W co gracie w weekend? #250 - squaresofter - 12 maja 2018

W co gracie w weekend? #250

Jestem niezwykle rad, że mogę Was powitać w kolejnym odcinku W co gracie w weekend? To już pięć lat od kiedy zajmuję się tym cyklem, choć na Gameplayu robię to mniej więcej od sześciu miesięcy. Dla mnie jednak najważniejsze w tym wszystkim jest to, że wciąż mam możliwość czytania o tym, co aktualnie ogrywają gracze oraz o tym, co im się podoba lub nie podoba w tytułach, którym poświęcają swój czas. Niektórzy szukają w grach jakiegoś wyzwania. Inni chcą się po prostu dobrze bawić. Cieszę się, że mogłem współpracować z niejednym ze swoich czytelników i choć był kilka lat temu taki okres, że chciałem zrezygnować z pisania o grach, to moi czytelnicy mnie od tego odwiedli. Dzięki temu mogę poszerzać swoje horyzonty, poznawać nowych ludzi i wciąż pisać o pasji, jaką stanowią dla mnie gry wideo. Dziś we w co gracie przeczytacie o Battlefieldzie 3, Bioshocku 2 oraz o Borderlands.


Battlefield 3 (PS3, EA DICE, 2011r.)

W Battlefielda 3 grałem tak dawno, że gdy jeden z kolegów, z którym świetnie się bawiłem przy Starhawku, którego opisywałem jakiś czas temu na łamach niniejszego felietonu, zaproponował, że pogra ze mną w dodatki, to byłem w siódmym niebie. Niestety wszystko pozapominałem i musiałem sobie nawet przypomnieć to jak się startuje odrzutowcem z lotniska. 

Gdy inni gracze z grupy Battlefielda 3, do której i ja należę ustalali już wykupienie serwera do ustawki i przedstawiali jakieś szczegółowe plany zdobycia wszystkich trofeów sieciowych w tej strzelaninie pierwszoosobowej ja chciałem po prostu dobrze się bawić. Nie było dla mnie ważne czy przegram lub wygram. Liczyło się tylko to, że mogę pograć i pogadać ze znajomym podczas wspólnej gry.

Nie powiem, kilka szalonych akcji udało nam się wykonać.

Udało mi się w końcu zastrzelić przeciwnika, jadąc jako pasażer motocykla. Zestrzeliłem też jako kierowca jeepa helikopter, co wcale nie było takie łatwe, gdyż pilot naprzeciwko którego stanęliśmy potrafił o siebie zadbać. Nasz plan, aby mój kumpel oddał strzał z Igły, co doprowadzi do odpalenia przez niego flar, co z kolei stworzy dla mnie szansę oddania strzału, którego nie powstrzyma już żadna flara spalił na panewce. Gdy chciałem już oddać strzał z działa jeepa nasz wróg schował się w zasłonie dymnej i nie mogłem go wcale namierzyć. Wtedy mój kolega wpadł na kolejny pomysł. Postanowił, że będzie przynętą. Unieruchomił owy helikopter przy jednej z kolejnych okazji, co tak rozsierdziło jego pilota, że ten był zmuszony posadzić sprzęt na ziemi, bo wtedy mógłby z niego wsykoczyć i zastrzelić mojego znajomego. Była to dla mnie idealna okazja, żeby rozwlalić w drobny mak tą irytującą maszynę latającą.

Jednak zupełnie inna sytuacja dostarczyła nam najwięcej emocji. Rozmawialiśmy jak niby możemy doprowadzić do kradzieży flagi w taki sposób, że ja będę pilotem helikoptera a on zwinie flagę z bazy wroga i razem odlecimy do naszej bazy. Wydawało mi się to niemożliwe, tym bardziej, że widziałem kiedyś jak jeden gracz z mojej drużyny wylądował w obcej bazie a jego helikopter został zniszczony zanim zdołałem mrugnąć oczami. To nie był najlepszy pomysł. Postanowiłem rozegrać to zupełnie inaczej. Wylądowałem helikopterem przy wcześniejszym budynku, wysiadłem z helikoptera, żeby go nikt nie zniszczył i czekałem na moment, aż kolega ukradnie flagę. Gdy tylko usłyszałem w headsecie, że kumpel ma flagę, zasiadłem za sterami helikoptera, podleciałem trochę w jego kierunku i razem zabraliśmy się do naszej bazy, po czym zdobyliśmy punkt.

Ech, stęskniłem się za Battlefiledem 3. W ten weekend w dalszym ciągu będę się staral odblokować wszystkie elementy do kuszy.


Bioshock 2 (PS3, 2K Marin, 2010r.)

