Gra Book of Demons, dzieło małego polskiego zespołu Thing Trunk, to produkcja tak mocno czerpiąca z magii pierwszego Diablo, że już na starcie ostrzegam - tytuł hitu Blizzarda pojawi się w tej krótkiej recenzji jeszcze wiele razy.
Book of Demons powstało jako pierwsza część cyklu nazwanego Return 2 Games. Autorzy bowiem wyszli z założenia, że wśród współczesnych produkcji mało jest gier z prawdziwego zdarzenia, takich jak 20 lat temu. Prawdziwych gier do grania, a nie do przeżywania filmowych przygód czy kupowania skórek do karabinów. Ambitny plan zakłada stworzenie siedmiu tytułów bazujących na różnych klasykach. Na start dostaliśmy papierowe Diablo.
Dlaczego Diablo? Bo Book of Demons jest czymś jakby action RPG, w którym jeden z trzech śmiałków (wojownik, łuczniczka lub mag) przybywa do małego miasta. W miasteczku przy studni stoi mędrzec, jest też zakonnik-uzdrowiciel, barmanka i wiedźmo-cyganka. Z kolei obok jest katedra, pod którą w rzucie izometrycznym zalęgło się prastare zło. A dlaczego papierowe? Autorzy nazwali swoje uniwersum Paperverse, a cała szata graficzna podporządkowana jest kartonowej, kanciastej, przypominającej origami stylistyce. Dodaj jedno do drugiego, zamień wszystkie elementy zbroi, broni czarów na magiczne karty, zamieszaj i gotowe.
Wspomniane karty są potencjalnie najbardziej kontrowersyjną zmianą do sprawdzonej formuły Diablo. Taką, która może odrzucać (ja patrzyłem podejrzliwie). Na szczęście jest to w dużej mierze kosmetyka. Book of Demons oferuje 40 typów kart, z których każdą można ulepszać i z których każda ma kilka wariacji (w tym magicznych i legendarnych). Trik polega a tym, że w grze są karty będące elementami ubioru lub uzbrojenia (zapewniają bonusy pasywne, na stałe blokujące część dostępnej many) i karty czarów, używane zupełnie tak, jak w Diablo. Masz manę, to naparzasz. Nie masz, to uzupełniasz ją za pomocą innej karty albo korzystasz z fontanny. Na układanie talii jest maksymalnie 10 slotów (zaczynamy z trzema, resztę odblokowujemy za złoto), ale z niektórych kart można korzystać z ekwipunku, choć trwa to nieco dłużej.
Taki mechanizm sprawdza się wyśmienicie - z jednej strony jest nowy i interesujący, z drugiej zapewnia doznania porównywalne z tymi, które pojawiały się podczas grania w Diablo. Ale nowości jest więcej, z których najfajniejsza to Flexiscope - system pozwalający dostosować wielkość lochu, do którego właśnie wchodzimy. Gra losowo generuje kilka poziomów o różnej długości, podając szacunkowy czas na ich przejście - im dłuższy loch, tym lepsze nagrody. Sprytne. Poza tym podczas naszych eskapad i ciągłego levelowania część nagród trafia do specjalnego kociołka, w którym się one kiszą i z którego można je potem wykupić - im bardziej jesteśmy cierpliwi, tym lepiej dla nas.
Book of Demons jest piekielnie grywalne, choć zabawa robi się powtarzalna - zalecam przerwy. 10 godzin zajęło mi przejście przez zasiedlone mnóstwo potworów 3 typy podziemi i dotarcie do Arcydemona. Grę przeszedłem, ale w tym samym momencie odblokowałem tryb free play, który pozwala na zdobycie wszystkich brakujących kart i dalsze dopasowywanie lochów pod swoje preferencje. Czy będę jeszcze grał w to polskie "Diablo-origami"? Zapewne tak, choć wystarczającą satysfakcję już osiągnąłem - teraz poproszę o jakiś dodatek w stylu Diablo (nowy loch, nowa klasa postaci, nowe karty).
Ekipa Thing Trunk stworzyła bardzo ładny produkt - trochę karciankę, trochę planszówkę (poza ŚLICZNĄ! papierową grafiką, nasza postać porusza się tylko po z góry ustalonych ścieżkach) i mocno hack'n'slash. Oryginalny, pozbawiony błędów, świetnie działający i dający wielkie nadzieje na przyszłość. Jeśli kolejne gry z Return 2 Games będą tak fajne jak Book of Demons, to będę bardzo zadowolony.