W co gracie w weekend? #287: Kingdom Hearts III - Sora Donald i Goofy znowu razem - squaresofter - 22 lutego 2019

W co gracie w weekend? #287: Kingdom Hearts III - Sora, Donald i Goofy znowu razem

Witam wszystkich graczy. W tym tygodniu pożegnałem się na zawsze z LittleBigPlanet 2, ogrywając podstawkę oraz wszystkie dodatki. Zaliczyłem też czterokrotnie remake Resident Evil 2, który jeszcze mi się nie znudził i przejdę go pewnie nieraz. Pograłem też trochę w remake Umineko, ale w dzisiejszym odcinku W co gracie w weekend? napiszę w kilku słowach o tytule, na który czekałem blisko trzynaście lat, czyli o Kingdom Hearts III.


Kingdom Hearts III

Informacje

Platforma: PS4

Producent: Square Enix

Data wydania: 29 stycznia 2019r.

Gatunek: Rpg akcji

Jeden z graczy pytał mnie ostatnio czy znajomość poprzednich części Kingdom Hearts jest wymagana do zrozumienia trzeciej odsłony przygód Sory, Donalda, Goofy’ego oraz innych disney’owskich bohaterów i muszę stwierdzić, że niestety, ale tak. Problem jest jednak bardziej złożony niż by się mogło wydawać osobom niezaznajomionym z tym crossoverem.

Problem tkwi w tym, że nawet gdyby ktoś obejrzał masę streszczeń fabularnych tej serii lub ograł wszystkie gry z tego uniwersum wydane do tej pory, to i tak nie zrozumie tej historii całkowicie. Dlaczego? Jest ona po prostu zbyt zagmatwana. Utrzymanie fabuły w danym dziele na odpowiednio wysokim poziomie przez blisko dwadzieścia lat jest praktycznie niemożliwe. Jeśli mi nie wierzycie, to sprawdźcie co piszą dziś długoletni fani takich cyklów jak Final Fantasy, Fallout, Mass Effect lub Dragon Age o ich najnowszych odsłonach.

Co się zaś tyczy Kingdom Hearts, to zrozumienie jego historii nie tylko skomplikował fakt wydawania kolejnych jego części i spin-offów na wielu sprzętach. Są oczywiście składanki próbujące wszystko to, co pojawiło się w tej materii zebrać w jedną całość a jedna z nich ma nawet rzekomo prolog do Kingdom Hearts III, ale na mnie takie zagrywki ze strony producenta nie robią żadnego wrażenia, bo doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że żeby pojąć całą historię jednego z najlepszych crossoverów na rynku gier wideo trzeba jeszcze zaliczyć większość gier z serii Final Fantasy, bo niejeden z jej bohaterów tworzy integralną cześć całej historii Sory. Ważne są także filmy animowane Disneya wydane na przestrzeni dziewięćdziesięciu ostatnich lat.

To nie jest żart. Pierwszy duży świat w Kingdom Heart III, który odwiedzimy to świat Herculesa z 1997r. Obejrzałem cały ten film pierwszy raz w życiu dopiero dzisiaj i ktoś, kto go nigdy nie widział nie wyłapie większości smaczków z pierwszego świata gry, ani nie zrozumie dlaczego Sora stawia samemu sobie jedno bardzo ważne pytanie, na które nikt nie jest w stanie mu odpowiedzieć.

Piszę o tym nie po to, żeby zniechęcić kogoś do samej gry. Staram się wyłożyć kawę na ławę dla graczy stawiających pierwsze kroki w Królestwie Serc. W gruncie rzeczy żadna z poprzednich części Kingdom Hearts nie jest wymagana do tego, żeby czerpać satysfakcję z jej najnowszej odsłony. Przypomnę tylko, że Wiedźmin był serią stricte pecetową a na PS4 ukazała się dopiero trzecia odsłona tego cyklu, którego poszczególne części tworzą jedną ciągłość fabularną a i tak nie przeszkodziło to w odniesieniu największego sukcesu CD Projekt RED w historii dzięki właśnie posiadaczom konsol Sony, którzy w większości nie widzieli na oczy jego poprzednich części i wielu z nich uznaje go za jedną z najlepszych gier generacji.

Japończycy przygotowali dla laików krótkie streszczenie wydarzeń z poprzednich gier z cyklu a jeśli komuś nic nie mówi imię danej postaci lub dlaczego znajduje się ona tam a nie gdzieś indziej, to za pomoc posłuży tu gummitelefon zbudowany przez Chipa i Dale’a, nad którym pieczę trzyma szerszeń Jiminy. Zasłynął on tym, że pomagał kiedyś marionetce imieniem Pinokio w filmie pod tym samym tytułem, który debiutował na ekranach kin w 1940r., czyli jak nikogo z nas nie było na świecie.

