W co gracie w weekend? #245 - squaresofter - 6 kwietnia 2018

W co gracie w weekend? #245

Na wstępie chciałem Wam podziękować za świąteczne życzenia i komentarze z poprzedniego odcinka naszej wspólnej ccotygodniowej zabawy. Szkoda, że w tym blogu opisuję jedynie gry, które zamierzam ograć w weekend, bo wspólne granie z Frosztim w Modern Warfare 2 i zdobycie w nim platyny oraz ukończenie The Fruit of Grisaii  to chyba dwa najważniejsze wydarzenia w moim growym dorobku w ostatnim czasie, ale świat kręci się dalej, więc wypadałoby by się skupić na tym co dopiero przede mną. Pewnie nikogo z Was nie zdziwi jak napiszę, że w dalszym ciągu zajmuję się ogrywanymi wcześniej grami. W dzisiejszym odcinku spełni się jedno z moich wielkich marzeń i pokażę Wam jak gram w Hatsune Miku Future Tone. Gram też w Starhawka. Do tego bawię się w najlepsze z trybem kampanii w Killzone 3. Próbuję ukończyć ostatnie wyzwanie w Bioshocku i w dalszym ciągu poznaję historię bohaterów z Guilty Gear X2 #Reload. Takie są moje plany związane z grami na ten weekend. Po więcej szczegółów zapraszam do dalszej części tekstu.


Hatsune Miku: Project DIVA Future Tone (PS4, Crypton Future Media + Sega, 2017r.)

Pisałem już wiele na temat piosenek Miku i jej przyjaciół, ale od kiedy dowiedziałem się, że w PS4 będzie opcja zapisu rozgrywki i możliwość ich udostepniania w sieci wybiegłem myślą w przyszłość i planowałem kolejne odsłony w co gracie w weekend, w których pochwalę się swoimi wyczynami w grach. Brałem pod uwagę też małą wokaloidkę, ale gdy po zakupie Future Tone okazało się, że Sega częściowo zablokowała jedną z podstawowych funkcji ostatniej konsoli Sony, wyciszając głos i muzykę w swojej grze rytmicznej ze względu na prawa autorskie, to ogarnęła mnie czarna rozpacz. Od tamtej pory opisuję od czasu do czasu piosenki z tej gry i wrzucam filmiki udostepnione na You Tube przez jej fanów. Zawsze uważałem tych ludzi za szczęściarzy.

I pewnie nic by się nie zmieniło w tej materii, gdyby nie moja niedawna rozmowa z Kaszydo, która nic sobie nie robiła sobie z tego, że Atlus wespół z tą samą Segą zablokowali tą funkcję także w Personie 5. Znalazła sposób na obejście tej blokady i streamowała rozgrywkę z jednego z najlepszych jrpgów ostatnich lat.

Wtedy też postanowiłem, że i ja spróbuję. Zgrałem na dysk twardy PS4 bezdźwięczny filmik z Hello, Worker wykonywany przez Lukę Megurine, skróciłem go w odpowiedni sposób w SHARE factory, którego nie widziałem od wieków, przekonwertowałem na mp3 filmik z You Tube z tym samym utworem, dodałem go do klipu i w miarę dobrze zsynchronizowałem z obrazem. Może zobaczyć efekt końcowy poniżej. 

Jakby Luka była moją szefową, śpiewała mi codziennie i tańczyła wiecznie uśmiechnięta to do pracy chodziłbym cały w skowronkach, osiem dni w tygodniu.


Starhawk (PS3, Lightbox Interactive, 2012r.)

Udało  mi się zaliczyć 50 misji trybu Prospector, więc teraz skupię się w multi jedynie na trybach Team Deathmatch, Capture the Flag oraz Zones, ale że wspominałem już o nich tydzień temu, więc tym razem zajmę się trybem dla jednego gracza.

