Recenzja gry The Fruit of Grisaia - squaresofter - 10 maja 2018

Recenzja gry The Fruit of Grisaia

squaresofter ocenia: The Fruit of Grisaia
90

Nieraz pisałem o The Fruit of Grisaia na łamach W co gracie w weekend. Po dłuższym czasie udało mi się w końcu ukończyć ten tytuł i postanowiłem, że to doskonała okazja na napisanie pierwszej mojej recenzji od trzech lat. Szkopuł w tym, że jest to tak mało znany tytuł, że nie widniał nawet w Encyklopedii GOLa, ale zajmujący się nią ludzie okazali się bardzo mili i przystalili na moją prośbę, aby go do niej dodać. Obiecałem wtedy napisać jego recenzję i dziś przyszedł moment, kiedy mogę wywiązać się ze swojej obietnicy.

Zagrałem w tą opowieść graficzną, gdyż ciekawiło mnie anime pod tym samym tytułem. Nauczony jednak doświadczeniem ze Steins;Gate wiedziałem już, że żadne anime na podstawie gry visual novel nie jest mu w stanie dorównać. Tytuły z takiego gatunku są bardzo treściwe i przypominają opasłe księgi opatrzone obrazkami i ścieżką dźwiękową, które jednak trzymają się zasad panujących w powieściach, a więc mamy w nich do czynienia z długimi opisami. Rolę wszystkowiedzącego narratora pełni w nich oczywiście główny bohater, któremu wtóruje gracz. Wziąwszy pod uwagę to, że The Fruit of Grisaia jest symulatorem randkowym naszym celem jest poznanie jednej z pięciu głównych bohaterek i jej zdobycie. Musimy jednak uważać, gdyż ostatni wybór z danej ściezki fabularnej może doprowadzić do złego zakończenia.

Przed zakupem tej gry przeczytałem wiele opinii na jej temat i sam chciałem je zweryfikować. Nieopatrznie kupiłem wersję na Steamie i byłem bardzo rozczarowany gdy wyszło na jaw, że jest to ocenzurowana wersja z wyciętymi scenami dla dorosłych i z pominiętymi niektórymi żartami z podtekstami seksualnymi. Słyszałem, że zamiast tych scen dodano nowe, ale po zakupie wersji gry dla dorosłych porównałem rozmiar obu wersji gry na dysku twardym i wyszło na to, że z oryginału wycięto ze 2GB zawartości, czyli jakieś trzydzieści procent całego tytułu. Jestem zdecydownym przeciwnikiem cenzury w grach wideo i nie akceptuję tego, że producent danego tytułu stara się dotrzeć do wszystkich grup wiekowych graczy, kompletnie ignorując materiał źrodłowy.

Kupiłem the Fruit of Grisaię dla golizny i nie mam zamiaru tego przed nikim ukrywać, jednak koniec końców grałem w nią z zupełnie innych powodów i o tym właśnie chciałem napisać w tej recenzji.

Pierwszym zaskoczeniem był dla mnie komizm sytuacyjny i słowny towarzyszący codziennemu życiu szkolnemu głównych bohaterów tej japońskiej produkcji. Nieraz śmiałem się z głupstw wygadywanych lub wyrabianych przez blondynkę Michiru lub uczennicy w stroju pokojówki o imieniu Sachi. Nie mówię, że każdy żart to małe mistrzostwo świata, ale wymyślenie na potrzeby gry anime z tuńczykiem w roli głównej nawet na mnie zrobiło niemałe wrażenie i sprawiło, że zrywałem boki ze śmiechu. Nieraz zdarzało się, że ktoś chciał z kogoś zażartować a wszystko kończyło się jakimś nieoczekiwanym finałem. Uwierzcie mi mało co jest w stanie przebić dziewczynę z kotem na głowie, która na randkę czekała trzy godziny przed umówionym terminem i wystroiła się jak bogini tylko po to, żeby biegać minimaraton za swoim wysportowanym partnerem.

