Granie offline jest passé? - Trochę o przyszłości singleplayer. - Improbite - 9 maja 2018

Granie offline jest passé? - Trochę o przyszłości singleplayer.

Jeden z tekstów DMa zainspirował mnie do napisania paru słów na temat tego, czy gry singleplayer szykują się na swoją śmierć?

DM jest jednym z autorów gameplay.pl, jednak czasem zdarza mu się także napisać coś do publicystyki Gry-Online.pl. Odnoszę się do jego tekstu pt. Jeszcze fabuła nie umarła – chcemy singla czy battle royale?.

Warto tutaj również zauważyć, że mój wpis dotyczy jedynie gier single player, gdzie fabuła jest liniowa. Nie mówimy tutaj o bardzo rozbudowanych produkcjach fabularnych pokroju Fallout czy Wiedźmin 3 Dziki Gon.

Zacząłem zastanawiać się nad tym zaraz po przeczytaniu cytatu: 

Gracze nie lubią już liniowych gier tak bardzo, jak 5 czy 10 lat temu.

Są to słowa Blake’a Jorgensena z Electronic Arts.

Muszę zgodzić się z tym, co napisał DM na temat Electronic Arts i czy potrafią oni zrobić ciekawą fabułę w swoich produkcjach, ale zabijają je faktem, że są liniowe do bólu. Dla przykładu właśnie wspomniany w jego tekście Battlefield Hardline czy TitanFall. Podobnie było także z Mirror’s Edge Catalyst.
Ciekawostka: Testy beta tej ostatniej produkcji opublikowaliśmy kiedyś na naszych blogach redakcyjnych.

Kryzys rozpoczął się gdzieś w 2012 roku od słabego Medal of Honor: Warfighter i tylko się pogłębiał wraz z fabułami Battlefielda 4, Hardline’a, Mirror’s Edge: Catalyst czy dwóch ostatnich pozycji z cyklu Need for Speed. Co jednak ciekawe – w tytułach potraktowanych przez Elektroników po macoszemu kampanie fabularne zebrały niezłe opinie. Tak było chociażby w Titanfallu 2 czy niedawno wydanym A Way Out.

Po cytacie jak widzicie można zauważyć, że wątki fabularne Electronic Arts mają tendencję spadkową, a wspomniane przez niego tytuły tylko to potwierdzają. Chociaż w wypadku Hardline można zobaczyć, że rozgrywka dla pojedynczego gracza faktycznie była zrobiona na zasadzie “bo musi”, a jej liniowość wręcz zabijała. Poza tym produkcja do momentu śmieci zabawy online faktycznie miała się całkiem dobrze.

Granie samemu jest czasem lepsze!

Nie ukryję, że jestem raczej graczem, który gra samotnie niczym wilk bez swojej sfory. Jakoś granie samemu, w świetnie przygotowaną fabułę, pomagało mi na spokojnie wdrożyć się w przygotowaną zabawę.

Granie samemu ma jeszcze jedną ważną cechę, która czasem skłania nas do wybrania samotnej zabawy. Wielu z was zna serię Diablo 3, gdzie kilka lat temu wprowadzono dodatkowy tryb rozgrywki, którym są szczeliny. Kiedy osiągniemy maksymalny poziom postaci, mamy dostęp do głębokich szczelin.
Różnica między podstawowymi a głębokimi jest taka, że te drugie są na czas, a im on jest krótszy, tym lepszy loot.

Właśnie na przykładzie produktu Blizzarda chciałbym powiedzieć wam o jednej rzeczy, którą zauważam od jakiegoś czasu. Gracze, którzy wybierają grę ze znajomymi, częściej wolą zabawę w głębokich szczelinach i jedyne co się dla nich liczy to krótki czas biegu, a nie zabawa ze wspólnego zabijania pomiotów piekieł. Więc widzicie, że czasem i dodany multiplayer, nawet w formie kooperacji dla wielu graczy może zabić samotną rozgrywkę, którą tak bardzo lubią.

Oczywiście produkcje, które dostajemy, niezależnie czy multi, czy single, posiadają błędy, ponieważ nikt nie robi gier idealnych. świat bez bugów, byłby jak świat bez złych gier. Dobrymi produkcjami tego typu, które podobały się wielu graczom po swojej premierze były Prey, Horizon Zero Dawn, Resident Evil VII czy ostatnio wydane na konsole Playstation 4 God of War, które od momentu swojej premiery zadziwia swoimi wynikami sprzedaży.

Mikropłatności, DLC i ceny gier to następni zabójcy gier singleplayer?

Nigdy nie rozumiałem fenomenu systemów dodatkowych opłat, które ułatwiały rozgrywkę wielu graczom. Dla mnie do dziś jest to po prostu dodatkowy sposób wyciągania dodatkowych funduszy z gier.

Kolejnym powodem, dlaczego rozgrywka singleplayer może odchodzić w cień, jest cena produkcji. Nie jest ona już tak niska, jak miało to miejsce kilka lat temu.

Wiąże się to jednak z faktem, że wtedy koszty były stosunkowo niższe niż teraz, więc potencjalnie wyższe ceny w przyszłości to tylko kwestia czasu. Nie dziwię się, ponieważ koszty zawsze są zmienne, a nigdy nie da się ich wyeliminować.