Rzecz dzieje się w przyszłości. Ludzkość odkryła nowe źródło energii, zwane energią szczelinową, którą można wydobywać z głębi planet. To wydarzenie stworzyło zapotrzebowanie na szczeliniarzy zajmujących się pozyskiwaniem tego źródła energii. Problem w tym, że ciągły kontakt z tym typem energii jest niezwykle niebezpieczny dla ludzi i może ich przemienić w oszalałe dzikusy atakujące wszystko i wszystkich w zasięgu pola ich widzenia.

Główny bohater, Emmet, i jego brat Logan zajmują się wydobywaniem tego niezwykle cennego surowca, lecz podczas jednego z ataków wyrzutków ich platforma wydobywcza zostaje zniszczona, Logan przeistacza się w potwora a i sam protagonista nieomal kończy w ten sam sposób. Ratuje go niejaki Cutter. Obaj zostają partnerami, którzy jako najemnicy do wynajęcia podróżują od planety do planety w poszukiwaniu energii i specjalizują się w unieszkodliwianiu wspomnianych wcześniej szaleńców, którzy także mają chrapkę na pozyskanie cennego surowca.

Pierwsza misja pełni funkcję samouczka i uczy nas podstawowych zagrań takich jak stawianie platformy wydobywczej, tworzenie bazy zaopatrzeniowej, ścian, działek automatycznych i dyspensera lekkich pojazdów z napędem odrzutowym, czyli coś co robiłem setki razy w trybie dla wielu graczy. Dopiero kolejna misja to coś co misie lubią najbardziej, bo zabiera nas do kosmosu, gdzie mamy możliwość polatać tytułowym gwiezdnym pojazdem latającym.


Killzone 3 (PS3, Guerrilla Games, 2011r.)

Tak jak już wspominałem przy okazji mojego wcześniejszego wpisu o multiplayerze Killzone'a 3, że moje narzekania na tego fpsa są tylko tymczasowe, więc kiedy godnie się z nim pożegnałem mogę się w końcu skupić się na kampanii dla jednego gracza, która zaczyna się dokładnie tam gdzie skończył się Killzone 2, czyli w chwili śmierci Visariego, któremu towarzyszył wybuch bomby jądrowej zdetonowanej w pobliżu najważniejszego miasta na planecie zamieszkanej przez helghastów.

Gdy wydawało się, że ludzkość ma najgorsze za sobą pojawili się inni, którzy chcą przejąć schedę po zabitym męczenniku w walce o lepsze jutro dla uciemiężonego ludu. Fabuła to w zasadzie mało istotny aspekt tej serii, ale tututaj przynajmniej wydarzenia w grze stanowią jakieś rozsądne podstawy do dalszego prowadzenia tej opowieści. Historia wojskowego walczącego z człowiekiem stojącym za potężnym konglomeratem zbrojeniowym nie musi zresztą być przekonująca. Najważniejsze, że działania tego drugiego prowadzą do powstawania nowego typu uzbrojenia takiego jak plecaki odrzutowe i działa łukowe, które są w stanie zdezintegrować dowolny cel. Strasznie wygląda ktoś kto dostał wiązką z tej broni, dlatego nie mogę się doczekać gdy dostanę ją w swoje łapska. Będzie się działo. Gra mnie zachwyca w prawie każdym aspekcie i gram w nią z wielką przyjemnością. Bardzo się cieszę, że wróciłem do uniwersum wykreowanego przed Holendrów. Misja skradankowa w dżungli przypomniała mi najlepsze momenty z pierwszego Killzone'a, w którym Luger używała dokładnie tego samego karabinka co Sev.


Bioshock (PS3, 2k Boston + 2K Marin + 2K Australia + Digital Extremes, 2008r.)  

Tydzień temu opisałem dwa pokoje wyzwań dostepne w pierwszym Bioshocku. Teraz przyszedł czas na ostatni z nich, który skupia się na walce. Mamy więc osiem pomieszczeń pełnych przeciwników, wyłączone vita-chambery i musimy tylko przetrwać w każdym z nich. Niby nic trudnego, bo zdobywamy w nich kolejne bronie, możemy do nich kupować amunicję, montować im mody a za pozyskany adam dostępne są nowe toniki bojowe oraz plazmidy, więc moża się wyszaleć. 

