcji, bo wiadomo, że chodzi o zabicie jakiegoś władcy ciemności, który dowodzi armią sługusów, ale zmiany jakie wprowadzono do tej serii przypadły mi do gustu.
Walka nie jest już tak anemiczna jak w dwóch poprzednich częściach a gra panterą, który zachowuje się jak zwinny i śmiertelnie niebezpieczny kocur zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Oddanie nowych bohaterów w ręce gracza to był strzał w dziesiątkę.
Nie mogę uwierzyć, że na tak dobrą grę, która wyszła w 1993r. Europejczycy musieli czekać aż do 2007r. W takich chwilach uważam, że to cud, iż gracze z naszego kontynentu zobaczyli w ogóle Mega Drive'a i Dreamcasta na oczy. Sega zawsze mogła przeciez stwierdzić, że nie opłaca się produkować konsol na rynku europejskim.
Podoba mi się też to, że do trzeciej odsłony Złotego Topora wróciły gobliny, które zostawiają po sobie flaszki uzupełniające manę i mięso przywracające utracone siły życiowe. W klasyku Segi znajdziemy także skrzynki, które są nieodłocznym elementem w rpgach. Mała rzecz a cieszy. Oczywiście gady, które możeym dosiąść i palić ognistym oddechem to znak rozpoznawczy tej japonskiej serii, więc i tu nie mogło ich zabraknąć.
Nowością jest natomiast mozliwość wyboru scieżki w niektórych punktach gry. Tego klasyka przejdę z wielką przyjemnością i już nie mogę się doczekać wyboru kolejnej produkcji z tej składanki.
To by było na tyle. Jeśli i Wy chcecie się podzielić tytułami ogrywanych obecnie gier, to zapraszam Was do komentarzy.