Nie ma więc nic dziwnego w tym, że wielu producentów może uważać, że produkcje, które będą opierać się tylko i wyłącznie na rozgrywce sieciowej oraz mikropłatnościach czy DLC, mają na pewno większą rację bytu niż produkcja, gdzie rozgrywka dla wielu graczy jest traktowana jako dodatek. A to wszystko przez potencjalnie mniejsze zyski.

Kochamy bugi, ale jednocześnie i nienawidzimy!

Patche w grach na dzień premiery dziś to nic nowego, wręcz nawet coś pewnego. Wszyscy do dziś pamiętamy premierę Assassin’s Creed Unity, która otwierała drogę serii na konsole następnej generacji konsol.

Właśnie w dzień premiery okazało się, że gra była pełna niedociągnięć, które nie dość, że utrudniały rozgrywkę obok stabilnego działania, dodatkowo sprawiła, że wielu zraziło się do Ubisoftu.

Wpadka firmy faktycznie obniżyła zaufanie co do firmy, ale w szerszym spojrzeniu, wcale nie sprawiła, iż gracze przestali kupować następne odsłony historii skrytobójców, które jak wszyscy wiemy, nastawione są na rozgrywkę tylko singleplayer.

Gry online to faktyczna przyszłość? Szykujcie głębsze portfele, nadchodzą następne płatności!

Nie ukryjemy faktu, że takie usługi jak Spotify, którego model płatności oparto na comiesięcznej opłacie (lub jak kto woli subskrypcji), zrewolucjonizował rynek, nie tylko na temat sposobów pozyskania zysku, ale i także tego, jak taką usługę postrzegają obecni lub nowi klienci.

Osobiście uważam, że wprowadza to coraz większy chaos w tym, co możemy znaleźć na rynku. Nie tylko w kwestii dostępu do nowych materiałów, ale w pewnym momencie pojawia się pewnego rodzaju przesyt, co także odbija się na tym, że nie możemy zdecydować, w co tak naprawdę chcemy się zagłębić.

Na pewno nie powiecie mi, że graliście od początku do końca w każdy możliwy tytuł w swoich bibliotekach Steam i Origin. Nie zapominajmy również o usługach Playstation oraz Microsoft.

Nowe trendy to cisi zabójcy?

Dziś battle royale to dla nas nic nowego, a wręcz widzimy to wszędzie. Jak DM słusznie zauważa i tutaj pozwolę sobie zacytować:

Nie ma nic dziwnego w tym, że każdy wydawca chciałby mieć w swoim portfolio własnego Overwatcha, Fortnite’a czy GTA Online, czyli grę przynoszącą rok w rok krociowe zyski przy mniejszym niż tworzenie nowej marki wkładzie pracy i inwestycji.

Wszyscy chcą mieć kury, które znoszą złote jaja, prawda? Więc nic dziwnego, że to, co się takim staje, sprawia, że wszyscy tego chcą, bo jakoś trzeba pokryć zyski.

Trzeba zauważyć także jedną rzecz, o której mówi DM. Zobaczycie to w serii Call of Duty, które coraz bardziej zbliża się do produktu z trybem battle royale.

Wiecie, że takie posunięcie nie naprawia gier, a tylko tak naprawdę może jedynie zaszkodzić? Nie zrozumcie mnie źle, ponieważ podobnie jak mój redakcyjny kolega uważam, że Modern Warfare była najlepszą odsłoną, a każda, która powstała po niej, nie była równie dobra.

Pozwólcie, że ten cytat będzie zakończeniem tego podpunktu:

Wydaje mi się, że battle royale w CoD-zie, które mogłoby być jedynie dodatkiem do standardowych trybów multiplayerowych, nie jest w stanie poprawić jakości Call of Duty w takim stopniu jak powrót do wiarygodnej, ciekawej fabuły na miarę Modern Warfare.

Multiplayer jest zbawieniem?

Niestety, ale pośród graczy znajdzie się także pewna grupa, która dziś swoje zakupy przekładają na długość rozgrywki i zabawy. Niestety, ale egzystencja takich osób odbija się także na sztucznym (lub celowym, w zależności od popularności) wydłużonym żywocie danej produkcji.

Usługi sieciowe, mikropłatności oraz DLC to coś, czego już nie zabijemy, ponieważ za bardzo zakorzeniło się to już w naszej mentalności czy nawet ekonomii, która dzięki takim modelom co chwila zyskuje.

Pozwólcie, że pozwolę sobie przypomnieć, ten wpis powstał na podstawie tekstu DMa “Jeszcze fabuła nie umarła – chcemy singla czy battle royale?”.

Na jego podstawie powstał mój wpis, który jest oddzielną opinią z innymi argumentami, jednak bardzo podobnym wnioskiem. Mianowicie na chwilę obecną nie można stwierdzić czy gry dla samotnego wilka faktycznie umrą. Jednocześnie nie można wykluczyć, że pewnego dnia to się stanie, jednak na pewno nie będzie to miało miejsca w najbliższej przyszłości.

Ps. Dziękuję Dariuszowi “DM” Matusiakowi za wskazówki podczas pracy nad niektórymi elementami tekstu.

Improbite
9 maja 2018 - 16:57