Problem w tym, że autorzy wymyślili sobie trofeum polegające na przejściu tego dodatku bez używania jakiejkolwiek z tych broni, z wyjątkiem słabiutkiego klucza i tu zaczynają się schody. 

Niby ten dodatek jest nastawiony tylko na walkę, tymczasem zanim cokolwiek kupię zastanawiam się nad tym setki razy. O ile unieszkodliwienie jednego splicera kluczem nie stanowi żadnego problemu, tak wyeliminowanie w ten sam sposób Big Daddy'ego jest praktycznie niemożliwe i trwałoby wieki. Na całe szczęście w pobliżu tego potwora była kałuża naładowana elektrycznością, więc wykorzystałem siebie jako przynentę, żeby nieustraszony i potworny opiekun małych i bezbronnych dziewczynek wpakował się z całym impetem w śmiertelną pułapkę, która załatwi go za mnie. Uwielbiam takie akcje, więc nawet jeśli będę muiał gryźć trawę w Rapture i opwiadać kawały wieżyczkom wartowniczym zabijające humorem na śmierć, to zrobię to, bo Bioshock to chora i przerażająca dystopia, kombinowanie z mocami i główkowanie aż do końca świata. Były czasy gdy traktowałem tego steampunkowegoi fpsa trochę po macoszemu, ale nie da się ukryć, że on jest po prostu jak wino, im starszy tym lepszy.


Guilty Gear X2 #Reload (PS2, Arc System Works, 2004r.)

Niedawno poznałem historię największego osiłka uniwersum Guiltu Gear. Potemkin był kiedyś niewolnikiem, ślepo wykonującym rozkazy swojego mocodawcy. To bardzo powolna postać, ale do dziś jest to jedyny bohater z pierwszego Guilty Gear, którym udało mi się pokonać ostatniego bossa w grze w normalnej walce, bez konieczności odnoszenia się do jego zabójczej techniki. Justice był tak przerąbanym przeciwnikiem, że musiałem zasięgnąć internetowej pomocy dotyczącej tego jak się wykonuje zabójcze ataki, bo czasem męczyłem się z nim z godzinę i nie potrafiłem go pokonać dwa razy z rzędu.

Ufny w to cenne doświadczenie, które zdobyłem przy pierwszej odsłonie tej dwuwymiarowej bojatyki wydawało mi się, że nie będę miał żadnych problemów walcząc potężnym kolosem, który oprócz piekielnie silnych ataków rękami ma chyba najsilniejsze rzuty ze wszystkich postaci w tej serii bijatyk. 

Celem mięśniaka jest schwytanie niebezpiecznego geara imieniem Dizzy. Dawno temu pisałem o niej na łamach w co gracie i jej skrzydlaty dualizm z miejsca przypadł mi do gustu. Od tamtej pory ta dziewczyna nieświadoma swojego potencjału bitewnego stała się moją ulubienicą, dlatego byłem w niezłym szoku jak dała mi w kość, gdy stanąłem naprzeciw niej. Bez względu na to jakich technik na niej używałem nie byłem w stanie jej pokonać, gdyż w tym pojedynku regeneruje się jej zdrowie.

Gdy Dizzy wpada w szał, to potrafi zabić jednym atakiem. Zanim go wykona wydaje się ogłuszona. Z początku promieniuje światłością a kiedy owa światłość wybucha jest już po graczu. Nie mam bladego pojęcia jak zrobić ten atak, ale nabrałem respektu do dziewczyny z rozdwojeniem jaźni. Bez ataku zabijającego Potemkina chyba nie dałbym rady jej pokonać. Walka z Johnnym, która nastapiła po niej to była kaszka z mleczkiem. Bardzo sposobało mi się zakończenie historii ślamazarnego wojownika, bo wynikło z niego, że to równy gość, którego da się polubić a nie drętwy służbista z kijem w tyłku, który odzywa się tylko wtedy, gdy ktoś mu każe.  


Zapraszam do komentarzy.

squaresofter
6 kwietnia 2018 - 22:17