Ze świata Kingdom Hearts III wyrzucono bohaterów z uniwersum Final Fantasy i nie do końca mi to pasuje. Mógłbym także rozwodzić się nad tym, że nie warto przejmować się historią cyklu, który dorobił się przez ostatnie kilkanaście lat większej ilości spin-off’ów niż głównych części serii, że niektóre nazwy gier z Sorą i spółką wymyślił ktoś niespełna rozumu, ale w Kingdom Hearts nie o to przecież chodzi.

W całym tym galimatiasie najwspanialsze jest to, że znów możemy odwiedzić kilka światów Disneya z najbardziej znanych filmów tej wytwórni, spotkać bohaterów, którzy uczynili nasze dzieciństwo trochę przyjemniejszym i dać łupnia wszystkim niegodziwcom, którzy swoimi działaniami starali się uprzykrzyć życie Herculesowi i innym disneyowskim protagonistom. Wszystko to jest polane jrpgowym sosem. Nie musimy jednak bawić się w kombinowanie jakiej zdolności lub czaru użyć na konkretnym przeciwniku, bo wszystko odbywa się na ekranie w dużym tempie. W jednej chwili atakujemy przeciwników naszym mieczem w kształcie klucza, w drugiej używamy czarów, aby za chwilę masakrować ich ogromnym rozbujanym statkiem, ostrzeliwać z kolejki górskiej lub wykonujemy potężne ataki drużynowe z Donaldem, Goofy’m i nnymi bohaterami Disneya. System walki stawia na dynamikę i graficzne wodotryski. Aż ciężko uwierzyć, że nie minęło jeszcze nawet pół roku od premiery ślicznego Dragon Questa XI a na rynku jest już kolejny jrpg, który wygląda tak olśniewająco.  

Grę możemy szybko przelecieć od jednego świata do drugiego a później do kolejnych i zajmie to nam raptem kilkadziesiąt godzin, ale jeśli zechcemy wracać się do odwiedzonych już wcześniej światów lub zbudować własny statek kosmiczny pozwalający na podróże między poszczególnymi światami, to czeka nas sporo aktywności dodatkowych. W grę wchodzą misje dla gummistatku, robienie pamiątkowych zdjęć, synteza przedmiotów, szukanie skrzynek rozrzuconych po całym świecie i szukanie mini gier, na końcu których czekają na nas nagrody pomocne w naszych dalszych przygodach.

Nie jestem żadnym specem tej serii, ale z dwiema poprzednimi częściami Kingdom Hearts spędziłem ze trzysta pięćdziesiąt godzin i widziałem w nich ukryte zakończenia z bohaterami, którzy dopiero mieli się doczekać swoich gier z tego uniwersum a teraz wokół niektórych z nich kręci się historia. Gdy zobaczyłem jeszcze raz najważniejsze sceny z poprzednich odsłon tego połączenia rpga akcji z pięknymi filmami Disneya to poczułem ogromną ulgę, że nie muszę więcej liczyć kolejnych lat w oczekiwaniu na trzecią część tej trylogii. Stęskniłem się za Sorą, Kairi i Riki a po tym jak usłyszałem trzecią wersję utwóru Dearly Beloved w menu gry skomponowaną przez moją ukochaną kompozytorkę, Yoko Shimomurę (stworzyła muzykę do takich gier jak: Street Fighter II, Super Mario RPG, Parasite Eve, Legend of Mana, Radiant Historia, Xenoblade Chronicles, Final Fantasy XV), to miałem łzy w oczach.

Na PS2 ograłem tyle wspaniałych gier i strasznie ubolewałem nad tym, że japoński developing podupadł na poprzedniej generacji konsol, ale koniec końców karta się wreszcie odwróciła.

Po setkach godzin spędzonych z poprzednimi odsłonami Fallouta dziś nawet nie myślę o tym, żeby zagrać w jego najnowszą część. Ostatni TES to jakieś mmo. Dzisiejsze gry BioWare’u mógłbym co najwyżej spuścić w kiblu, bo szkoda na nie czasu. Tymczasem Square Enix, hejtowany przeze mnie od premiery Final Fantasy XIII, czyli przez ostatnią dekadę, potrafiło wydać w trochę więcej niż półtorej roku Niera: Automatę, Dragon Questa XI z okazji trzydziestolecia szlamiej serii oraz Kingdom Hearts III, a więc tytuły, które śmiało można stawiać wśród najlepszych gier tej dekady. Los gracza bywa naprawdę przewrotny.

squaresofter
22 lutego 2019 - 22:05