Nie każdemu może się podobać to, że w pierwszej fazie gry (najwijmy ją grą wstępną) jesteśmy sprowadzeni jedynie do roli biernego obserwatora wydarzeń na ekranie monitora, ale to był celowy zabieg ze strony twórców. Chcieli w ten sposób przedstawić wszystkie bohaterki zanim zaczniemy podejmować decyzje wpływające na kształt samej historii. Same wybory są bardzo proste, bo musimy po prostu pomóc którejś z bohaterek albo pochwalić ją w jakiejś sytuacji. Na całe szczęście nie jest to nic tak skomplikowanego jak ścieżka Kurisu w Steins;Gate, w której wszystko jest uzależnione od treści naszych smsów, które jej wysyłamy a przy każdym z nich gracz musi wybrać jedną z dwóch lub trzech opcji i jeśli w trakcie gry wybierze chociaż jedną niewłaściwą, to nigdy nie zobaczy jej zakończenia.

W The Fruit of Grisaia jest to zdecydowanie prostsze i dlatego bardzo mi się to podoba a gwarantuję, że nasze wybory mają znaczenie, gdyż w niektorych sytuacjach przeskakiwałem od jednego wyboru do drugiego tylko po to, żeby zobaczyć co się stanie w chwili, gdy podejmę inną decyzję w danej sytuacji. Jeśli zepchniemy bohaterki, które nas nie interesują na dalszy plan, to nigdy nie poznamy ich największych sekretów. Po jednym ukończeniu gry procentowy wskaźnik gry wskazywał mi, że widziałem w niej raptem 44% wszystkich scen, czyli niezbyt dużo, wziąwszy pod uwagę fakt, że owe czytadło wystarczy nam na minimum kilkadziesiąt godzin.

Same sceny seksu są niestety częściowo ocenzurowane, ale przynajmniej gra wstępna jest taka jak trzeba i nie ogranicza się do rozstawiania szczurzych bobków, żeby przespać się z Triss, jak miało to miejsce chociażby w Wiedźminie 3. Tu jest zupełnie inaczej niż w rzeczywistości. Żadna dziewczyna nie jest chętna, no może poza wiecznie napaloną suką, której imienia Wam specjalnie nie zdradzę i trzeba naprawdę dobrze się starać, aby którąś z nich zdobyć. W The Fruit of Grisaii dziewczyny chcą chodzić na randki i na całe szczęście na samych randkach się nie kończy jak ma to chociażby miejsce w grach z serii Persona.

Największym jednak zaskoczeniem w The Fruit of Grisaii nie jest wcale to, że pokazuje gołe dziewczyny, bo samej golizny jest naprawdę niewiele a sceny seksu stanowią niewielki wycinek samej historii. Najbardziej zaskakujące w tym wszystkim jest to, że ta japońska powieść graficzna stawia przed graczem pytania natury egzystencjalnej takie jak: Co jest po śmierci? Czy śmierć jest końcem wszytskiego? Czym jest głupota? Czy szczęśliwy jest ten, kto stara sie nie zawieść swoich rodziców lub społeczeństwa? Co to jest prawdziwy smutek? Czy warto żyć, gdy nikt w życiu nie chce podać nam pomocnej dłoni? Co byście zrobili w sytuacji, gdyby ukochana przez was osoba została przykuta do łóżka w wyniku nieszczęśliwego wypadku i nigdy by się już do was nie odezwała?

Zadaje jeszcze wiele innych różnych pytań, ale nie będę wam ich zdradzał, bo to nie o to chodzi. Nie pamiętam, żeby jakakolwiek gra erotyczna poruszała problematykę eutanazji, przeszczepów, przestępstw na tle seksualnym popełnianych na nieletnich, samobójstw, opieki nad zwierzętami lub sposóbów wychowywania dzieci. To był dla mnie zedecydowanie największy szok podczas przechodzenia tej visual novel.