Nie zajmuję sie obecnie trybem dla jednego gracza w Bioshocku 2, ale skoro znajomi ciągle zaczepiają mnie, żebym z nimi grał, to nawet jeśli gram akurat w coś innego, to chcę wskoczyć cociaż na moment do tej podwodnej dystopii i bawić się razem z nimi. Nikt z nich mnie nie ocenia, nie mówi, że jestem słaby, że czegoś nie umiem albo, że nie zasługuję na to, żeby się z nimi bawić.

Do trybów rywalizacji znanych z innych strzelanin dodano tutaj elementy właściwe dla tej serii. Po zabicu gracza możemy mu zrobić zdjęcie, co sprawi, że zadamy mu więcej obrażeń. Jeśli uważamy, że jesteśmy zbyt słabi w walce bezpośredniej, to zawsze możemy zhakować jakieś działko i liczyć na to, że unicestwi zaskoczonego gracza. Na mapach pojawia się też od czasu do czasu strój Big Daddy'ego a gdy go założymy, to możemy siać postrach i pożoge w szeregach innych graczy. Ubicie takiego potwora nie należy do najprostszych rzeczy, ale jest to wykonalne.

Najwięcej czasu ze znajomymi spędzam w trybie polegającym na zbieraniu ADAMa, czyli materiału genetycznego, który służy do modyfikacji genetycznych wszystkich mieszkańców Rapture. Zabawa polega na tym, żeby pochwycić Little Sister i przetrzymać ją jak najdłużej, w czym na pewno będą przeszkadzać nam inni gracze. 

Grałem również w wariację trybu capture the flag polegający na pochwyceniu Little Sister i bezpiecznym doniesieniu jej do jej kryjówki. Ten tryb składa się z dwóch faz. Jako obrońcy musimy przeszkadzać innym graczom w schytaniu małej, bezbronnej dziewczynki. W tym celu jeden gracz z danej drużyny staje się nawet Big Daddy'm, ale to wcale nie oznacza, że jest nieśmiertelny. Zmasowany atak napastników wyposażonych w granatniki obali nawet i takie monstrum, dlatego obrońcy muszą też uciekać się do zastawiania pułapek na potencjalnych złodziei. Należy korzystać z wszelkich możliwych metod, żeby powtrzymać adwersarzy. Obrona małej siostrzyczki nie należy do najprostszych rzeczy, szczególnie wtedy gdy jej zmutowany opiekun polegnie na placu boju. Gra po przeciwnej stronie barykady jest bardzo stresująca i ucieczka, gdy wszystko wokół chce nas zabić a my musimy przedrzeć się przez hordę pułapek, wieżyczek i krwiożerczych spicerów w celu uratowania najbardziej bezbronnej istoty w tym koszmarnym podwodnym mieście. O wysoki poziom adrenaliny nie musimy się martwić.


Borderlands Game of the Year Edition (PS3, Gearbox Software, 2009r.)

Dodatek ze Generałem Knoxxem zaliczony. Tak jak się po nim spodziewałem, był wypchany po braegi zawartością i misjami. Miałem okazję przetestować w nim trzy typy pojazdów.

Racer to bardzo szybki pojazd, z krótką dopałką i słabo opancerzony, ale z drugiej strony idealnie nadający się do akrobacji powietrznych. Trzeba nauczyć się nim jeździć, bo bez niego nie dostaniemy się do więzienia, w którym przetrzymywana jest Athena.

Zbudowanie Monstera było moim pierwszym zadaniem zleconym mi przez Scootera w tym ogromnym dodatku i gdybym nie zajął się tym już na samym początku, to nie zrobiłbym w nim nawet jednego zadania. Na początku zupełnie nie radziłem sobie z dronami latającymi i czychajacymi na mnie samochodami. Monster ma solidny pancerz i rozpędza się bardzo wolno, ale ma zdecydowanie najdłużej trwającą dopałkę. Spedziłem najwięcej czasu w tym wozie.

Ostatnim pojazdem z jakim miałem do czynienia jest Lancer, opancerzony niczym czołg. Zdecydowanie najwolniejszy ze wszystkich pojazdów, którty niezbyt nadaje się do skakania z wyskoczni nad przepaściami, ale jego wielka wytrzymałość pozwala na spokojną jazdę nawet w pobliżu najgroźniejszych stworzeń zamieszkujących Pandorę. Nie posiada w swoim arsenale pocisków samonaprawadzających jak chociażby Monster, ale jego pociski energetyczne jak najbardziej dają radę. Można nim rozrzucać miny, jadąc po drodze. Jednak jego najciekawszą funkcją jest moduł pozwalający na poszukiwanie skrzyń ukrytych głęboko pod ziemią. Dzięki niemu przez chwilę mogłem poczuć się w Borderlands jak prawdziwy poszukiwacz skarbów.