Gra w wielu przypadkach nie ma nic wspólnego z realizmem jak chociażby wtedy, gdy wyjaśnia pewne zagwozdki fabularne przy pomocy zjawisk, o których nie słyszała medycyna, ale narzekać na to, to tak jakby narzekać na to, że naszymu codziennemu życiu nie towarzyszy stale przygrywająca muzyka. Mi wystarczy to, że wydarzenia z The Fruit of the Grisaii potrafią chwycić za serce a właśnie tego oczekuję od dobrej historii.

W życiu też nie spodziewałem się, że recenzowana przeze mnie dzisiaj gra sprawi mi tak wielką przyjemność swoją ścieżką dźwiękową, która raz drażni uszy riffami gitarowymi, towarzyszącymi muzyce elektroniczne a innym razem łagodnie pieści uszy gracza delikatnymi dzwiękami pianina i skrzypiec. Potrafi też trafnie zbudować napięcie. Dlatego uważam ją za wielką zaletę tej szkolnej opowieści.

Cieszy mnie również to, że rysownicy zatrudnieni przy tym projekcie spisali się na medal. Dziewczyny z Akademii Mihama są przepiękne, podobnie jak dyrektorka i opiekunka prawna protagonisty. Każda z nich ma kilka swoich firmowych poz i choć nie da się tego absolutnie porównać do gier z wielomilionowymi budżetami, w których graficy pracują pieczołowicie nad każdą zmarszczką, pieprzykiem, mimiką twarzy i na jak najbardziej naturalnymi ruchami postaci, to mi wystarczyło, że kot siedzący na głowie Michiru zaczął razem z nią reagować na słowa Yuujiego, robiąc jakieś groźne miny, gdy główny bohater powiedział coś niestosownego do jego pani, żebym śmiał się do rozpuku.

The Fruit of Grisaia to gra oszczędna w formie przekazu, ale nie pozbawiona tych kilku detali, za które gracze uwielbiają gry wideo. Chyba wszystkie takie jednorazowe sceny z głównymi bohaterkami zrobiły na mnie wrażenie, czego nie powiedziałbym nawet o Steins;Gate, w którym kilka teł nie pasowało mi nic a nic i wystepujace w nich bohaterki nie wyglądały zbyt zachęcajo.

The Fruit of Grisaia to jedno z największych zaskoczeń, z jakimi spotakałem się ostatnio w grach wideo. Ma swoje małe minusy i czasem potrafi się dłużyć, ale potrafi też dostarczyć graczowi sporych rozmiarów rollercoaster uczuciowy i mogę ją śmiało polecić kazdemu kto szuka gier z tak zwanym drugim dnem. Absolutnie nie żałuję pieniędzy wydanych na ten tytuł i zachęcam do niego każdego komu nie przeszkadza ta japońska stylistyka, bo pod jej grubą warstwą czeka na was nieliniowa historia, która nie tylko skłania do przemyśleń, zadając niewygodne pytania, ale ma też szansę wzruszyć was i zająć ważne miejsce w sercu tak jak to zrobiła w moim przypadku.


Zalety:

  • bardzo długa historia, która jest nieliniowa, potrafi rozbawić, zaskoczyć, wzruszyć do łez i ma kilka zakończeń
  • wydarzenia w grze stanowią pretekst do postawienia graczowi wielu pytań natury egzystencjalnej, z którymi ludzkość zmaga się od zawsze
  • bezpruderyjny humor z podtekstami seksualnymi
  • gra wstępna i odważne sceny seksu
  • muzyka, raz dynamiczna, innym razem frywolna a jeszcze innym razem taka, że aż chwyta za serce i zapiera dech w piersiach
  • jednorazowe sceny opatrzone pięknymi obrazkami bohaterek, które potrafią uchwycić ich piękno i podkreslić wagę danej sytuacji
  • możliwość przeskakiwania od jednej sceny wyboru do kolejnej i vice versa

Wady:

  • trzeba bardzo długo grać w  tą viusal novel, aby dotrzeć do momentu, w którym mamy pierwszy wybór
  • częściowa cenzura, która wynika z japońskiego ustawodawsta
  • takich dziewczyn nie idzie spotkać w realu
  • główny bohater nie dorobił się aktora głosowego, a szkoda
squaresofter
10 maja 2018 - 19:38