Nie będę nikogo przekonywał, że każda misja w tym dodatku ociera się o geniusz, bo niektóre z nich polegały na żmudnym gromadzeniu rdzeni lub zabijaniu okreslonej ilości wrogów, ale już jedna z misji pobocznych dla Szalonej Moxxi polegająca na zmazywaniu sprośnych bazgrołów na jej temat takich jak to, że Moxxi miała nabój w każdej komorze albo, że lubi pozycję na skagga rozbawiła mnie do łez i za taki humor uwielbiam tą serię.

Knoxx nie okazał się jakimś trudnym mocarzem i choć w pewnym momencie starcia z nim pojawiły się posiłki, które mu pomagały, w tym żołnierze z działkami stacjonarnymi, które uzupełniły jego ubetek zdrowia, to po szybkim uporaniu się z nim zająłem się wojskowym nie lubiącym poniedziałków i wysadziłem cała zbrojownię w cholerę.

Po pokonaniu głównego bossa zobaczyłem napisy końcowe i otrzymałem możliwość wykonania ostatnich zadań z Tajnej Zbrojowni Generała Knoxxa. Kilka razy zawalczyłem na arenie, zrobiłem najbardziej irytujące misje dla Marcusa i tylko zachodziłem w głowę czemu pracownicy Gearboxa zrezygnowali z przekaźników umożliwiających szybki trasport do konkretnego obszaru na mapie tak jak to jest w podstawowej wersji gry? Zamiast tego byłem zmuszony jeździć przez kilka mniejszych obszarów, żeby wykonać jakąś misję a potem jeszcze wrócić do konkretnego zleceniodawcy, aby otrzymać od niego nagrodę. To chyba najgorsze rozwiązanie w tych dodatkach, podobnie jak to, że wyłącznie gry za każdym razem przenosi nas do pierwszej miejscówki w dodatku, z której znowu trzeba się wlec gdzieś dalej, żeby wykonać zadanie. Również i pod tym względem podstawka jest lepiej przemyślana, gdyż w niej zawsze zaczynamy w obszarze, w którym skończyliśmy wcześniejszą grę.

Po tym wszystkim miałem 43 poziom rozwoju postaci i absolutnie żadnych szans na wyrównaną walke z największym potworem z całego dodatku. Sugerowany poziom misji pokazywał liczbę 61 a to oznacza, że nie można z nim walczyć podczas pierwszego przejścia gry. Mocno mnie to rozczarowało, ale chciałem go chociaż zobaczyć na oczy. Los chciał inaczej. Dołączyło do mnie trzech graczy z 69 poziomem, czyli maksymalnym w pierwszej części Borderlands, więc byłem ciekawy tego jak też sobie poradzą w starciu w monstrum, które jest podobno nie do zabicia a tytuł misji z nim zwiazanej brzmi mniej więcej Na pewno umrzesz. Tak się guzdrałem przy automacie z bronią przy windzie, która prowadzi do areny, na której miała odbyć się walka, że dwóch z tych graczy nie wytrzymało i pojechało na górą. Zanim winda zjechała na dół boss już nie żył. Tyle go widziałem. Haha. Jedeyne co mogłem zrobić w takiej sytuacji, to zebrać piekielnie drogi ekwipunek, który z niego powypadał.

Jedyne co mi pozostało w takiej sytuacji, to rozegrać wreszcie dodatek z rewolucją claptrapów, ale bardzo szybko zostałem sprowadzony na ziemię, gdy okazało się, że pierwsza misja z tym związana również wymaga 61 poziomu. W ten oto sposób wróciłemm do wątku głównego w tym skrzyżowaniu fpsa z rpgiem i jeszcze bardzo długo nie zobaczę ostatniego dodatku. Muszę praktycznie przejść ten tytuł jeszcze dwa razy, łącznie z dodatkami, żeby zdobyć odpowiedni poziom do rozegrania ostatniego fragmentu w Borderlands, którego jeszcze nie znam.

Nie składam jednak broni, bo to dla mnie wielka szansa na spotkanie kolejnych łowców nagród, którzy nieraz ratowali mnie przecież z opresji i vice versa.


Choć czasu mam niewiele a weekend zaczyna się dla mnie dopiero dzisiaj po południu, to liczę na to, że uda mi się jeszcze włączyć na chwilę któryś z nastepujących tytułów: Umineko, God of War II HD lub Burnout Paradise, którego nie widziałem na oczy przez ostatnie siedem lat.

Trzymajcie się się ciepło. Życzę Wam udanego weekendu, oczywiście nie tylko przy grach.

squaresofter
12 maja 2018 - 08:56